Znęcał się nad końmi. Rolnik z Modrzycy winny

Czytaj dalej
Fot. Filip Pobihuszka
Filip Pobihuszka

Znęcał się nad końmi. Rolnik z Modrzycy winny

Filip Pobihuszka

Sąd uznał, że rolnik z Modrzycy znęcał się nad swoimi końmi, choć bez „szczególnego okrucieństwa”. Wyrok nie jest prawomocny

Grzywna w wysokości 35 tys. zł, przepadek koni na rzecz skarbu państwa, zakaz posiadania tychże przez 10 lat, 20 tys. zł dla warszawskiej fundacji Pegasus oraz pokrycie 6 tys. zł kosztów sądowych – tak w skrócie prezentuje się wyrok, który usłyszał Franciszek G., rolnik z Modrzycy, któremu dwa i pół roku temu obrońcy praw zwierząt odebrali kilkanaście zaniedbanych koni. Sąd uznał go winnego znęcania się nad zwierzętami, przy okazji potwierdziły się zarzuty dotyczące przywłaszczenia kuca i nakłaniania do składania fałszywych zeznań.

- Stan hodowli nie przedstawiał się w sposób szczególnie zatrważający, to z pewnością nie przedstawiał się dobrze. Kilka koni, w tym Nadzieja i Tajga znajdowało się w stanie tragicznym. Pozostałe konie zdradzały liczne zaniedbania. Zwierzętom towarzyszyły liczne pasożyty. W katastrofalnym stanie znajdowały się końskie kopyta – uzasadniał wyrok sędzia Jacek Kanclerz. - Nikt nie wymagał od oskarżonego, by jego hodowla prezentowała się jak ta w Janowie Podlaskim. Oskarżony zaniedbał ją jednak na tyle, że stało się to nieakceptowane. Do znęcania doszło przez zaniechanie – argumentował. Tzw. szczególnego okrucieństwa sąd się jednak nie dopatrzył.

- Bez znaczenia dla postępowania pozostawały zarzuty oskarżonego odnoszące się do nielegalności odebrania mu koni. Na marginesie zatem należy tylko stwierdzić, że sąd podziela cześć tych zarzutów, jakoby odebranie przynajmniej niektórych koni stanowiło nadużycie prawa przez Biuro Ochrony Zwierząt. Usprawiedliwieniem działania BOZ zdaje się być jednak opieszałość działania organów, które winny stać na straży praw zwierząt – wyjaśniał sędzia. W tym miejscu warto dodać, że oberwało się także Powiatowemu Lakrzowi Weterynarii, Józefowi Malskiemu. - Sąd nie dał wiary lekarzom weterynarii, w szczególności panu Malskiemu, którzy przekonywali, że poza nielicznymi zaniedbaniami stan hodowli przedstawiał się poprawnie. Pomijając szersze dywagacje, sąd poprzestanie na stwierdzeniu, że rodzi wątpliwość, czy pan doktor Malski nie minął się z powołaniem – skwitował sędzia.

Bartosz Krieger z BOZ zapowiada, że to nie koniec sprawy i w planach jest już odwołanie od wyroku. - Moim zdaniem jest zbyt niski. Oczekujemy podwyższenia wyroku racjonalnie i adekwatnie do popełnionego czynu. Zamianie tej kary na karę pozbawienia wolności, nawet z orzeczeniem warunkowego wykonania. Kwota grzywny w przy zarobkach oskarżonego jest karą, której on nie odczuje w sposób dotkliwy – komentował tuż po wyjściu z sali.

Franciszek G. w spokoju wysłuchał wyroku sądu oraz uzasadnienia. Całość trwała zaledwie 20 minut
Filip Pobihuszka Franciszek G. w spokoju wysłuchał wyroku sądu oraz uzasadnienia. Całość trwała zaledwie 20 minut

Na inny aspekt sprawy zwróciła z kolei uwagę Anna Pacewicz. - Przede wszystkim chylę czoła przed sędzią, który okazał się osobą bardzo empatyczną. Wykazał się dużym zrozumieniem. Ogłosił przepadek koni, a dla mnie najważniejszy było to, by te konie nigdy nie trafiły w ręce tego człowieka – wyjaśniała, nie ukrywając jednocześnie, że 35 tys. zł dla Franciszka G. to „bardzo mała, śmieszna kara”. - Ale myślę, że ten człowiek dostał trochę nauczki, przez sam czas trwania sprawy – dodała.
Franciszek G. jak i jego obrońca po ogłoszeniu wyroku szybko ulotnili się odmawiając rozmowy z dziennikarzami.

Przypomnijmy: sprawa koni ciągnie się od 2014 roku. Gospodarstwo w Modrzycy znalazło się na celowniku obrońców zwierząt w połowie marca. Wtedy to w internecie zaczęły krążyć informacje o skandalicznych warunkach, w jakich przetrzymywane są zwierzęta.

Pierwsza klacz, która opuściła gospodarstwo, została wykupiona za zlecenie A. Pacewicz. - Kosztowała 750 zł, po 3 zł za każdy kilogram. To daje 250 kg wagi, podczas gdy powinna ważyć jakieś 550 kg. Skakały po niej wszy, miała świerzb, grzybicę, była zarobaczony... - mówiła wówczas A. Pacewicz, która nazwała klacz Nadzieja.

Później sprawy potoczyły się błyskawicznie. Sprawą zwierząt będących w posiadaniu Franciszka G. zainteresowało się zielonogórskie BOZ. Kolejnymi końmi, które opuściły posesję Franciszka G., były m.in. Tajga i Bolek, które obrońcy praw zwierząt wyprowadzili już w asyście policji.

Filip Pobihuszka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.