Wiktoria Szczepańska

Z medalem od prezydenta

Przedwojenna pocztówka z pozdrowieniami z Ołdrzychowa, dzisiaj to część Nowogrodźca Fot. fotopolska.eu Przedwojenna pocztówka z pozdrowieniami z Ołdrzychowa, dzisiaj to część Nowogrodźca
Wiktoria Szczepańska

Jestem najmłodsza z dwunastu wnucząt i jestem dumna, że moja rodzina ma taką bogatą historię i tylu zasłużonych dla Polski obywateli. Dlatego opowiem nasze rodzinne dzieje i skąd przyjechaliśmy na Dolny Śląsk.

Wojna zmieniła wszystko. O spokojnym życiu można było tylko pomarzyć. Wszelkie marzenia, plany i cele diametralnie uległy zmianie i legły w gruzach. Ludzie stracili wszystko: bliskich, gospodarstwa i majątki. Nie można było przewidzieć, jak będzie wyglądała przyszłość. Żyło się chwilą. Doskonale wie o tym mój dziadek - Franciszek Szczepański.

Urodził się w grudniu 1933 roku w Chlebowicach Świrskich w powiecie przemyślańskim na zachodnim skraju byłego województwa tarnopolskiego. Tak naprawdę nikt nie wie, którego konkretnie dnia przyszedł na świat. W dowodzie zapisano go jako: „urodzony 3 stycznia 1934 roku”, ponieważ jego ojciec nie mógł dotrzeć wcześniej do urzędu przez śnieżycę, która odcięła wszystkie drogi prowadzące do miasta.

Mieszkał przez pierwsze lata życia w Chlebowicach Świrskich wraz z trójką braci: Adamem, Stanisławem i Edwardem. W czasie wojny chodził do szkoły, która znajdowała się w budynku zamku w Świrzu. To miejsce było specjalnie wybrane ze względów bezpieczeństwa, gdyż w pobliżu znajdowała się jednostka wojskowa. Żyli dostatnio: mieli własne bydło i kawałek ziemi. Pradziadek nazywany był „dolarnikiem”, ponieważ wiele rzeczy kupował za dolary przesyłane z Ameryki od swojego teścia. Dzięki jego wsparciu mógł inwestować w kolejne ziemie i powiększać gospodarstwo.

Kiedy w 1939 roku Polskę zaatakowały Niemcy z zachodu a Rosjanie ze wschodu, ojca dziadka zmobilizowano do wojska. Walczył na Kresach Wschodnich od Lwowa po Tarnopol, od 1 do 22 września. Wkrótce jednak został wzięty do niewoli i wywieziony na Sybir.

Dziadek każdego dnia wyczekiwał na wiadomość od swojego taty, jednak bezskutecznie. Okazało się później, że wszystkie listy, które pisał wówczas Michał do swojej rodziny, tuż po dotarciu do Chlebowic, były niszczone.

Joanna (mama Franciszka) musiała sama dbać o dom i utrzymywać rodzinę. Było to ciężkie dla kobiety, która oprócz czwórki małych dzieci na głowie, musiała jeszcze zarobić na życie.

2 lutego 1942 roku pradziadka zwerbowano do tworzącej się Armii Andersa. Walczył w dywizji pancernej w Syrii, Libii, Iraku, Iranie jako artylerzysta. Brał udział w bitwie o Monte Cassino na froncie włoskim (grudzień 1943-maj 1944). Wówczas służył w Pancernej Brygadzie Karpackiej. Po zakończeniu II wojny światowej żołnierze Armii Andersa zostali przewiezieni statkami do Anglii, gdzie mogli się osiedlić wraz z rodzinami. Oferowano im mieszkanie i możliwość sprowadzenia bliskich. Michał jednak postanowił za wszelką cenę odnaleźć rodzinę. Pomógł mu w tym Czerwony Krzyż.

Pewnego dnia przeczytał w gazecie, że niejaki Józef Szczepański poszukuje Michała Szczepańskiego. Okazało się, że to wuj pradziadka poszukuje wprawdzie swojego syna, ale dzięki nawiązaniu kontaktu z dalszym członkiem rodziny, mógł zdobyć informacje o swojej żonie i dzieciach. Nie wiedział bowiem o przesiedleniach, które nastąpiły podczas jego nieobecności. Przybyłe do Chlebowic Świrskich uzbrojone służby NKWD nakazały jego rodzinie zabrać jedzenie, niezbędne rzeczy i wywieźli ich do obozu w Bóbkach.

W listopadzie 1945 roku mieszkańcy ich wioski udali się na stację w Chlebowicach Wielkich, gdzie na transport czekali dwa miesiące śpiąc pod gołym niebem.

Jechali miesiąc specjalnymi wagonami towarowymi tzw. węglarkami na Ziemie Zachodnie - Odzyskane. Wagony mieściły 5-7 rodzin wraz z bydłem i całym dobytkiem. Głód, chłód i wszy były nieodłączną częścią podróży. Ludzie umierali w wycieńczenia na oczach swoich bliskich. Warunki tam panujące spowodowały śmierć wielu osób. Podczas transportu brat dziadka (Adam) poważnie zachorował oraz odmroził sobie nogi. Skutkiem tego był jego roczny pobyt we wrocławskim szpitalu.

Po długiej i wyczerpującej podróży przybyli do miejscowości Naumburg, dzisiaj Nowogrodziec. Został im przydzielony niewielki domek w Ołdrzychowie, który początkowo dzielili z Niemcami.

Jechali w ciemno, do końca nie wiedząc, gdzie zostanie im przydzielone lokum. Początkowo cały ich transport miał zasiedlić pobliską wieś Gierałtów. Jak się później okazało, większość z nich trafiła jednak do Nowogrodźca, a konkretniej Ołdrzychowa. Obecnie nazwa ta nie funkcjonuje, gdyż dołączono tę wcześniej odrębną wioskę do miasta. Tak też powstała ulica Ołdrzychowska, na której mieszkam.

Dziadek z rodzeństwem i mamą osiedlili się na stałe w poniemieckim domku. Przez z siedem lat nie otrzymali żadnych wiadomości od ojca. Nie wiedzieli nawet, czy przeżył Sybir. Nie tracili jednak nadziei i cierpliwie czekali na choćby jedną, krótką i chociażby nawet niesprawdzoną informację.

Dzięki Czerwonemu Krzyżowi pradziadek nawiązał kontakt ze swoją rodziną. Zanim wrócił do Polski, wysyłał im paczki z żywnością i odzieżą, a także pieniądze na życie. Dziadek opowiadając mi tę historię miał łzy w ochach. Nagle przerwał swoją płynną wypowiedź, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Zaczął płakać, próbując jednocześnie opowiadać o chwili, kiedy zobaczył ojca po siedmiu latach rozłąki. Wspomnienia wróciły. Łzy same napłynęły mi do oczu, bo zrozumiałam, jak wielkim przeżyciem był dla niego widok taty nieobecnego przez tyle lat. Jak wielka i niewyobrażalna była jego tęsknota, ból i strach przed utratą bliskiej osoby na zawsze…

Pradziadek już więcej nie opuścił swojej rodziny. Pracował w Nowogrodźcu i prowadził wraz z żoną gospodarstwo.

Początki były ciężkie. Wojna przyniosła wiele strat i diametralnie zmieniła poziom życia wielu ludzi. Prababcia codziennie musiała chodzić do studni po wodę, żeby ugotować obiad, zrobić pranie czy podlać ogród.

Pradziadek pracował wtedy w garncarni oraz w Ochotniczej Straży Pożarnej, gdzie był komendantem. Za zasługi dla pożarnictwa został odznaczony złotym medalem. 30 stycznia 1990 roku pradziadek otrzymał od prezydenta Polski Krzyż Czynu Bojowego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie oraz odznaką Weterana Walk o Niepodległość.

Dziadek Franek zaś po skończeniu podstawówki -w Nowogrodźcu - w 1952 roku został przydzielony do Służby Polskiej, potem pracował w Nowej Hucie Kraków.

Niedługo po tym, będąc w szpitalu, spotkał miłość swojego życia - Antoninę, która była pielęgniarką. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Postanowili wziąć ślub i założyli rodzinę. W 1954 roku został powołany do wojska jako starszy szeregowy, został przewodnikiem psa śledczego Wojska Ochrony Pogranicza. Należał do Brygady Przemyskiej i Krakowskiej ( batalion Czarny Dunaj). W 1957 roku skończył służbę wojskową i rozpoczął pracę w Klinkierni Ołdrzychów.

Za zarobione pieniądze kupił większy dom na tej samej ulicy, ponieważ na świat przyszedł jego pierwszy syn Zbigniew, a zaraz po nim Mirosław, Leszek i Edward (mój tata). W 1967 roku został przyjęty do Dolnośląskiego Przedsiębiorstwa Budowy Elektrowni i Przemysłu. Następnie w 1977 roku był zatrudniony w Bolesławieckim Przedsiębiorstwie Budowlanym, a w 1979 w Pomorskim Przedsiębiorstwie Budowy Elektrowni i Przemysłu w Szczecinie. W późniejszych latach w pełni poświęcił się rodzinie i wraz z babcią adoptowali z domu dziecka dziewczynkę o imieniu Kasia, którą wychowali. Aktualnie dziadek nadal mieszka w Nowogrodźcu ze swoją żoną Antoniną, mają 11 wnucząt i 12 prawnucząt.

Ja, jako najmłodsza z ich wnucząt mam to szczęście, że mieszkam w domu obok i mogę codziennie słuchać opowieści dziadka z czasów wojny. Jestem dumna, że moja rodzina ma tak bogatą historię i zasłużonych dla Polski obywateli.

Autorka jest uczennicą I Liceum Ogólnokształcące im. Władysława Broniewskiego w Bolesławcu

Wiktoria Szczepańska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.