Zagadki, szyfry oraz tajne drzwi. Nowa rozrywka dla mieszczuchów [INTERAKTYWNA MAPA]

Czytaj dalej
Grażyna Kuźnik

Zagadki, szyfry oraz tajne drzwi. Nowa rozrywka dla mieszczuchów [INTERAKTYWNA MAPA]

Grażyna Kuźnik

Trzask klucza i jesteś w pokoju, z którego wyprowadzi cię tylko własna inteligencja. - Szarpanie drzwi nie pomoże - mówi Barbara Gwóźdź z "escape roomu".

Pokój jest przytulny, ale bez okna, należy do psychopaty podróżnika, który cię tam zamknął. Zostawił jednak wiele wskazówek, gdzie ukrył klucz i masz szansę na wyjście. Pod warunkiem, że użyjesz daru dedukcji. Ale w nadmiarze dostał go Sherlock Holmes i dla ciebie już zabrakło. A co będzie, jak nie znajdziesz klucza i w tajnych drzwiach pojawi się szaleniec w ubranku safari? Uważam, że samo życie niesie zbyt dużo opresji, żeby pchać się w takie sytuacje. A jednak jestem w takim pomieszczeniu. Czuję kurz książek i gapi się na mnie afrykańska głowa.

Czy to nie Holmes powiedział do doktora Watsona: "Może wyda ci się to dziwne, ale uważam, że duszna atmosfera sprzyja koncentracji myśli". Mam nadzieje, że u mnie też. Zaczyna się.

Ludzie przepadają za pokojami zagadek; escape room to nowa moda, wariactwo, które błyskawicznie ogarnia cały świat. Nie omija również naszego regionu. Salony powstają zwykle w przedwojennych kamienicach; nie trzeba tam wiele, żeby poczuć klimat starych grzechów. Są pokoje wojażerów, ale też naukowców, arystokratów, spirytystów, archeologów, wszelkiej maści pomyleńców; cele więzienne i sale szpitalne. Przedmioty są prawdziwe, z epoki, opowiadają swoją historię i kryją sekrety. To nie muzeum ani gra komputerowa; każdą rzecz należy dotknąć.

- Trzeba wydostać się z pokojów w określonym czasie i jest to zabawa dla kilku osób. Reszta zależy od wyobraźni tych, którzy wymyślają zagadki - tłumaczy Barbara Gwóźdź z Rudy Śląskiej, tancerka, choreografka, właścicielka katowickiego Salonu Zagadek.

Zanim zdecydowała się na swój escape room, sprawdziła, jak wyglądają inne. Najbardziej podobały się jej te we Wrocławiu, bo naprawdę budzą dreszczyk emocji. Organizatorzy nie chcą powielać cudzych pomysłów; ona też wymyśliła własne pokoje. Jest artystką; okazało się, że plątanie tropów i piętrzenie zagadek pasują do jej kreatywnej duszy.

Salony typu escape room mają to do siebie, że pączkują. Kiedy jeden pojawia się w jakimś mieście, zaraz wyrasta drugi i kolejny, potem zarażone jest sąsiednie miasto. Najpierw moda ogarnęła Stany Zjednoczone, potem przeniosła się do Europy przez Szwajcarię. Najwięcej pokojów zagadek jest chyba w Budapeszcie, ostatnie dane mówią o 70. I wciąż przybywają nowe.

W Polsce nie wszyscy słyszeli o takiej rozrywce. Basia uśmiecha się, gdy mówi: - Starałam się o dotację w urzędzie pracy. Panie łapały się z głowę, były w szoku; co to jest, co to za dziwne wydatki. Ktoś kupuje laptop, a ja afrykańską rzeźbę, przedwojenną szafę, starą walizkę.

Jej rodzina pracuje w branży wyposażania placów zabaw. Siostra i jej mąż dużo wiedzą o trendach, a także o kaprysach klientów. Mody się kończą i Basia też zdaje sobie z tego sprawę. - To właśnie bliscy namówili mnie, żebym spróbowała otworzyć escape room - opowiada.

W jej pokojach widać, ze zagadki wymyślił ktoś, kto sprawnie porusza się w kodach kultury. Basia ukończyła także kulturoznawstwo. Współpracuje z instytucjami związanymi z tańcem, organizuje festiwal tańca we Wrocławiu, tworzy teatralne choreografie. Zaznacza: - Komplikacje w moich pokojach nie są przeznaczone dla wybranych. To rozrywka dla każdego, kto lubi łamigłówki. Jest też pokój dla rodzin z dziećmi, a "Cela" ma angielską wersję językową. Jesienia otwieramy nowy salon niespodziankę.

Mija pół godziny, moi towarzysze niedoli, jeden starszy, drugi młodszy, dwoją się i troją. Rozwiązują nowe zagadki, odkrywają szyfry do kolejnych szkatułek. Ale klucza do drzwi jak nie ma, tak nie ma. Jak ten czas leci! Agatha Christie w powieści, nomen omen, "Przyjdź i zgiń" powiada: "Na świecie jest wiele rzeczy oczywistych, których jednak nikt nigdy nie zauważa". Święta prawda. Przecież najważniejsza wskazówka gdzieś tu musi być.

Zabawa uczy współdziałania, to nie samotne siedzenie przed komputerem,chociaż escape room wywodzi się z gier komputerowych. Ktoś w końcu wpadł na pomysł, żeby urządzić je naprawdę. Miłośnicy gier wyszli do ludzi ze swoich kryjówek. Niektórzy wędrują w grupie po kraju, a nawet po Europie, żeby zobaczyć jak najwięcej salonów. Poznają nowych ludzi, historię, bo pokoje często odwołują się do przeszłości.

Można ambitnie obejść się bez podpowiedzi organizatora, który obserwuje pokój przez kamerę. Też tak chcemy. Ale gdy nadchodzi liścik z dobrą radą, wlewa w nas nową energię. A potem znowu liścik i mamy już ostatni kluczyk do ostatniej skrytki z upragnionym kluczem do drzwi. Tyle, że nie wiemy, gdzie ta skrytka jest. Ale zaraz się dowiemy, moment. Dzwonek. Niemożliwe, że minęła już godzina. Nie przyjmujemy tego do wiadomości. I na co mi przeczytana kolekcja kryminałów Agathy Christie?

- Około 20 procent grup, które korzystają z podpowiedzi, wychodzi z pokoju sama - dobija mnie Basia, ale pociesza: - Sprawniej, gdy grupa jest większa i ma jakieś obycie z escape room.

Ostatnio zaskoczyły ją jednak dwie dziewczyny, które błyskawicznie uwolniły się z pokoju. Świetnie współpracowały. Czasem do escape room wybierają się pary, żeby sprawdzić, czy dogadują się w kryzysie. W pokoju zagadek trzeba uważnie słuchać innych, indywidualiści mają trudniej.

Agatha Christie pomaga. Napisała przecież: "Wadą bystrego umysłu jest to, że zawsze może on podsunąć kolejne tropy, a te bywają fałszywe". Za bystrzy widać byliśmy czy co?

Zobacz, gdzie w regionie możesz pobawić się w ten sposób

Grażyna Kuźnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.