Trudno pogodzić się z tym, co się stało. Tego się nigdy nie wymaże

Czytaj dalej
Fot. Arkadiusz Gola
Katarzyna Kapusta

Trudno pogodzić się z tym, co się stało. Tego się nigdy nie wymaże

Katarzyna Kapusta

Dzisiaj mija rok od wybuchu gazu w kamienicy przy ul. Chopina w Katowicach. Pod gruzami budynku zginęli dziennikarze Brygida Frosztęga-Kmiecik (TVP Katowice), Dariusz Kmiecik (TVN), a także ich syn, 2-letni Remigiusz. Krzysztof Kmiecik, by upamiętnić brata, jego żonę i ich syna organizuje w sobotę Memoriał im. B. D. R. Kmiecików.

Dzisiaj mija rok od wybuchu gazu w kamienicy przy ulicy Chopina w Katowicach, w którym zginął pana brat wraz z żoną i dzieckiem. By uczcić pamięć o nich zorganizowaliście Memoriał Rodziny Kmiecików. To był pana pomysł?
Tak naprawdę inicjatorem był radny Krzysztof Pieczyński. Pierwszy podał informację o Memoriale. Ja o wszystkim dowiedziałem się później, z internetu. Zacząłem szukać do niego kontaktu. Powiedziałem, że wchodzę w to. Miałem wcześniej jakiś pomysł, ale sam bym nic nie zdziałał. Wszystko w zasadzie dopinaliśmy we wrześniu, wówczas wstępnie ustaliliśmy ramy Memoriału. Podzieliliśmy się sprawami organizacyjnymi. Część wziąłem na siebie. Bartek Nowak zajął się reklamą tego Memoriału. Jeszcze dopinamy kilka kwestii, ale myślę, że jak wszystko dobrze pójdzie w tym roku, to w przyszłym będzie nam już łatwiej. W przyszłym roku 23 października, czyli dzień, w którym zdarzyła się tragedia, wypada w sobotę. Myślę, że Memoriał będziemy organizować w soboty.

Wybraliście piłkę nożną, bo pana brat, Darek Kmiecik, lubił grywać?
Razem z Darkiem chodziliśmy grać do pana Gerarda Cieślika na Ruch. Od małego trenowaliśmy i graliśmy w piłkę. Pan Cieślik prowadził trampkarzy i juniorów. Miałem wtedy sześć lat, to było w 1989 roku, wtedy jeszcze Ruch Chorzów miał stary, dobry skład. Tam chodziliśmy na piłkę, tam trenowaliśmy. Graliśmy też jako ministranci, bo obaj służyliśmy do mszy. Ja byłem ministrantem przez 13 lat, mój brat nieco dłużej. Graliśmy turnieje ministranckie i wygrywaliśmy je. Mieliśmy stałą ekipę, więc z piłką byliśmy związani od małego. Zawsze we dwóch. Potem trenowaliśmy razem sporty walki. I właśnie podczas Memoriału w sobotę, grupa w której trenowaliśmy, zrobi pokaz. Będzie też nasz trener, były wuefista z podstawówki. Tak sobie wspólnie z Darkiem trenowaliśmy. Potem nasze ścieżki sportowe się rozeszły. On grywał w piłkę amatorsko, grał też w meczach z drużyną TVN-u.

Biegać też lubił. Często wpadaliśmy na siebie w parku podczas treningów.
Tak, to prawda. Zaczął biegać, nawet poprosił mnie, żebym rozpisał mu program treningów, bo się przygotowywał do maratonu. Zresztą namawiałem go na to bieganie.

Podczas Memoriału zagra dziewięć drużyn. Ile osób się zgłosiło?
W sumie będzie setka zawodników, gości, którzy przyjdą kibicować, też sporo się zapowiedziało. Liczymy, że będzie około 200 osób. Dla dzieci załatwiliśmy animatorki, które będą w trakcie Memoriału zajmować się dziećmi, co też odciąży trochę rodziców.

Często wraca pan myślami do tamtego czwartku, 23 października 2014 r.?
Szczerze? Tego się nie wymaże. Rodzice wciąż to bardzo przeżywają. Wchodzą na strony internetowe, a tam informacji, o tym, co się stało, jest mnóstwo. To w nich cały czas odżywa. Tym bardziej teraz, kiedy jest rocznica, to wszystko się nawarstwia. Najgorsze jest to, że dalej nic nie wiemy, bo wciąż toczy się śledztwo.

Chodzi pan na miejsce wybuchu?
Byłem tam w dniu, w którym to się stało. Od samego rana do nocy. Musiałem być na okazaniu. To jest najgorsze. Nie można sobie z tym poradzić. Ja mam rodzinę, pracę i odskocznię, bo jestem czynny sportowo. Teraz przygotowuję się do zawodów i mam urwanie głowy. Nie mam czasu się wyspać. Najgorzej jest jednak w nocy. Noce są ciężkie, bo wtedy wszystko wraca. Teraz zająłem się organizacją Memoriału i nie myślę o tym, że zbliża się ta data. Po katastrofie przez trzy miesiące byłem zajęty załatwianiem całej papierkowej roboty. Wziąłem wszystko na siebie, żeby rodzice nie musieli tego robić. Chciałem wszystko jak najszybciej uregulować. Została sprawa z kamienicą, ale to chyba jest temat na lata... Nie jeżdżę na miejsce, pod kamienicę, do Katowic. Nie chcę tego oglądać. Codziennie jestem na cmentarzu, odkąd to się stało. To mnie jakoś motywuje do działania. Pojadę na rocznicę pod kamienicę, ale tak po prostu nie chcę tam jeździć.

Mieliście jakieś braterskie zwyczaje?
Tak. Darek wprowadził taką tradycję, że w Boże Narodzenie, po Wigilii w swoich domach zjeżdżaliśmy się do niego, by wspólnie spędzać czas. To było bardzo fajne. Chcę to kontynuować u siebie. Zobaczę, co rodzice na to powiedzą, ale nie chcę ich samych zostawiać. Święta to ciężki okres dla nich. Niestety, pracuję w systemie zmianowym, Darek też był bardzo zapracowany. Przez ostatni czas przed tragedią kontaktowaliśmy się głównie telefonicznie. Ostatni raz widzieliśmy się u rodziców. Dzień przed tym wszystkim pogadaliśmy trochę przez telefon, bo Darek spieszył się na materiał i niestety już się nie widzieliśmy...

W wybuchu gazu w kamienicy przy ulicy Chopina pod gruzami budynku zginęli dziennikarze Brygida Frosztęga-Kmiecik (TVP Katowice), Dariusz Kmiecik (TVN), a także ich syn, 2-letni Remigiusz.

Śledztwo wciąż trwa

Mimo że od wybuchu gazu w kamienicy przy ulicy Chopina właśnie minął rok, wciąż nie zakończono śledztwa w tej sprawie. Postępowanie na wniosek Prokuratury Okręgowej w Katowicach zostanie przedłużone o trzy miesiące.

Przypomnijmy: w kamienicy przy ulicy Chopina ulatniał się gaz, nad ranem 23 października 2014 r. doszło do eksplozji, która doszczętnie zniszczyła trzy piętra. Zawaliła się cała ściana frontowa, niszcząc zaparkowane na ulicy samochody. Z wnętrza udało się ewakuować 15 lokatorów. Niestety, trzyosobowa rodzina - reporter „Faktów” Dariusz Kmiecik i jego żona dziennikarka TVP Brygida Frosztęga-Kmiecik oraz ich niespełna dwuletni synek - zginęła pod gruzami budynku.

Wkrótce po wybuchu w Centrum Leczenia Oparzeń zmarł w wyniku odniesionych obrażeń kolejny lokator, u którego miało dojść do eksplozji.

Dlaczego przy Chopina doszło do wybuchu? Czy nieszczelna była instalacja gazowa, czy, jak podejrzewano na początku, jeden z lokatorów nelegalnie podłączył gaz, a może - to kolejna hipoteza - ten sam lokator chciał popełnić samobójstwo i odkręcił kurki z gazem celowo? Jednoznacznej odpowiedzi brak, istnieją mniej lub bardziej prawdopodobne przypuszczenia.

Wciąż toczy się śledztwo. Prokuratura Okręgowa w Katowicach wystąpiła o jego przedłużenie o trzy miesiące. Jak informuje prokurator Agnieszka Wichary, śledczy zamówili kompleksową opinię na temat przyczyn tragedii w Szkole Głównej Pożarnictwa w Warszawie.

- Dopiero opinia wyjaśni wszystkie okoliczności tego wydarzenia. W tej chwili mamy tylko cząstkowe opinie dotyczące wąskich zakresów, w zakresie pożarnictwa, gazownictwa, energetyki, a także z Głównego Instytutu Górnictwa w zakresie wstrząsów górniczych - dodaje. Ekspertyza warszawska ma podsumować opinie pochodzące z różnych instytucji, które wypowiadały się w zakresie przyczyn tragedii i wyciągnąć ostateczne tezy. Dopiero na tej podstawie prokuratorzy mają podejmować dalsze czynności. Jak dotąd w śledztwie nie postawiono zarzutów.

Wciąż też przy ul. Chopina straszy zrujnowana kamienica. Decyzję o odbudowie już podjęto, ale prace projektowe zostały wstrzymane przez zły stan techniczny sąsiedniej kamienicy.

Zobaczcie jak wyglądała akcja ratunkowa po zawaleniu kamienicy przy ul.Chopina

Katarzyna Kapusta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.