Porozmawiajmy jak krowa z kozą
Joanna Błońska, trenerka i specjalistka komunikacji zwierząt, potrafi się dogadać z niezbyt pokojowo nastawionym bykiem, wie, co siedzi w głowie kozie i co czuje owca. Swoją pracą udowadnia, że porozumienie ponad gatunkami jest możliwe.
Jest z ciebie taka zwierzęca Indiana Jones. Pracujesz nie tylko z psami, ale i ze zwierzętami gospodarskimi. Podróżowałaś dużo, w Kanadzie miałaś do czynienia z krowami.
Pierwsze krowy, jakie pamiętam, to te polskie, stojące w oborach na łańcuchach. Często mocno wyeksploatowane, z poprzyklejanymi plackami kału na zadzie, niemające wiele przestrzeni dla siebie. Krowy w Kanadzie, z którymi miałam kontakt, miały do dyspozycji pastwisko, które obejmowało potężne łąki, rzeczkę, las. Były przeznaczone na mięso. Żyły od wiosny na zewnątrz, w stadzie, miały wiatę, pod którą wchodziły, gdy padało, ale większość czasu spędzały wędrując, jedząc, opiekując się potomstwem. Czasami, jadąc samochodem, mijałam byki tak potężne, że cieszyłam się, że oglądam je z daleka. Uwielbiałam spacerować po łąkach, lasach i górach, gdzie nie spotykałam po drodze praktycznie nikogo. Aż pewnego dnia, zobaczyłam, jak wzrok znajomych krów kieruje się za moje plecy. Kilkadziesiąt metrów za mną stał gigantyczny byk.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień