Przyjaźń, która narodziła się w szczecińskiej operze

Czytaj dalej
Małgorzata Klimczak [email protected]

Przyjaźń, która narodziła się w szczecińskiej operze

Małgorzata Klimczak [email protected]

Danuta Sowa i Małgorzata Kotek rozpoczęły pracę w szczecińskiej operze w 1981 roku jako chórzystki.

- Przyszłam i usiadłam koło Danki, bo tylko obok niej było miejsce. I tak zostało do dzisiaj. Cały czas siedzimy obok siebie i nawet mamy wspólną toaletkę - mówi Małgorzata Kotek.

Danuta Sowa tak wspomina pierwsze spotkanie:

- Małgosia weszła, piękna, zapytała gdzie jest wolne miejsce i przysiadła się do nas, bo wtedy jeszcze byłyśmy trzy przy jednej toaletce.

I tak się okazało się, że to przyjaźń na całe życie.

- Do tego prywatnie jesteśmy sąsiadkami - mówi pani Małgorzata. - Jesteśmy jak rodzina. Razem jedziemy do pracy, razem z niej wracamy, rzem chodzimy na zakupy.

- Żeby było śmieszniej, nasi mężowie pracowali tutaj z nami przez 30 lat. Mój pracował w chórze, a mąż Małgosi w balecie - dodaje pani Danuta. - Ich dzieliło tylko piętro, a my w ogóle cały czas byliśmy razem. Stworzyliśmy jedną wielką rodzinę.

Dwie kobiety dwa wulkany

Danuta Sowa według obecnego dyrektora Opery na Zamku Jacka Jekiela to kobieta-wulkan, kobieta o niespożytej energii, kobieta, której doba ma na pewno dużo więcej niż 24 godziny.

W swoim dorobku artystycznym ma wiele zagranych ról i epizodów, m.in.: Markietanka w „Baronie cygańskim”, Dziewczyna w „Błękitnej masce”, Dziewczynka w spektaklu „Drzewko Aby-Baby”. I tak dalej, i tak dalej. Nie sposób wszystkiego wymienić, bo Danuta Sowa zagrała prawie we wszystkich sztukach będących w repertuarze.

Podobne zdanie ma dyrektor o Małgorzacie Kotek. Chórzystka wystąpiła we wszystkich produkcjach artystycznych wystawianych na deskach Opery z udziałem chóru. Oprócz partii chóralnych w swoim dorobku artystycznym ma role solowe. To m.in.: Marta w „Strasznym dworze”, Chłopiec w „Czarodziejskim flecie”, Sierota w „Kawalerze srebrnej róży”, Czarownica w spektaklu „Krasnoludki, krasnoludki”. Przez kilka lat pracowała w Japonii, potem w Niemczech. Do tego wcześniej była tancerką. Trudno uwierzyć w tak liczne talenty.

Obie panie chętnie opowiadają o swojej niesamowitej przyjaźni.

- Przyjaźnie czasami bywają trudne, ale my umiemy szybko rozwiązywać wszystkie konflikty - mówi Danuta Sowa.

- Może to dlatego, że pracujemy w wyjątkowym zespole dodaje Małgorzata Kotek. - Mamy bardzo zgrany zespół chóru. Mamy różne zdania w różnych sprawach, ale nie ma wielkich konfliktów. Nigdy nie było takich problemów, że ktoś coś robi, a ktoś inny nie robi i mu tego zazdrości. Przez 36 lat nigdy się nie spotkałam z żadną niechęcią czy agresją.

Jedność w bufecie

Ponieważ obie panie są chórzystkami, to są przyzwyczajone do pracy zespołowej.

- Wydaje mi się, że zawsze przyświeca nam wspólny cel, musimy się zebrać, jesteśmy zespołem, bo mamy coś ważnego do zrobienia - mówi Danuta Sowa.

Wszelkie intrygi, z których słyną środowiska artystyczne, są im obce.

- Nie ma żadnego kopania dołków pod drugim, robienia sobie na złość - mówi Małgorzata Kotek. - Ale były za to żarty z kolegów. Teraz trochę mniej. To młodsze pokolenie, które przyszło, ma chyba inne poczucie humoru. Nie ma takiego szaleństwa jak u nas. My byłyśmy wariatki. W jednym roku przyszło nas chyba z 10 dwudziestolatek, absolutnych wariatek. Pełno nas było w całym teatrze. Teraz może są inne czasy. Wtedy ludzi jednoczył bufet. Nikt sobie nie robił herbaty w garderobie. Jak była przerwa, to cała nasza banda w szlafrokach i kapciach leciała do bufetu. Wszyscy razem z ówczesnym dyrektorem Bursztyno-wiczem siedzieliśmy w bufecie.

- Nie było wtedy podziału na dyrektora, administrację czy artystów - wspomina Małgorzata Kotek. - Wszyscy byliśmy razem. Miałyśmy to szczęście, że jeszcze przed zmianą ustroju dotknęłyśmy takiego teatru z klimatem.

- Jak robiliśmy w Szczecinie „Żołnierza Królowej Madagaskaru” i przyjeżdżał Zbigniew Wodecki, to się zaprzyjaźniliśmy - mówi Danuta Sowa. - Potem się spotykaliśmy, odwiedzaliśmy. Przyjeżdżał Zama-chowski, Niemirska, Walcze-wski. Wszyscy siedzieliśmy w bufecie. Może ten teatr trochę trącił myszką, ale ten zespół był ogromnie zjednoczony.

Wsparcie zamiast zazdrości

W środowisku artystycznym często rywalizuje się o role. To może prowadzić do różnych konfliktów.

- My obie śpiewamy w chórze, a to oznacza pracę zespołową - mówi Małgorzata Kotek. - U nas jest inaczej niż u solistów, dlatego zazdrość o role nie wchodzi w grę. Każda z nas miała okazję robić bardzo dużo. Tańczyłyśmy razem z baletem. Ostatnio w musicalu „Crazy form You” dostałam rolę matki Bobbiego, którą gram zamiennie z Anną Januszewską. Cieszyłam się, że koledzy mnie wspierają.

Panie raczej sobie pomagają.

- Jak ja tutaj przyszłam do pracy, to zaopiekowała się mną moja koleżanka, Krysia Maziuk, która już rok pracowała - mówi Danuta Sowa. - To było wspaniałe, bo z każdej strony czułam opiekę. Pan dyrektor Bursztynowicz przychodził do każdego pracownika, znał każdego po imieniu. Pytał jak się czuję, czy nie jestem głodna, czy moi rodzice są zadowoleni. Był jak tata. Bufet nas wszystkich jednoczył. Wszyscy zamawiali to samo danie. Pamiętam sałatkę śledziową, którą się nakładało z takiej wielkiej michy aluminiowej.

Mimo wszystko nie poddają się

- W naszej pracy zdarzają się takie momenty, że mówię sobie: dobra, poddaję się - mówi Małgorzata Kotek. - Czasami płaczemy, załamujemy się. W „Crazy for You” gram z aktorką, która jest filarem szczecińskiego aktorstwa. Ja nie mam takiego warsztatu aktorskiego. Jestem dziewczyną z chóru. Ale od kolegów słyszałam, że dam radę, że jest dobrze i to było dla mnie bardzo ważne.

Warto też dodać, że obie panie przez całe życie udzielają się charytatywnie, biorąc udział w wielu koncertach.

Małgorzata Klimczak [email protected]

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.