Wojciech Eichelberger: Hejt jest demonem, który od wieków drzemie w naszej podświadomości

Czytaj dalej
Fot. Fot. Krzysztof Szymczak
Dorota Kowalska

Wojciech Eichelberger: Hejt jest demonem, który od wieków drzemie w naszej podświadomości

Dorota Kowalska

- Hejt osiągający skalę powszechną jest wyzwalany przez populizm, który jak widać stopniowo ogarnia cały współczesny świat - mówi Wojciech Eichelberger, psycholog, psychoterapeuta, pisarz.

Był pan kiedyś obiektem hejtu?
Tak. Miałem jakiś czas temu kryzys wizerunkowy, chyba 12 lat temu. To był taki dość krótki na szczęście czas, kiedy cała elita polskiej psychoterapii i psychologii była obiektem mowy nienawiści.

I jak pan sobie z tym hejtem radził?
Zupełnie go ignorowałem: nie czytałem, nie dyskutowałem, nie wyjaśniałem niczego. To była chyba dobra metoda. Hejt trwał jakieś pół roku. Potem wygasł, bo nie dostarczałem nowego paliwa, nie podgrzewałem atmosfery.

No właśnie, bo są dwie postawy w obliczu mowy nienawiści: jedni, jak pan, ją ignorują, inni próbują się jej przeciwstawiać: podają hejterów do sądu, kłócą się z nimi publicznie, otwarcie o hejcie mówią. Która postawa, pana zadaniem, jest lepsza?
To zależy, na jakiej jest się pozycji, jaką funkcję się sprawuje w społeczeństwie i do czego adresowany jest hejt. Nie ma jednej złotej, niezawodnej metody. Myślę, że jeśli ktoś jest na bardzo eksponowanej pozycji: politycznej, samorządowej czy artystycznej, odpowiada za duże pieniądze i bardzo wielu ludzi, to nie może ignorować hejtu, szczególnie tego, który jest upubliczniany. Podczas kiedy mnie hejtowano, poważne gazety zachowywały się w miarę powściągliwie. Oczywiście nie mogę tego powiedzieć o tabloidach. Więc nie miałem potrzeby publicznego zajmowania stanowiska, ale gdybym był prezydentem miasta czy szefem dużej organizacji gospodarczej, to prawdopodobnie używałbym moich prawników do tego, aby przynajmniej zwalczać dezinformacje. Bo emocji stojących za hejtem zwalczyć ani przekształcić się nie da w żaden prosty sposób.

A nie jest tak, że takie ignorowanie hejtu jest przyzwoleniem na niego?
Mam taki pogląd na hejt czy mowę nienawiści, że jest ona tylko objawem wielkiej i skomplikowanej macierzy przyczyn. Hejt nie jest wyłącznie motywowany jakimś osobistym urazem czy sytuacyjnym nastrojem, nie wynika tylko z tego, że ktoś korzysta z anonimowości i odreagowuje swoją chwilową frustrację, lecz ma głębokie uwarunkowania psychologiczne, społeczne, edukacyjne, polityczne, historyczne i technologiczne. Hejt jest przerażającym demonem, który od wieków drzemie w głębinach naszej kolektywnej podświadomości, a gdy zostanie nieopatrznie przebudzony może zawładnąć umysłami milionów. To zapewne moja zawodowa odchyłka, ale ja, na fundamentalnym poziomie, owładniętych przez demona hejtu rozumiem.

Rozumie pan hejt?
Rozumiem motywacje hejterów, głębokie źródła ich nienawistnych emocji.

I jakie to są, pana zdaniem, źródła i motywacje?
Zauważmy, że hejt osiągający skalę powszechną jest wyzwalany przez populizm, który jak widać stopniowo ogarnia cały współczesny świat. Więc warto się pokusić o jakąś głębszą refleksję nad współwystępowaniem tych dwóch patologii. Jak powiedzieliśmy, mowa nienawiści nie jest przyczyną, tylko objawem choroby, która drąży współczesne społeczeństwa i, jak się zdaje, całą naszą cywilizację. W złożonym konglomeracie tych przyczyn naczelną rolę grają narastające nierówności majątkowe. Powodują one głęboką frustrację ogromnych mas ludzi, którzy mają nisko nad głowami szklany sufit dochodów, a jednocześnie systemowy marketing wmawia im, że sensem i spełnieniem życia jest posiadanie i usiłuje im sprzedać jak najwięcej dóbr słabo dla nich osiągalnych. Skutkiem są pokłady resentymentu, będące wybuchową mieszanką upokorzenia, krzywdy, zawiści, gniewu i podejrzliwości, które wykorzystywane są przez żądnych władzy populistycznych polityków, cynicznie lub z osobistych pobudek wskazujących sfrustrowanym masom symbolicznego wroga, symboliczny obiekt nienawiści, w postaci niejasno zdefiniowanych elit. Dla populistów hejt i zbiorowe emocje, jakie za nim stoją, są niezbędną legitymacją do sprawowania władzy i podtrzymywania równie niezbędnej psychozy zagrożenia ze strony wyimaginowanego wroga ludu, suwerena lub narodu. Populizm i autorytaryzm potrzebują wroga jak powietrza. Do tego stopnia, że jeśli w rzeczywistości go zabraknie, to zostanie propagandowo wykreowany. Więc nie ma co liczyć na wygaszenie hejtu przez odwoływanie się do sumień, do kompetencji duchowych czy religijnych, do poczucia przyzwoitości, do rozumu czy do narodowej solidarności. Trzeba sięgnąć do przyczyn ustrojowych, ekonomicznych i etycznych generujących nierówności, tworzących idealny grunt dla wszelkich populizmów.

Ja bym hejtu nie usprawiedliwiała, bo czym innym jest hejt, a czym innym jednak konstruktywna, merytoryczna krytyka.
Absolutnie nie usprawiedliwiam ani nie pochwalam hejtu. Zrozumienie nie oznacza aprobaty, tak jak zrozumienie motywów działania przestępcy przez sąd nie obroni go przed skazaniem. Ale żeby cokolwiek w czymkolwiek naprawić, trzeba trafnie namierzyć i zrozumieć przyczyny problemu. Moje rozumienie każe ostrzegać przed marnowaniem czasu i amunicji tych wszystkich, którzy hejt czy mowę nienawiści same w sobie uważają za pierwotną przyczynę negatywnych zjawisk dziejących się w polskiej polityce i polskim społeczeństwie. To zamiatanie prawdziwych przyczyn pod dywan i unikanie rzetelnej dyskusji nad tym, czy i w jakiej mierze sposób urządzenia państwa oraz jego system ekonomiczny i prawny odpowiadają na aspiracje Polaków i mitygują lub leczą nasze groźne resentymenty. Trzeba więc w tej sytuacji zadać sobie pytanie: dlaczego nie odważamy się na poważną ustrojową debatę? Odpowiedź się narzuca: bo uznaliśmy obecne założenia ustroju politycznego i ekonomicznego za niepodważalne quasi-religijne dogmaty i boimy się przyklejenia nam na czołach stereotypowych i anachronicznych ideologicznych etykietek używanych tak obficie jako amunicja hejtu i mowy nienawiści, np.: lewak, katol, liberał itp. Ale jeśli naszych elit politycznych, intelektualnych i ekonomicznych nie będzie stać na to, aby uwolnić się od historycznych, ideologicznych i politycznych ograniczeń, by pomyśleć kreatywnie i odważnie o zupełnie nowym projekcie ustrojowym na skalę XXI wieku, to utkniemy na dziesięciolecia w politycznym, ideologicznym i społecznym chaosie oraz w szambie hejtu, który w każdej chwili będzie mógł przerodzić się w gołą przemoc. Krótko mówiąc: Polska potrzebuje nowego Okrągłego Stołu. Takiego, któremu nie można będzie niczego zarzucić.

Czym się różni hejt od krytyki, bo przecież krytykować wszyscy możemy, w niektórych przypadkach to nawet nasz obowiązek?
Mowa nienawiści służy do ataków personalnych, do zdewaluowania i zdehumanizowania konkretnych ludzi lub mniejszościowych społeczności. Hejterów nie interesuje meritum sprawy, nie interesuje dyskusja ani żadna debata. Hejt dezawuuje osoby, które mają odrębne poglądy, albo które pełnią jakąś publiczną funkcję i są przez hejterów, nierzadko w paranoiczny sposób, kojarzone z jakąś opcją światopoglądową, obyczajową czy polityczną. Mowa nienawiści nie ma nic wspólnego z krytyką, jest zwykłym emocjonalnym odreagowaniem pozbawionym wszelkiej refleksji. Dyskusja polega na rozmowie i walce na argumenty, w dyskusji nie padają słowa: „Nie będę z panem rozmawiał, bo jest pan idiotą” albo „Nie będę z panem rozmawiał, bo jest pan lewakiem czy liberałem” albo: …bo ma pani obco brzmiące nazwisko, inny kolor skóry czy niestandardowe preferencje seksualne. Jest taka święta zasada w komunikacji między ludźmi, której uczą psychologowie: trzeba odróżniać osobę od jej poglądów, przekonań i stanowiska, jakie zajmuje w dyskusji. W istocie jest to zasada biblijna, która brzmi „Nienawidź grzechu, ale kochaj grzesznika”. Nie wolno nam utożsamiać osoby z tym, w co ona w danym momencie wierzy, co reprezentuje, co jest jej światopoglądem czy przekonaniami. W prawdziwej dyskusji i wymianie stanowisk, która ma mieć konstruktywny charakter, nie argumentuje się ad personam, lecz rozmawia się o poglądach. „Pana poglądy uważam za niemądre”, to już w takiej dyskusji stwierdzenie na granicy dopuszczalności. Bo „niemądre” to nie jest ocena merytoryczna, tylko wartościująca. Ale jeśli ktoś powie: „Ten pogląd jest dyskusyjny, znam argumenty, które mogą go podważyć”, to już zupełnie inny początek rozmowy, prawda?

Pozostało jeszcze 53% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.