Hanna Wieczorek

Srebrny ołtarz w katedrze ściągał do Wrocławia nawet koronowane głowy

Rekonstrukcja srebrnego ołtarza na podstawie archiwalnych  fotografii Fot. Arkadiusz Podstawka Rekonstrukcja srebrnego ołtarza na podstawie archiwalnych fotografii
Hanna Wieczorek

Jacek Witecki, kurator wystawy „Skarbiec. Złotnictwo archikatedry wrocławskiej”, opowiada o bezcennym zbiorze vasa sacra, na którego zasobność składają się sztandarowe wyroby złotnicze od czasów gotyku po XX-wieczny modernizm i najnowsze wyroby złotnictwa sakralnego z drugiej połowy poprzedniego stulecia. Cuda te możemy do 24 września oglądać Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Naprawdę warto!

Skarby podniecają nasza wyobraźnię, skarbce tym bardziej. Czy w skarbcu wrocławskiej katedry przeważają dzieła wrocławskich złotników?

Wszystkich fascynują poszukiwania różnych skarbów - od złotego pociągu po bursztynową komnatę. Zapominamy przy tym, że prawdziwy skarb Wrocławia jest tuż, tuż... Wcale nie trzeba go szukać, wystarczy przejść przez Odrę na Ostrów Tumski. Zbiór arcydzieł i pamiątek historycznych zgromadzonych w skarbcu katedry nie ma sobie równych w centralnej Europie. Jest niezwykły. W większości znajdziemy w nim dzieła artystów wrocławskich, niekiedy nyskich, bo wiadomo - księstwo nyskie było przechodnim lennem kolejnych biskupów wrocławskich, więc środowisko artystyczne Nysy zawsze pracowało na zlecenia biskupich dworów, ale też i zdarzają się rzeczy ze stron dość odległych od naszego miasta. Niektóre przywędrowały do nas z Augsburga, Rzymu, czy Fuldy.

Niezwykły? Czym się różni od innych skarbców?

Skarbiec powstawał w naturalny sposób, gromadzono w nim przedmioty i akcesoria służące celom liturgicznym. To taka machina czasu, zwierciadło historii, które przenosi nas w odległe wieki. Ktoś żartobliwie powiedział, że wciąż wiszą w nim jeszcze barokowe pajęczyny. Skarbiec jest oczywiście zadbany i nie ma w nim pajęczyn, jednak w samym powiedzeniu jest źdźbło prawdy, podkreśla bowiem niezwykłą wartość tej kolekcji, której najstarsze zabytki pochodzą z XV wieku.

Kto gromadził owe niezwykłe przedmioty?

Przede wszystkim kolejni biskupi wrocławscy, a było ich wielu. Wśród nich można odnaleźć niejednego księcia, choćby z domu habsburskiego, a nawet polskiego królewicza Karola Ferdynanda Wazę, o którym mówiliśmy przy okazji jednej z naszych poprzednich wystaw.

W skarbcu są wyłącznie pamiątki po wrocławskich biskupach?

Nie. Skarbiec odzwierciedla pozycję biskupstwa i kapituły katedralnej czyli zgromadzenia księży kanoników, które powołuje się dla podniesienia kultu. Kapituła katedralna prawdopodobnie funkcjonowała już od czasów Waltera z Malonne, z czasem uzyskiwała znaczne przywileje łącznie z władzą jurysdykcyjną w obrębie diecezji, a także z przywilejem wyboru biskupa.

To musiało rodzić spory.

Przywileje kapituły były tak duże, że wkraczały w politykę międzynarodową. Wystarczy przypomnieć sprzeciw kapituły wobec mianowania na biskupa wrocławskiego Karola Ferdynanda Wazy. W sporze tym sięgano po różne środki łącznie z groźbą klątwy, próbami przekupstwa i zapowiedzią użycia wojska.

Trzeba sobie powiedzieć, że kapitułę tworzyli zwykle ludzie niebanalni, z szerokimi horyzontami i wielkimi aspiracjami. Po nich też zostało wiele dzieł, które prezentujemy na wystawie. Wystarczy wspomnieć wiek XVII, kiedy to kanonikiem i sufraganem był Johann Bal-thasar Liesch von Hornau. Powołał on fundację działającą wiele lat po jego śmierci. Jeszcze w wieku XIX dzięki tej fundacji powstawały różne dzieła. Fundator pozostawił jedno zastrzeżenie: cokolwiek nie powstanie musi nosić herb rodziny von Hornau. I tak rzeczywiście było.

Na wystawie pokazujemy wspaniałe ornaty z owym herbem. Kanonik Liesch von Hornau był jednym z większych dobroczyńców katedry, ale oczywiście nie jedynym.

Motywem przewodnim wystawy jest pastorał biskupa Georga Koppa...

…tak, to była znacząca postać. Biskup Kopp był twórcą Muzeum Archidiecezjalnego i biblioteki. Przyjechał do Wrocławia z Fuldy, wspaniały złoty pastorał ze świętym Jerzym pokonującym smoka to dar dla niego ufundowany przez tamtejsze duchowieństwo.

Pastorał rzeczywiście robi wrażenie, ale nie umywa się do srebrnego ołtarza, który przez wieki stał w katedrze, po wojnie zniknął, a teraz po 70 latach możemy obejrzeć go w Muzeum.

Kiedy opowiadamy o srebrnym ołtarzu musimy zacząć od biskupa Andreasa Jerina. Objął on biskupstwo w trudnych czasach, kiedy wpływy protestanckie narobiły sporo zamieszania we Wrocławiu i na Śląsku. Znany jest list, w którym nasz bohater opisuje opłakany stan diecezji wrocławskiej, przede wszystkim pod względem organizacyjnym. Ale też wymienia znaczną liczbę księży, którzy nie przestrzegali celibatu. W sztuce były to czasy renesansu, biskup poza sprawami dotyczącymi życia duchowego diecezji miał też pewną wizję zmian estetycznych, które miały być odzwierciedleniem nowego okresu w sztuce.

I zdecydował się ufundować nowy ołtarz? A co się stało ze starym, zapewne gotyckim?

W zasadzie nie wiemy nic o ołtarzu, który stał w katedrze, kiedy biskupem wrocławskim został Andreas Jerina. Prawdopodobnie był w złym stanie, co ułatwiało decyzję o stworzeniu nowego. Zresztą zmiany nie ograniczyły się do samego ołtarza. Jerin przebudował prezbiterium katedralne w duchu renesansu, było to więc kompleksowe przedsięwzięcie. Ołtarz wystawiono za ogromną sumę 10 tysięcy talarów. Koszty były olbrzymie, ponieważ na jego stworzenie potrzeba było dziesiątków kilogramów srebra, a także złota, ale efekt był oszałamiający. Przez wieki, przyciągał wszystkich, którzy Wrocław odwiedzali. Nawet król czeski Fryderyk V, chociaż wyznania kalwińskiego, wybrał się do katedry, by obejrzeć srebrny ołtarz. Był nim zachwycony, podobnie jak inni, którzy to wielkie dzieło widzieli.

Twórcami ołtarza byli wrocławscy złotnicy?

Wybitny artysta Paul Nitsch. On i jego syn Fabian ściśle współpracowali z katedrą. Otrzymywali wiele zamówień i niejedno ich dzieło możemy podziwiać na wystawie. Ciekawa historia wiąże się z Fabianem. Otóż tak, jak każdy czeladnik musiał wyruszyć w podróż czeladniczą, która miała poszerzyć jego horyzonty - ogólne i artystyczne. Był to wówczas przymusowy element edukacji cechowej. Fabian Nitsch w ową podróż wyruszył z listem polecającym od biskupa Jerina! To się rzadko zdarzało. Myślę, że przyjeżdżając do Augsburga czy Bambergu musiał robić duże wrażenie wyciągając dokument podpisany przez wrocławskiego biskupa. Co zresztą nie przeszkodziło mu zafunkcjonować w aktach, nazwijmy to kryminalnych Bambergu.

Kryminalnych?

Tak, odnotowano tam jego udział w bójce.

Ile lat trwała praca nad srebrnym ołtarzem?

Dość długo, ponieważ w grę wchodziła nie tylko praca złotnicza, ale także malarstwo. Drugim autorem ołtarza, obok Paula Nitscha, był wrocławski malarz Bartholomaeus Fichtenberger. Ozdobił on obrazami skrzydła ołtarzowe. Po jednej ich stronie możemy podziwiać żywot św. Jana Chrzciciela, po drugiej ojców Kościoła zachodniego czyli: św. Grzegorza, Ambrożego, Hieronima i Augustyna. To jedyne znane nam sygnowane dzieło Fichtenbergera i rzeczywiście świetne malarstwo. Na wystawie pokazujemy stronę z ojcami Kościoła, ponieważ żywot Jana Chrzciciela można na co dzień zobaczyć w Muzeum Archidiecezjalnym. I jeszcze ciekawostka. Biskup Jerin prosił o przedstawienie go na tym obrazie i Fichtenberger pokazał go, jak słucha kazania św. Jana. Domniemuje się, że być może posłużył także jako model do obrazu jednego z ojców Kościoła. Biskup przedstawił się dosyć skromnie, w stroju wręcz świeckim. Było to charakterystyczne dla tej epoki, kiedy w związku ze zmasowaną krytyką Kościoła katolickiego starano się unikać ostentacji.

Jakim cudem skarbiec katedralny przetrwał od XV wieku do dzisiaj? Szwedzi nie zrabowali go w czasie wojny trzydziestoletniej?

W czasie wojny trzydziestoletniej udało się uratować skarbiec katedralny, pomimo że Ostrów Tumski został splądrowany przez wojska szwedzko-saksońskie. Skarbiec bowiem został ewakuowany do Wrocławia, do którego Szwedzi nie weszli. Tak więc skarby katedralne ocalały, ucierpiał nieco ołtarz, ponieważ nie można było go w całości zdemontować. Ukryto więc najcenniejsze elementy, przede wszystkim figury, pozostawiono niestety tła ze srebrnej blachy. Być może były na nich jakieś przedstawienia pejzażowe, które mogły towarzyszyć scenie ukrzyżowania. Tego dzisiaj nie wiemy, ponieważ nie mamy żadnej ikonografii, ani bardziej szczegółowych opisów. Tła zrabowali Szwedzi i zapewne je przetopili.

Jednak ołtarz ponownie stanął w katedrze.

Ołtarz został przywrócony do stanu świetności przez kuzyna fundatora Philipa Jacoba Jerina. Jednak nie dysponował on już takimi środkami jak wuj, więc srebrnych teł nie zrekonstruowano, zastąpiono je tkaninami. Początkowo jedwabiem, potem aksamitami i welwetami. Ostatnia z tych tkanin zachowała się do dzisiaj, szczęśliwie prze-trwała II wojnę światową.

Udało się uniknąć Szwedów i nikt później nie dobrał się do katedralnych skarbów? Choćby Francuzi?

Skarbiec zachował się praktycznie w całości do dzisiaj. Trzeba jednak pamiętać, że jest to specyficzny zbiór, który tym się różni od kolekcji muzealnych, że służy konkretnym celom. Jest własnością Kościoła, różne więc były losy przedmiotów, które się w nim znajdowały. Jedne przybywały, inne wybywały, podejmowano różne decyzje, kierując się różnymi przesłankami. Zawartość skar-bca zmieniała się więc się z czasem, niemniej jednak nigdy go nie splądrowano. Przetrwał w niezmienionym stanie, co jest niezwykłe, także rok 1945. Możemy się uważać za wielkich szczęściarzy.

Jakim cudem uniknął wywiezienia najpierw do Niemiec, a potem rabunku przez Armię Czerwoną i szabrowników?

Konserwatorzy niemieccy dosyć szybko się zajęli sporządzeniem wytycznych dotyczących zabytków. Przygotowali je jeszcze przed wybuchem wojny z Polską w 1939 roku. Zresztą nie dotyczyły one wyłącznie Śląska czy Wrocławia. Przeprowadzono na przykład akcję wycofywania wypożyczeń pochodzących z muzeów niemieckich, a znajdujących się w placówkach innych krajów. Jak wiadomo, do 1944 roku we Wrocławiu panował względny spokój i kiedy okazało się, że trzeba ratować zabytki skarbcowe, czasu na to było niewiele. Ukrywano je w dramatycznych okolicznościach. Precjoza zostały zabezpieczone w kryptach pod posadzkami katedry, część przedmiotów użytku bardzo już codziennego została w szafach zakrystyjnych. O dziwo wiele z nich przetrwało, ponieważ zakrystia została najmniej zniszczona podczas działań wojennych.

W dramatycznych okolicznościach...

...działo się to w momencie, kiedy słyszalna była artyleria radziecka od strony Oławy, więc trzeba pokłony bić osobom, które wówczas te skarby ratowały. Myślę zwłaszcza o siostrze Hildelicie z zakonu sióstr Notre Dame, zakrystiance, która z narażeniem życia ratowała te zabytki. Trzeba pamiętać o realiach wojny, w pewnym momencie nikt się już nie przejmuje nakazami konserwatorskimi, a rozkazy wojskowe mają absolutny priorytet.

W ostatnich tygodniach Festung Breslau zdecydowano przenieść dowództwo wojskowe na Wyspę Piaskową do podziemi Biblioteki na Piasku. Wyspa stała się ostatnim bastionem obrony, artyleria przeciwlotnicza stanęła w ogrodach przy pałacu biskupim, a z katedry zrobiono skład amunicji i paliwa. Trudno więc o gorszy pomysł, jeśli chodzi o ratowanie zabytków, ale w takich momentach ratowanie zabytków kultury schodzi na dalszy plan.

Z katedry niewiele zostało, jakim cudem przetrwały więc zabytki?

Ostrów Tumski ucierpiał ogromnie - podczas słynnego nalotu i ostrzału radzieckiego w Wielkanoc 1945 roku. Bombardowanie zaczęło się w nocy, w poniedziałek wielkanocny zostały trafione wieże katedry, hełmy się zapaliły i zwaliły na korpus budynku, przewróciły się na nawę główną, zawaliły dachy, a następnie sklepienia. Wywołało to gigantyczny pożar , który spustoszył wnętrze, dalszy ostrzał spowodował po-wstanie wielkich wyrw w ścianach budynku. Gmach katedry był w takim stanie, że każdy kto był świadkiem jego zniszczenia w najśmielszych marzeniach nie mógł przypuszczać, że zachowało się coś z delikatnych przedmiotów, które znajdowały się wewnątrz. A jednak tak się stało. To jest pewien paradoks, że zawalone sklepienie budynku i tony gruzu, które spadły, uchroniły krypty katedry przed skutkami pożaru, a potem przed rabusiami i szabrem. Zresztą celowo nie spieszono się nadmiernie z usunięciem tego gruzu. Poczekano z tym do momentu, w którym budynek był już na tyle zabezpieczony, że można było spokojnie odsłonić dostęp do krypt.

Kiedy Maciej Bukowski przystępował do odbudowy, wiedział co kryje się pod posadzkami katedry?

Oczywiście zdawano sobie z tego sprawę. Jeszcze raz wspomnę o siostrze Hildelicie, która doskonale wiedziała, gdzie co jest. Była osobą bardzo oddaną służbie katedrze i po wojnie postanowiła pozostać we Wrocławiu. Postawiła jeden warunek, że nadal będzie mogła być zakrystianką i opiekować się skarbcem. I faktycznie do końca życia pracowała w skarbcu, nauczyła się języka polskiego. Jej wychowanicą i następczynią była siostra Sylwina z tego samego zakonu. Wielu z nas doskonale ją pamięta. Siostra Sylwina bowiem także niemal do końca życia te funkcje sprawowała i strzegła skarbca. Tak więc widziano oczywiście co tam jest i jak należy się z tym obchodzić.

Srebrny ołtarz także ukryto w kryptach?

W obliczu zagrożenia ołtarz został zdemontowany. Ukryto srebrne figury i drzwi ołtarzowe, w katedrze pozostała jedynie szafa centralna, ponieważ była zbyt ciężka, by ją ruszyć. Szafa spłonęła w pożarze. Po wojnie dziwnymi kolejami losu malowane skrzydła ołtarzowe trafiły do kościoła pokolegiackiego w Szamotułach, dopiero w roku 1965 staraniem biskupa sufragana Wincentego Urbana zostały ściągnięte do Wrocławia. Niemniej jednak było już trochę za późno na rekonstrukcję srebrnego ołtarza. Tym bardziej, że w katedrze stanął ołtarz z „Zaśnięciem Marii” z Lubina. Ten, który od lat możemy go oglądać w katedrze.

Od razu wiedział Pan, że pokaże Pan srebrny ołtarz na wystawie?

Początkowo nie wiedzieliśmy, że będziemy rekonstruować ołtarz. Taki pomysł pojawił się, kiedy okazało się, że wyciągamy ze skarbca coraz to nowe elementy z jego srebrnych dekoracji. Okazało się, że zachowały się wszystkie figury, spora część dekoracji ornamentalnych, plakieta z wizerunkiem biskupa Jerina, fundatora ołtarza i jego herbem. Zaczęliśmy się więc zastanawiać, czy nie podjąć się wystawowej rekonstrukcji, może lepiej powiedzieć pewnej wizualizacji. Tak, by pokazać, jak wyglądał ołtarz, który przez 350 lat był jedną z największych atrakcji Wrocławia i całego Śląska, a którego od 70 lat wrocławianie już nie widzieli i znają go jedynie z ilustracji oraz archiwalnych fotografii.

A zachowały się takowe?

Tak. Ostatnia duża konserwacja ołtarza była robiona w latach 30 XX wieku, więc i z tego czasu pochodzą jego ostatnie zdjęcia.

Ołtarz to nie jedyna atrakcja wystawy, które zabytki najbardziej Pan ceni?

Trudne pytanie. Chyba te „ikoniczne”, takie jak relikwiarz św Jana Chrzciciela z głową na misie czy figura Chrystusa Zmartwychwstałego. Oba są dziełami Caspara Pfistera, wrocławskiego twórcy, który ściśle współpracował z katedrą. Zresztą kolekcja relikwiarzy jest wyjątkowa, najstarsze pochodzą z XV wieku. Są to tak zwane relikwiarze ręki - w kształcie przedramienia z wyciągniętą dłonią i medalionowe. Późniejsze, hermowe, wykonano w XVI i XVIII wieku. W jednym z relikwiarzy medalionowych znajduje się pieczęć woskowa papieża Sykstusa IV, czyli słynny baranek Agnus Dei. Rzecz jest o tyle ciekawa, że sam Sykstus był interesującym, wielowymiarowym papieżem i mecenasem renesansowych artystów. To on zastrzegł prawa do tego baranka. Mówiąc dzisiejszym językiem wprowadził znak copyright (symbol używany jako oznaczenie praw autorskich) na baranka i od tej pory tylko papieże mogli rozdawać pieczęcie z jego wizerunkiem. Można więc przypuszczać, że mamy jedną z pierwszych takich właśnie pieczęci. Z relikwiarzami wiąże się też nieoczekiwane odkrycie. Nie wiedzieliśmy bowiem, że w skarbcu katedry znajduje się relikwiarz szaty Chrystusa, tak zwanej sukni z Trewiru, której znaczenie kultowe można porównywać z całunem turyń-skim. Relikwiarz powstał z fundacji biskupa Franza Ludwiga von Pfalz-Neuburga, który zapewne otrzymał w darze fragment tej cennej tkaniny. Sam relikwiarz zamówił u nyskiego złotnika Martina Vogelhunda.

Natknął się Pan na więcej takich niespodzianek

Tak, choćby na piękną monstrancję pochodząca prawdopodobnie z zasobów opactwa w Krzeszowie. Mówimy na nią monstrancja brylantowa, ponieważ jest ozdobiona dużą ilością bezcennych kamieni. Sama monstrancja jest gigantyczna i kiedy po raz pierwszy raz otworzyłem szafę, w której ją przechowywano, poświeciłem na nią latarka i błysnęły na mnie te wszystkie kamienie... To był szok.

Ile zabytków znajduje się w katedralnym skarbcu?

Kilkaset. My pokazujemy blisko sto przedmiotów wybranych ze względu na wartość artystyczną, ich „bagaż historyczny”, czy związek z postaciami, o których warto pamiętać.

Hanna Wieczorek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.