Piotr Polechoński

Zwyczajny chłopak, niezwyczajna śmierć. Powstaje film o Janku Stawisińskim

Scena nakręcona w Bornem Sulinowie. Zomowcy kontra górnicy. ZOMO, czyli Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej, powstały po Poznańskim Czerwcu 1956 Fot. Damian Mazurek Scena nakręcona w Bornem Sulinowie. Zomowcy kontra górnicy. ZOMO, czyli Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej, powstały po Poznańskim Czerwcu 1956 roku
Piotr Polechoński

Gdy wybuchł strajk w „Wujku”, Janek nie musiał przychodzić do kopalni. Był chory. Jednak przyszedł. Dostał postrzał w głowę. Zmarł w szpitalu. Teraz powstaje o nim film.

Dokument „Janek Górnik z Koszalina” ma być częścią znanego filmowego cyklu „Koszalin - historie zapomniane”. Jego twórcami są członkowie Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Gryf” oraz pracownicy koszalińskiego Studia Filmowego „Jart”. Do tej pory udało im się nakręcić serię filmów, które opowiadają o mało znanych, choć fascynujących epizodach z historii Koszalina.

Na koncie mają m.in. filmy o Jerzym Leonowiczu, koszalinianinie i powstańcu warszawskim, dziewczynach, które walczyły w Powstaniu Warszawskim i po jego upadku trafiły do Koszalina, Zdzisławie Badosze, słynnym „Żelaznym”, jednym z podwładnych majora Zygmunta Szendzielarza („Łupaszko”) i o innym, niezwykłym epizodzie opowiadającym o kilkumiesięcznym pobycie w Koszalinie kilkudziesięciu żołnierzy z Westerplatte. Obrazy te miały swoje uroczyste premiery, a potem były udostępnianie w Internecie, trafiały też do szkół na płytach DVD.

Posowieckie obiekty udają kopalnię

Teraz koszalińscy pasjonaci kina i historii podjęli się realizacji swojego największego filmowego wyzwania - filmu o Janku Stawisińskim. Młodym koszalinianie, który w 1978 roku wyjechał do pracy na Śląsk i zatrudnił się w kopalni „Wujek”. Miał 21 lat, gdy został zamordowany. Zginął od strzału w głowę w czasie krwawej pacyfikacji kopalni „Wujek” 16 grudnia 1981 roku. Zmarł 25 stycznia w szpitalu w Katowicach. Strzelali zomowcy. Oprócz Janka zginęło wtedy ośmiu innych górników.

- To będzie nasz najtrudniejszy projekt - mówi Marcin Maślanka z „Gryfa”. - Po raz pierwszy filmowo opuszczamy czasy II wojny światowej i pierwszych lat po niej, gdy żołnierze polskiego podziemia walczyli z sowiecką okupacją. Czyli okres, który w związku z naszą działalnością rekonstrukcyjną dobrze znamy i to zarówno pod kątem historycznej wiedzy, jak i scenografii oraz ubiorów. Tym razem nasza opowieść będzie się toczyć na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. A to oznacza olbrzymie wyzwanie scenograficzne, aby móc pokazać realia PRL-u i sceny strajku w „Wujku”, bo ich zabraknąć oczywiście nie może - podkreśla Marcin Maślanka.

Filmowa ekipa odwiedzi istniejące w kraju muzea PRL-u, wyruszy też na Śląsk, a część zdjęć powstanie w Koszalinie. Cały projekt jest na początkowym etapie realizacji, udało się nakręcić pierwsze ujęcia, które powstały w Bornem Sulinowie. Za scenerię posłużyły obiekty dawnej sowieckiej bazy wojskowej mające imitować zabudowania kopalniane. Nakręcono tutaj ujęcia z tłumienia strajku i rozjeżdżania przez czołg barykad wzniesionych przez protestujących górników. Autorów filmu wspomogło Muzeum Militarnej Historii Bornego Sulinowa, które użyczyło ze swojej kolekcji jeden z czołgów najbardziej odpowiadający rzeczywistości stanu wojennego.

- Zależało nam, aby te zdjęcia nakręcić w pierwszej kolejności, bo to jeszcze musiała być zimowa aura - tłumaczy Marcin Maślanka. - Teraz skupiamy się na ostatecznym przygotowaniu do realizacji całego materiału filmowego - dodaje.

Zwykły chłopak w zderzeniu z Historią

Za zdjęcia odpowiedzialny jest Arkadiusz Pater ze Studia Filmowego „Jart”, wstępny zarys scenariusza napisał Marcin Maślanka, poprawia go teraz Tomasz Ogonowski, dramaturg z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie.

- Chcemy, aby nasza opowieść była o Janku. To, co się stało w kopalni „Wujek”, będzie pokazane, ale tylko w kontekście jego postrzelenia. To nie będzie opowieść tylko o wydarzeniach z 16 grudnia 1981 roku - podkreśla Marcin Maślanka. - Nasza historia zacznie się dwa lata wcześniej i skończy kilka miesięcy po wydarzeniach w „Wujku”. Naszym celem jest pokazanie młodego, zwyczajnego chłopaka, który nagle zderzył się z tragicznym momentem w historii Polski i zachował się jak trzeba. Normalnego chłopaka z Koszalina, który miał swoje pasje, marzenia, przyjaciół, jakiś cel w życiu. Ale też człowieka, który w chwili próby, której wcale nie szukał, zachował się jak bohater. Mało kto wie, że w chwili wybuchu strajku nie musiał w nim uczestniczyć. Zachorował na zapalenie oskrzeli, był na zwolnieniu. Nie musiał przychodzić do kopalni. Ale przyszedł, bo chciał być razem ze swoimi kolegami - opowiada nasz rozmówca.

W filmie zobaczymy też czas po jego śmierci, gdy rodzina Janka musiała zmagać się z komunistyczną bezpieką, a całe tragiczne wydarzenia były przez komunistyczną propagandę zakłamywane.

- Ostatni czas poświęciliśmy na zebranie wiedzy o Janku. Pomógł nam w tym IPN, udało się dotrzeć do najbliższych przyjaciół z podwórka i innych osób, które go znały z czasów, zanim wyjechał na Śląsk. Niedługo będziemy rozmawiać z górnikami, z którymi pracował w kopalni - zapowiada Marcina Maślanka.

Film ma trwać 40 minut

Przy jego realizacji bierze udział około 50 osób. Większość ról zagrają sami rekonstruktorzy, którzy, pomimo że są amatorami, to realizując już wiele filmów, mogą się pochwalić niemałym doświadczeniem. Jednak tym razem poproszą także o pomoc zawodowych artystów.

- To jest wyjątkowa produkcja, także pod kątem emocji. Jest tu kilka postaci obarczonych takim ładunkiem emocjonalnym, że, jak sądzimy, będziemy się musieli zwrócić o pomoc do profesjonalnych aktorów. Mam tu na myśli przede wszystkim postać mamy Janka, nieżyjącej Janiny Stawisińskiej. Dramat matki, która na wieść o pacyfikacji przyjechała do Katowic szukać syna, a potem, aby być blisko niego, zatrudniła się w szpitalu jako salowa, to jednak zbyt duże wyzwanie dla kogoś, kto nie ma aktorskiego przygotowania. Wiemy za to, kto zagra Janka. To Michał Mróz, młody chłopak, który już z nami współpracował. Jest w podobnym wieku, w którym był Janek w czasie wydarzeń grudniowych, i jest uczniem obecnego Zespołu Szkół nr 9 im. Romualda Traugutta, czyli popularnego „elektronika”. Szkoły, do której chodził też Janek Stawisiński - informuje Marcin Maślanka.

Koszt filmu to około 50-60 tysięcy złotych. Na razie projekt wsparło miasto Koszalin kwotą 10 tysięcy złotych.

- Potrzeby są duże, dlatego cały czas zabiegamy o sponsorów i apelujemy do wszystkich, którzy mogą i zechcą, o finansowe wsparcie. Historia Janka jest tego warta - mówi Marcin Maślanka.

Koszalińska premiera filmu jest zaplanowana na grudzień 2022 roku.

Piotr Polechoński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.