To pokrzepiające, że biedny szatan tyra, a wiara i tak trzyma się mocno

Czytaj dalej
Fot. brak
Janusz Michalczyk

To pokrzepiające, że biedny szatan tyra, a wiara i tak trzyma się mocno

Janusz Michalczyk

Czy wielkie dobro możemy zawdzięczać oszustwu? Czy możesz być zbawiony, mimo że uwierzyłeś grupie kanciarzy? Czyżby szatan mieszał, ile wlezie, a Bóg i tak na końcu zawsze triumfuje. To nie są wcale prowokacyjne sugestie.

Tak się dzieje właśnie w Medjugorje, leżącej w Bośni i Hercegowinie miejscowości, gdzie rzekomo objawiła się Matka Boska i od tego czasu przesyła niemal codziennie nowe komunikaty o stanie świata, a szóstka ich odbiorców obwieszcza je całemu światu. W pierwszej kolejności - najbardziej zainteresowanym pielgrzymom, których co roku miliony nawiedzają to miejsce, poszukując tam pociechy duchowej i błagając o cud uzdrowienia. Sprawa nie jest wcale błaha, skoro jednym z nawróconych naszych rodaków jest znany muzyk Muniek Staszczyk.

Pierwsze objawienie miało nastąpić w czerwcu 1981 roku, a więc prawie 36 lat temu. Jak widać, nie mówimy o średniowieczu, to zupełnie świeża historia. Cudowne zjawiska zaakceptowali działający w Medjugorje franciszkanie, ale od samego początku sceptyczne były kościelne władze. Dość powiedzieć, że miejscowy biskup Ratko Perić otwarcie mówi o hochsztaplerstwie, powołana jeszcze przez papieża Benedykta XVI komisja dawno zakończyła prace, a papież Franciszek wstrzymuje się z ujawnieniem jej raportu.

Zamiast tego wysyła teraz do Bośni arcybiskupa Henryka Hosera, znanego m.in. z głoszenia Dobrej Nowiny w Rwandzie, tuż przed ludobójstwem na wielką skalę, oraz z mistrzowskiego spacyfikowania ks. Wojciecha Lemańskiego. Sam Hoser twierdzi, że nie będzie badał prawdziwości objawień, lecz zorientuje się, jakie korzyści dla wiary katolickiej wynikają z modlitw w Bośni i Hercegowinie. Jego dotychczasowe dokonania pozwalają ufać, że znajdzie wyjście z poniekąd beznadziejnej sytuacji.

Kłopot Kościoła bierze się, oczywiście, z jawnej sprzeczności między zdrowym rozsądkiem a religijnością typu ludowego, dla której im cud jest bardziej absurdalny, tym lepiej. Rozmodlonym wiernym nie przeszkadzają ani banalne do bólu rzekome nauki i odkrywane tajemnice Matki Boskiej, ani nawet tak popisowe szarże jak zapowiadanie przez nią, kto wygra najbliższe mistrzostwa świata w piłce nożnej. Poza tym pięknie rozwinął się tam przemysł turystyczny. To wszystko sprawia, że Watykan nie ma dobrego rozwiązania. Spodziewane w tym roku oficjalne ogłoszenie, że w Medjugorje Matka Boska jednak nie przemówiła, będzie prawdopodobnie zrównoważone pokrętnym oświadczeniem, że wszelkie doznane tam przez wiernych łaski są jak najbardziej aktualne. Chodzi o to, by np. nawrócony rockman Muniek Staszczyk nie doznał szoku poznawczego.

Delikatną kwestią jest też pośrednie rzucenie cienia, niejako zasianie wątpliwości wobec innych objawień tego typu, do których doszło choćby w Licheniu, Fatimie czy Lourdes. Powiedzmy szczerze - bez tych wszystkich cudów katolicyzm mocno straciłby na atrakcyjności. Dlatego kościelne władze skazane są na wieczne lawirowanie, a postawione pod ścianą - na zamykające dyskusję oświadczenie o niezbadanych wyrokach niebios. A poza tym błądzić jest rzeczą ludzką.

Janusz Michalczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.