Styl życia. W drodze, czyli autostopem przez świat

Czytaj dalej
Dorota Kowalska

Styl życia. W drodze, czyli autostopem przez świat

Dorota Kowalska

Wkładają plecak, stają na poboczu, wznoszą w górę kciuk i czekają. I nie chodzi tylko o to, że autostop, to najtańszy środek lokomocji. To także niesamowite historie opowiadane przez kierowców, przygoda i ciekawi ludzie, których można spotkać w drodze

Ola, 23 lata, włosy do ramion, wielkie, brązowe oczy. Kiedy była młodsza, należała do Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. To wtedy miała okazję „łapać stopa”.

- Słyszałam o autostopie od starszych koleżanek, wiedziałam, że będziemy nim jeździć. Nie ukrywam, że przemieszczanie się po Polsce i dotarcie do celu właśnie dzięki pomocy nieznanych ludzi wydawało mi się wspaniałą przygodą - opowiada.

Na obozach harcerskich dostawało się do wykonania zadania: trzeba było dojechać tu i tu, coś załatwić, z kimś porozmawiać i wrócić na czas do obozowiska. Oczywiście o takie sprawności mogły się ubiegać tylko starsze harcerski. Młodsze autostopem nie jeździły.

- Podczas jednego z obozów razem z dwoma koleżankami musiałyśmy dostać się do Gdańska, do pokonania miałyśmy około stu kilometrów. Poszłyśmy do najbliższej wsi razem z grupą innych dziewczyn. Tam udało nam się złapać pierwszego stopa - jeden z mieszkańców wsi swoim vanem jechał akurat w stronę głównej drogi. Tam były większe szanse, że uda się załapać kierowców kierujących się do Gdańska. Mężczyzna zabrał nas wszystkie i podwiózł na stację benzynową - wspomina ze śmiechem.

Na stacji musiały się rozdzielić, ona została z dwoma koleżankami. I tak stojąc na poboczu, czekały, aż jakiś kierowca zlituje się nad nimi. Po dwudziestu minutach obok nich zatrzymała się ciężarówka. Nie ukrywa, że trochę się wahały, czy wsiadać.

- Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że córka kierowcy też jest harcerką i wiele razy opowiadała mu, jak sama podróżowała podczas obozów autostopem. Mężczyzna zabrał nas w dalszą podróż, przy okazji pokazując zdjęcie córki, które miał powieszone na oknie ciężarówki. Opowiadał różne historie, było naprawdę sympatycznie i wesoło - mówi.

Podróż do Gdańska nie obyła się bez przygód, po drodze zdarzył się wypadek, dobre kilka godzin stały w korku. Jednak koniec końców udało im się dojechać do miasta. Tam wykonały wyznaczone zadanie. Do obozowiska też wróciły autostopem. Były harcerkami w mundurach, wzbudzały zaufanie. Nie czekały na poboczu zbyt długo.

- Nie ukrywam, że miło wspominam tę przygodę, jednak nie wiem, czy odważyłabym się podróżować sama. Świadomość, że mam obok siebie dwie koleżanki, na pewno sprawiała, że czułam się pewniej - wzrusza ramionami.

Później autostopem jeździła bardzo rzadko, ale są tacy, dla których autostop jest sposobem na życie. I nie chodzi tylko o to, żeby tanio podróżować po świecie i poznawać ciekawych ludzi. Człowiek w drodze czuje się wolnym ptakiem.

Pewnie wielu z nas pamięta jeszcze Karin Stanek i jej wakacyjny przebój „Autostop”, albo „Podróż za jeden uśmiech” ze świetnym Filipem Łobodzińskim i Henrykiem Gołębiewskim w rolach głównych. Biedacy chcieli pociągiem dostać się nad morze, ale zgubili pieniądze, co jednak wcale chłopaków nie załamało. Poldek i Duduś, bo takie są ich filmowe imiona, wybrali podróż autostopem. I była to podróż ich życia: poznali nowych, ciekawych ludzi, przeżyli niesamowite przygody. Rozpieszczony przez rodziców Duduś zmienił się, zmężniał. Kiedy dotarli do swoich matek na Hel, byli już inni, doroślejsi. Takich jak Poldek i Duduś, no może trochę starszych amatorów autostopu wciąż nie brakuje.

„Przez wieki autostopowicze stali na drogach, ścieżkach i szlakach. Łapali okazje, głównie dlatego, że musieli. Wszak nie było innej możliwości. Dziś dominująca część podróżników na gapę robi to, bo chce. Nie tylko w celu przemieszczenia się z miejsca na miejsce. W dobie nowoczesnych środków transportu wybierają autostop - powolny i niewygodny. Dlaczego? Dla poznania ludzi i przeżycia przygody. (…) Stany Zjednoczone, dziewiętnasty wiek. Dopiero co pojawiła się kolej. Po lśniących z nowości szynach mknie z łoskotem żelazna maszyna, ciągnąc za sobą rząd towarowych wagonów. Para bucha z komina, przesłaniając większość składu gęstymi kłębami. Nagle wyłania się z nich dwóch młodych mężczyzn ze szmacianymi plecakami. Biegną ile sił w nogach i wreszcie wskakują do otwartego wagonu. Dokąd jadą? Sami nie wiedzą. Po co? Po przygodę! - pisze na swoim blogu (www.plecakwspomnien.eu) Kuba Rydkodym: niewiele ponad 30 lat, absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, inżynier w hucie szkła.

Kuba pierwszego stopa złapał w Bieszczadach. Był rok 2008: komunikacja miejska działała słabo i nie dojeżdżała tam, gdzie chciał. W następnym roku była już Hiszpania, potem Włochy, Turcja, Bałkany - przez sześć lat zwiedził autostopem 31 krajów. Wreszcie przyszedł czas na Chiny. Plan był prosty: dojedzie autostopem do Moskwy, potem przez Syberię do Mongolii, stamtąd prosto do Pekinu. Dwa miesiące podróży. Po Chinach przyszedł czas na Dubaj.

- A ten blog powstał trochę przez przypadek. Spisywałem krótkie relacje ze swoich podróży dla znajomych, ale coraz więcej osób zaczęło się dopytywać o to, gdzie byłem, co widziałem, z kim rozmawiałem - opowiada.

Nie miał właściwie wyjścia. Od 2010 roku zaczął pisać regularnie relacje ze swoich podróży, ale na jego stronie są też rady dla autostopowiczów, historia autostopu, rozmowy z ciekawymi ludźmi spotkanymi w drodze.

„Polska, 1957 rok. Na księgarnianych półkach pojawia się książka »W drodze«, Jacka Keouraca. Opowieści czołowej postaci ruchu bitników inspirują polską młodzież. Wkrótce w pierwszą oficjalną i legalną (mają pozwolenie milicji) podróż autostopem ruszają Bogusław Laitl i Tadeusz Sowa. Okrążają kraj, a ich niecodzienna wyprawa opisywana jest przez liczne czasopisma. Polskę zalewa fala autostopowiczów, komendy milicji zalewa fala wniosków o pozwolenie na podróż, a redakcję tygodnika „Dookoła Świata” zalewa fala listów od nowych podróżników. W 1958 r. pismo, przy poparciu władz, decyduje się na organizację pierwszego konkursu autostopowego. Wkrótce potem założony zostaje Społeczny Komitet Autostopu. Polska staje się pierwszym w historii krajem, w którym autostop zalegalizowano i zinstytucjonalizowano. Żądny przygód przyszły autostopowicz, zanim wyruszy w pierwszą podróż, musi zaopatrzyć się w książeczkę autostopu. Nabywa ją w zwykłym kiosku ruchu. Niepozorny wygląd i małe wymiary nie wskazują, że spełnia ona tak wiele funkcji. Na okładce widnieje duże czerwone kółko przypominające milicyjnego lizaka. Podróżnik będzie nim machał na poboczu, aby kierowca wiedział, że ten bierze udział w akcji. Wewnątrz znajdzie mapy oraz propozycje tras krajoznawczych, w tym trasę »wielkie budowle socjalizmu«. Zanim jednak wyruszy na spotkanie pomników Stalina, musi udać się na pocztę w celu rejestracji. Tam przedstawia książeczkę oszczędnościową, a na niej minimum dwieście złotych na poczet przyszłych wojaży. W momencie rejestracji podróżnik zostaje również automatycznie ubezpieczony od następstw nieszczęśliwego wypadku. Jako że władza nie lubi rzeczy nieschematycznych, każdy nabywca książeczki zostaje wpisany do ewidencji. W razie niewłaściwego zachowania można go łatwo zidentyfikować. To zmniejsza ryzyko i kierowcy chętniej zabierają pasażerów na gapę” - opisuje na blogu Kuba Rydkodym.

Ale mijają lata, coraz więcej osób ma swój samochód, podnosi się poziom życia, wreszcie obalona zostaje władza komunistyczna. Efektem tego jest rozwiązanie w 1992 roku Społecznego Komitetu Autostopu. Teraz jeżdżą autostopem bez książeczek: z plecakiem i często pustym portfelem.

Kuba na razie z autostopu korzysta jednak rzadziej niż kiedyś.

- Skończyłem studia, zacząłem pracować. Ożeniłem się. W 2019 roku przyszedł na świat mój syn, dwa lata później kolejny raz zostałem ojcem, a wiadomo, jak jest z małymi dziećmi - śmieje się. - Na razie realizuję się w roli męża i właśnie ojca. Autostop musiałem odłożyć na później - dodaje. Na pewno jednak do niego wróci.

Miłośników autostopu nie brakuje. Spotykają się na zlotach, mają swoje fora, do 2019 roku, czyli do czasów pandemii, organizowali Międzynarodowe Mistrzostwa Autostopowe. Idea była prosta: w długi majowy weekend startowali z jednego miejsca w Polsce, najczęściej z Sopotu, i podążali w kierunku jakiegoś europejskiego miasta: raz celem jest Split, innym razem Ryga, Monachium, Piran w Słowenii. Wygrywała ta para, bo najczęściej ścigali się w parach, która najszybciej dotarła na miejsce. Zapisywali numery rejestracyjne samochodów, którymi jechali, imiona kierowców - tak dla formalności, bo tu o oszukiwaniu nie może być mowy, liczyła się przede wszystkim dobra zabawa. Czasami podczas mistrzostw zdarzają się całkiem niewiarygodne historie. Podczas jednych z nich miastem docelowym był Split. Ruszali z Sopotu. Para autostopowiczów zatrzymała samochód, jechali nim dwaj młodzi mężczyźni, którzy wracali z pracy w Szczecinie do domów na południu Polski. Świetnie im się rozmawiało. No i autostopowicze namówili tych mężczyzn, aby wzięli sobie urlop i zawieźli ich do Splitu. Tamci się zgodzili. Zrobili sobie wycieczkę, a przy okazji zwiedzili miasto.

Marta, 45 lat, jasne włosy do połowy pleców, nauczycielka, od lat jeździ autostopem. Zaczęło się na studiach. Na nich też poznała przyszłego męża - Adama. Jako studenci podróżowali razem, teraz podróżują jako małżeństwo.

- Zwiedziliśmy autostopem całą Europę - opowiada. Przeżyli tysiące przygód. W Czechach zdarzyło im się czekać na „okazję” dobrych kilka godzin. Chcieli dojechać do Pragi. Nagle przejechał jakiś samochód, stanął, zawrócił. To był przemiły straszy pan. Zawiózł ich na stację benzynową, kupił dwie kanapki i dwie butelki z piciem, bo stwierdził, że „marnie wyglądają”. Inny razem, to było w austriackich Alpach, podeszli do jednego z gospodarzy, który stał na podwórku, chcieli zapytać, gdzie najłatwiej byłoby złapać stopa, bo robiło się ciemno, a chcieli dotrzeć do Hallstatt. A ten zaproponował, żeby przespali się przed dalszą podróżą. Prowadził pensjonat, dał im jeden pokój, po kąpieli kazał przyjść na kolację.

- Zazwyczaj spotykamy się z życzliwością. Ważne, żeby nawiązać kontakt z kierowcą. Czasami podczas drogi słyszymy niesamowite historie. Podróżowanie autostopem za granicą ma jeszcze jedną zaletę: łatwiej poznaje się miejscowych, ich zwyczaje, kulturę - mówi Marta. Zdarzało się, że kierowcy zabierali ich do swoich domów, przedstawiali rodzinie, gościli.

- Nasze dzieci, a mamy dorosłą już córkę i syna, też podróżują autostopem. Nie robimy z tego problemu, znają zasady bezpieczeństwa, nie jeżdżą same - tłumaczy Marta.

Ale też w Internecie ci, którzy chcieliby ruszyć w świat autostopem, znajdą całą masę rad i zasad, które obowiązują w drodze.

„Jeśli jeszcze nigdy nie podróżowaliśmy autostopem, to dobrym kierunkiem na początek będzie oczywiście Polska. Możemy spróbować wybrać się stopem nad morze lub w góry - taki wyjazd z pewnością będzie dobrą okazją, aby nabrać doświadczenia. Kiedy już poczujemy się pewniej i będziemy chcieli ruszyć za granicę, warto obrać kierunek na Bałkany. Obszar ten zamieszkują ludzie niezwykle otwarci i serdeczni. Choć nie ma tutaj gęstej sieci autostrad, to z pewnością nie będziemy mieć żadnego problemu ze złapaniem stopa” - radzi na swoim blogu Zuznanna Szybka.

I tłumaczy, że planując podróż autostopem, musimy przede wszystkim odpowiednio się spakować. Warto postawić na plecak, który jest znacznie wygodniejszy niż walizka, umożliwi też doczepienie namiotu lub karimaty. Ważny jest ubiór, musi być wygodny i odpowiedni do pogody. No i schludny, wtedy wzbudzimy zaufanie u kierowców. Dalej?

„Uśmiech to podstawa” - tak, zdaniem Zuzanny Szybkiej, ale i innych blogerów, powinna brzmieć dewiza każdego autostopowicza. Od naszego nastawienia i pozytywnej energii będzie zależało to, czy zrobimy na kierowcy dobre wrażenie i czy zgodzi się zabrać nas w podróż autostopem.

Trzeba dbać o bezpieczeństwo, poinformować bliskich, dokąd się udajemy, być z nimi w stałym kontakcie. Przesyłać SMS-em numer rejestracyjny pojazdu, jakim się poruszamy. Warto podróżować parami, nie wsiadać do kabiny, w której czuć woń alkoholu, w nocy nosić odblaskowe ubrania. Trzeba zachować czujność, śledzić zjazdy i znaki drogowe, aby nie przegapić miejsca, do którego chcieliśmy się dostać. Stopa najłatwiej łapać w miejscach takich, jak stacje benzynowe, parkingi lub główne drogi - przy nich zawsze będziemy czuć się bezpiecznie. Z kolei przy drodze szybkiego ruchu szansa na złapanie „okazji” jest bardzo mała. Warto też mieć przy sobie pamiątki lub słodycze, którymi będziemy mogli podziękować kierowcy za podwiezienie.

Wojtek z autostopem spotkał się, jak Ola, w harcerstwie. Tyle że jemu takie podróżowanie weszło w krew.

- Byliśmy na obozie w jakiejś głuszy, żeby gdzieś dojechać, trzeba było dojść do najbliższej wsi, a potem szukać kogoś, kto będzie jechał do miasteczka - opowiada mężczyzna, 29 lat, informatyk. - Spodobało mi się. Tak podróżowałem po Polsce w czasie studiów. Nie sam, zawsze z jakimś kolegą. Potem ruszyliśmy dalej: do Chorwacji, Turcji, Rumunii, Francji - wylicza.

On też podkreśla, że zazwyczaj nie ma problemu z dotarciem do celu, chociaż czasami podróżowanie autostopem trwa dłużej, niż to sobie założył. Bywało, że czekał na stopa nawet po kilkanaście godzin. Tak było kilka lat temu w Estonii, kiedy utknęli 80 kilometrów przed Tallinnem.

- Ważne, aby znać kraj, do którego się jedzie, zwyczaje w nim panujące - tłumaczy Wojtek.

Włosi na przykład niechętnie biorą autostopowiczów. Za to życzliwość cechuje tureckich kierowców, ale nieźle podróżuje się także po Polsce. W Bułgarii czy Rumunii stop jest płatny, kierowcy zostawia się najczęściej równowartość ceny biletu autostopowego. To nie reguła, ale żeby nie było niespodzianek, warto się dogadać, zanim wsiądziemy do samochodu. Różnorodność kulturowa sprawia, że niektóre zachowania i gesty mogą być inaczej odbierane w różnych miejscach na świecie. Choćby tak podstawowa sprawa, jak zatrzymywanie stopa. Na jednym z blogów można wyczytać, że kciuk uniesiony w górę sprawdza się w Europie i Ameryce Północnej, ale nie należy używać go w Ameryce Południowej, Azji Mniejszej, Azji Południowo-Wschodniej i Afryce Zachodniej. Dłoń skierowana w górę - zostanie dobrze odczytana w Afryce. Wskazywanie palcem drogi - w Australii i Oceanii, ale nie w Azji. Wyciągnięcie przed siebie ręki, trochę tak jakbyśmy chcieli uścisnąć czyjąś dłoń - ten gest zrozumieją kierowcy w Azji Mniejszej. Kciuk skierowany poziomo za plecy - w Ameryce Południowej. Poziome machanie dłonią w górę i w dół - w Azji. Na tym kontynencie samotnie podróżujące kobiety o białym kolorze skóry mogą być jednak odbierane jako osoby oferujące usługi seksualne, więc panie powinny podróżować z jakimś mężczyzną. W niektórych krajach Afryki, choćby w RPA, należy w ogóle unikać jeżdżenia autostopem, bo to po prostu niebezpieczne.

- Ale warto tak podróżować. Z kilku przynajmniej powodów. To przede wszystkich najtańszy sposób przemieszczania się. Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że dzięki autostopowi poznałem wielu ciekawych ludzi, z kilkoma utrzymuję kontakt do dziś. Poza tym, kiedy jestem za granicą, to właśnie kierowcy są najlepszymi przewodnikami - tłumaczy Wojtek. I dodaje, że tylko będąc wśród miejscowych, można tak naprawdę dowiedzieć się czegoś o miejscu, w którym jesteśmy, takiej wiedzy nie zdobędziemy w oazach dla turystów na wczasach all inclusive. Poza tym podróżowanie stopem to świetny test dla nas samych.

Na górze swojej strony „Lista marzeń” Kuba Rydkodym umieścił cytat z Marka Twaina: „Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”.

Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.