To jak rakieta i hulajnoga. Tajemnice naszego drobiu

Czytaj dalej
Fot. Fot . Pawel Relikowski / Polskapresse
Adriana Boruszewska

To jak rakieta i hulajnoga. Tajemnice naszego drobiu

Adriana Boruszewska

Data ważności, a także zawartość białka - na to powinniśmy zwracać szczególną uwagę, kupując w sklepie drób. Prof. Tadeusz Trziszka, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, zwraca jednak uwagę, że preferencje smakowe, a także to, gdzie kupujemy mięso, zależy już od nas samych.

- W supermarkecie mamy do czynienia z wysokim poziom bezpieczeństwa. Poza tym najczęściej w dużych sklepach istnieje miejsce, gdzie się to mięso wykrawa się i paczkuje. Tak więc supermarkety muszą zadbać o wysoki poziom bezpieczeństwa i jakość - tłumaczy prof. Trziszka. Dodaje również, że bardzo często jakość towaru w „przydomowych” sklepach mięsnych nie różni się od mięsa ulokowanego właśnie w supermarketach. Ważne jest jednak, by nie mylić brojlerów, czyli kur hodowanych specjalnie na mięso, z kurami z chowu klatkowego, które nadają się jedynie na jajka. To „jak rakieta i hulajnoga”, opisuje różnicę profesor Trziszka. - Mięso brojlerów ma niską zawartość tłuszczu i wysoką zawartość białka. Ten drób jest lekkostrawny i dietetyczny. Z punktu widzenia konsumenta jest to więc doskonałe mięso - przekonuje prof. Trziszka

Przy wyborze drobiu powinniśmy się jednak kierować wiekiem zwierząt. - Mięso musi pochodzić z młodych zwierząt, gdyż wtedy ma te najlepsze walory sensoryczne, tj. kruchość - zaznacza.

Zdaniem rektora, wybór między kurczakiem, gęsią, kaczką czy indykiem to też osobista decyzja, podyktowana najczęściej gustami. - Indyk ma najwięcej białka, gęś czy kaczka natomiast będą zawierały więcej tłuszczu. Nie da też się powiedzieć, co jest zdrowsze. Oczywiście, jeżeli zależy nam na dużej ilości białka, to powinniśmy wybrać indyka. Ja natomiast bardzo chętnie jem kaczkę - przyznaje rektor Tadeusz Trziszka.

Rektor nie wyobraża sobie również świąt wielkanocnych bez drobiu, który jada bardzo często. No i oczywiście bez jaj. - Codziennie jem na śniadanie cztery jaja. Oczywiście najzdrowsze są te gotowane na miękko. Czasem jem jajecznicę, a czasem na twardo. Nigdy mi się nie nudzą - wyznaje rektor Uniwersytetu Przyrodniczego.

Kury, kaczki, indyki, gęsi. Mamy w czym wybierać

Kury z chowu klatkowego, brojlery i zielononóżki... Często zastanawiamy się, które najlepiej kupić, by nam smakowały i były najzdrowsze. Co na to prof. Trziszka?

Jak rakieta i hulajnoga - tak zdaniem rektora Uniwersytetu Przyrodniczego różnią się od siebie kury z chowu klatkowego i brojlery.

- Należy wyraźnie podkreślić, że kury z chowu klatkowego nie są przeznaczone na mięso - zaznacza prof. Tadeusz Trziszka i dodaje, że kury z chowu klatkowego ze względu na fakt, iż ich rolą jest znoszenie jaj, są zbyt chude i nie mogą być przeznaczone na mięso.

- Brojlery nie bytują w klatkach. Chów klatkowy dotyczy tylko kur, które znoszą jaja. Brojlery hodowane są na ściółce w krótkim okresie czasu, do sześciu tygodni. Mięso brojlerów mają niską zawartość tłuszczu i wysoką zawartość białka. Ten drób jest lekkostrawny i dietetyczny. Z punktu widzenia konsumenta jest to więc doskonałe mięso - przekonuje prof. Trziszka.

Jemy więcej drobiu

Rektor odpiera też zarzuty, że brojlery hodowane są w urągających warunkach, a do ich paszy dodawane są hormony powodujące szybszy przyrost. - Kiedyś stosowano hormony w paszy w Stanach Zjednoczonych. Teraz w Europie to jest jednak nie do pomyślenia.

Prof. Trziszka zaznacza, że nie taki diabeł straszny jak go malują, a brojlery hodowane na mięso mają dużo więcej miejsca niż kiedyś. - Te zwierzęta są tak trzymane, by miały przestrzeń do grzebania i poruszania się. Oczywiście jest tam stłoczenie, ale wszystko odbywa się zgodnie z normami i pod kontrolą weterynaryjną. Powietrze jest w takich pomieszczeniach bardziej czyste niż w niektórych hotelach, także te ptaki mają lepsze warunki niż ludzie w biurach - mówi naukowiec. I dodaje: - Być może to nie wygląda najlepiej dla konsumenta, ale w 2013 roku weszły nowe rozporządzenia unijne i te kury mają znacznie lepsze warunki.

Zintensyfikowana hodowla drobiu podyktowana jest rynkiem, a dokładniej zapotrzebowaniem konsumentów na mięso dietetyczne.

Oczywiście, można postawić na kury zielononóżki, które są idealne na rosół, bo mają więcej tkanki tłuszczowej. - Chów zielononóżek trwa dłużej, czyli 12 tygodni, dzięki czemu są one tłuściejsze. Niestety, taka hodowla nie zaspokoi potrzeb rynku - uważa rektor.

Konsument jednak nie powinien się obawiać kupując brojlery sprzedawane w sklepie mięsnym czy supermarkecie. Bo mieszanki paszowe dla brojlerów są tak dobrane, by powodować szybki przyrost masy bez użycia specjalnych „przyśpieszaczy” w formie np. hormonów. - Mieszanki paszowe te są przygotowywane na bazie białek, witamin, tłuszczy oczywiście bez dodatków hormonów. W takiej paszy jest soja, kukurydza, zboża. Tu nie ma żadnych spraw, które można nazwać tzw. przekrętami w biologii - tłumaczy prof. Trziszka .

Dużym producentom oszukiwanie konsumentów się najzwyczajniej w świecie nie opłaca.

Cały czas służby weterynaryjne kontrolują paszę, którą hodowca karmi drób. To nie jest tak, że on to robi bezkarnie. Z wszystkiego musi się wytłumaczyć: gdzie kupił, co kupił i co w tej paszy tak naprawdę jest.

Rektor przyznaje, że najlepiej wybierać do spożycia kurę lub indyka, gdyż są najmniej kaloryczne, zaś kaczka lub gęś zazwyczaj są obrośnięte tłuszczem, bez co wzrasta ich kaloryczność.

Adriana Boruszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.