W Białokrynicy mieliśmy nowy dom, sad i żyzne ziemie. A tutaj...

Czytaj dalej
Fot. fotopolska.eu
Natalia Kudryńska

W Białokrynicy mieliśmy nowy dom, sad i żyzne ziemie. A tutaj...

Natalia Kudryńska

Dzięki rozmowie z Janiną Chojnowską, moją babcią, 72-letnią emerytką, poznałam historię migracji Polaków w czasie II wojny światowej i po niej. Dowiedziałam się, skąd dotarli na Dolny Śląsk i czy babcia tęskni za Ukrainą.

Babciu, najpierw proszę powiedz kilka słów o sobie.

Urodziłam się 15 września 1944 roku w Białokrynicy w powiecie tarnopolskim na Wschodzie. Z zawodu jestem tkaczem-włókiennikiem.

Jak żyło się Wam na Kresach?

Ja niewiele pamiętam, ale mama opowiadała o pięknym nowym domu, o sadzie, z którego jedli przepyszne owoce oraz że ziemia była bardzo urodzajna i dawała duże plony. Nigdy nie brakowało im jedzenia. Klimat był łagodniejszy, nie było gór tylko równiny. Moja mama do końca życia tęskniła za tamtym miejscem.

Dlaczego właściwie doszło do przymusowego opuszczenia Waszych rodzinnych ziem?

Wszystko to działo się podczas II wojny światowej, kiedy Związek Radziecki zajął nasze ziemie. W 1945 r. na konferencji „Wielkiej Trójki” w Jałcie ustalono, że rekompensatą za utracone tereny na wschodzie będą terytoria na północy i zachodzie Polski. Stąd niemiecki wtedy Dolny Śląsk zamieszkali Polacy, a Niemcy zostali wysiedleni do Niemiec.

Jak wyglądało wysiedlenie mieszkańców Twojej wsi ?

Któregoś dnia przyszedł oficer i poinformował, że w ciągu godziny mamy się spakować, ponieważ będzie na nas czekał pociąg towarowy, którym zostaniemy przewiezieni do Polski. Razem z sąsiadami wykonaliśmy polecenie i bardzo zdenerwowani udaliśmy się na peron. Prawie wszystko musieliśmy zostawić w domu, ponieważ była ograniczona możliwość przewiezienia swoich rzeczy, a oprócz tego i tak wewnątrz wagonu nie mieliśmy zbyt dużo miejsca. Mama wzięła tylko to co najpotrzebniejsze: jedną krowę z gospodarstwa, jakieś odłożone pieniądze i jedzenie, żebyśmy ja i trójka mojego rodzeństwa nie byli głodni. Taty z nami nie było, był na wojnie. Podróż trwała długo i była męcząca. Jechaliśmy razem z bydłem, przez co często się zatrzymywaliśmy, żeby zwierzęta mogły się najeść trawy na pobliskich łąkach. Miałam zaledwie roczek i właśnie podczas tej podróży postawiłam swoje pierwsze kroki. Na każdej stacji, na której się zatrzymywaliśmy już po minięciu granicy, ludzie mogli wysiadać. Niektórzy zdecydowali się na osiedlenie w Katowicach, ale mama postanowiła, że wysiądziemy w Ługach, gdzie mieszkaliśmy rok. Tata, kiedy wrócił z wojny, dowiedział się, że zostaliśmy wysiedleni i zaczął nas szukać. Udało mu się nas znaleźć w Zielonogórskiem. Potem rodzice przyjechali do Gostkowa i znaleźli jakiś dom, do którego przeprowadziliśmy się.

W Gostkowie mieszkali Niemcy?

Tak, niedaleko mieszkały dwie niemieckie rodziny, które z czasem wyjechały.

Czy ktoś Wam pomagał w odnalezieniu właściwego miejsca?

Nikt się nami nie interesował. Po prostu przywieźli nas na te tereny i byliśmy pozostawieni sami sobie. Nikt nam nie pomagał i sami musieliśmy do wszystkiego dochodzić. Nie dali nam nawet złotówki - rekompensaty za majątek, który musieli pozostawić na zawsze. Musieliśmy zacząć nowe życie w miejscu, którego kompletnie nie znaliśmy.

Ciężko było Wam się przystosować do życia w nowym miejscu?

Ja byłam malutka, więc bardzo szybko się przystosowałam, ale moja mama do końca życia nie mogła się przyzwyczaić. Całymi dniami płakała, bo te zmiany ją przerastały. Rodzicom bardzo się tu nie podobało. U nas na Ukrainie były równiny, ziemia była tłusta, dawała piękne plony, a tutaj musieliśmy nauczyć się życia w górach. Pola były bardzo piaszczyste i nie chciały rodzić takich plonów. Tam wszystkiego mieliśmy pod dostatkiem, a tu, z początku, dopóki nie przywykliśmy, wszystkiego brakowało. Tam mieliśmy nowy dom, a tutaj zamieszkaliśmy w jakiejś starej, poniemieckiej ruderze.

Czym się przemieszczaliście ze wsi do miasta?

Dopóki nie zaczęły kursować autobusy, jeździliśmy na rowerach, jak mieliśmy blisko, a jeśli chcieliśmy jechać na większe zakupy czy do lekarza, to tylko wozami ciągniętymi przez konie.

Jakie były tutaj warunki pracy?

Pracowaliśmy na roli. Nikt nie jeździł pracować do miasta, bo ani nie było transportu, ani nie było na to pieniędzy. Dopiero kiedy zaczęły jeździć pierwsze autobusy, to można było o czymś takim pomyśleć. Kiedy komunikacja miejska trochę się rozwinęła, jeździłam do Kamiennej Góry do szkoły, a kiedy zdobyłam już zawód, to poszłam pracować do zakładu włókienniczego. Moi rodzice do końca życia pracowali na roli.

Jak wyglądała komunikacja międzyludzka? Były telefony?

A skądże, we wsi mieliśmy może ze trzy telefony służbowe: u księdza, w szkole i na komisariacie milicji. Jak ktoś chciał się z kimś skontaktować, to tylko listownie lub osobiście.

Jakiego wyznania byli ludzie w Polsce, a jakiego na Ukrainie?

Tutaj jak i tam dominowała religia katolicka, ale oprócz tego na Ukrainie byli jeszcze prawosławni. Moja rodzina była katolicka.

Jak ludzie odnosili się do siebie?

Każdy, jak umiał i mógł, tak pomagał. Wszyscy byliśmy ubodzy, więc ta pomoc nie była jakaś znacząca, ale zawsze była ważna. Troszczyliśmy się o siebie nawzajem. Ludzie byli wobec siebie życzliwi. Kiedy był okres wykopków, chodziliśmy razem na pola i pomagaliśmy sobie. Nie było samolubnych osób. Wstyd by było, gdyby ktoś poprosił o pomoc, a inni by mu jej nie udzielili.

Jaki panował ustrój w Polsce?

Był tu komunizm.

Czy uważasz, że gdyby nie panująca teraz na Ukrainie wojna to żyłoby się Wam tam lepiej niż teraz w Polsce ?

Jak najbardziej. Wszystko mieliśmy tam nowe, dom, stodołę, ziemia była wspaniała a tutaj musieliśmy zaczynać od nowa. Ale patrząc z drugiej strony, gdybym teraz tam żyła, to byłoby jeszcze gorzej, ponieważ wcześniej Ukraina była republiką radziecką, obecnie panuje tam wojna Rosji z Ukrainą, więc dobrze, że teraz żyję w Polsce.

Autorka jest uczennicą Gimnazjum Publicznego w Marciszowie

Natalia Kudryńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.