Piękna blondynka kocha ponad wszystko muzykę i zwierzęta

Czytaj dalej
Fot. Magdalena Bugała
Paweł Gzyl

Piękna blondynka kocha ponad wszystko muzykę i zwierzęta

Paweł Gzyl

To dzięki dziadkowi góralowi nauczyła się szanować przyrodę. A za przykładem taty skrzypka i dyrygenta poszła do szkoły muzycznej. Śpiewanie pokochała jednak za sprawą MTV. Czy uda jej się samej trafić do ramówki słynnej stacji?

Już kilka dni przedpolskimi eliminacjami do tegorocznego konkursu Eurowizji mówiło się w mediach, że największą faworytką jest Kasia Moś z piosenką „Flashlight”. I faktycznie - młoda piosenkarka zgarnęła największą liczbę punktów - szesnaście, z czego dziesięć od jury i sześć od telewidzów. To dało jej w sobotnim koncercie wygraną, dzięki której w maju będzie reprezentować Polskę podczas finałowych rozgrywek festiwalu Eurowizji w Kijowie.

- Cieszę się bardzo, chociaż jestem wciąż zaskoczona, bo uważam, że mogłam wykonać ten utwór lepiej. Przyznaję, że czuję niedosyt po tym moim występie, chyba trochę stres też mnie zjadł. Może także dlatego, że to bardzo świeży utwór i tak naprawdę nie miałam wcześniej zbyt dużo okazji zaprezentować go szerszej publiczności. Poza próbą generalną w ubiegłym tygodniu, tak naprawdę zaśpiewałam tę piosenkę trzy razy podczas spotkań w telewizyjnych programach - wyjaśnia Kasia.

Na dopracowanie piosenki wokalistka ma jeszcze prawie trzy miesiące. I na pewno dopnie wszystko na ostatni guzik. Tym bardziej że w minioną sobotę spełniło się jej wielkie marzenie, o realizację którego walczyła aż ponad dekadę.

Po raz pierwszy zaśpiewała bowiem w polskich eliminacjach do konkursu Eurowizji już w 2006 roku. Piosenka „I Wanna Know”, którą napisał dla niej Robert Janson, nie przyniosła jej jednak wtedy szczęścia, zajęła bowiem dopiero dziesiąte miejsce. Co ważniejsze - wtedy pierwszy raz musiała się zmierzyć z opiniami słuchaczy na swój temat w internecie.

- Wiadomo, jeśli człowiek pokazuje się gdzieś publicznie, musi się liczyć z różnymi opiniami na swój temat. Jedni piszą, że było fajnie, a drudzy - że beznadziejnie. Zmierzenie się z tym po raz pierwszy w życiu było bardzo trudne. Przepłakałam wtedy wiele nocy. Z czasem jednak trochę do tego przywykłam. Zdałam sobie bowiem sprawę, że chcąc wykonywać ten zawód, trzeba mieć twardą skórę. Najlepiej po prostu nie czytać żadnych komentarzy - deklaruje obecnie.

To zdrowe podejście napewno jej się przyda w maju. Bo bez względu na to, czy wygra, czy przegra, internet będzie aż huczał od komentarzy jej występu.

W obronie zwierząt

W żyłach Kasi płynie śląska i podhalańska krew. Choć większość czasu spędzała w dzieciństwie w rodzimym Bytomiu, wakacje były zawsze okazją do wyjazdu do dziadka w Mszanie Dolnej. Tam właśnie spędziła najpiękniejsze chwile swojej młodości. To dziadek góral nauczył ją miłości do wszystkich stworzeń - od mrówki do niedźwiedzia.

Pewnego dnia mała Kasia zauważyła, że jeden z jego sąsiadów źle traktuje swojego psa. Wraz z bratem Mateuszem zmajstrowali więc transparenty z hasłem „Wypuść psa z łańcucha, daj mu jeść i pić”, z którymi zaczęli pikietować przedjego domostwem. I znalazł się ktoś odważny, kto przeskoczył przez płot i zabrał psa, aby go oddać w lepsze ręce.

Drugą wielką pasją Kasi obok zwierząt z czasem stała się muzyka. Nic dziwnego - jej tata jest cenionym skrzypkiem i dyrygentem. Najpierw działał w założonym przez siebie Kwartecie Śląskim, a potem powołał do życia jedną z najlepszych obecnie orkiestr w Polsce - AUKSO. Kasia jednak nie chciała iść w jego ślady i być klasycznym wirtuozem.

- Jako młoda dziewczyna namiętnie oglądałam MTV. Znałam wszystkie piosenki i teledyski. Najpierw uwielbiałam Michaela Jacksona, potem słuchaliśmy z bratem na okrągło Backstreet Boys. Zachwycało nas to, jak są ze sobą zgrani wokalnie. Wszystkie te fascynacje wpłynęły na moją chęć uczenia się śpiewu. Tym bardziej że od razu czułam, iż sprawia mi to ogromną radość - wspomina Kasia.

Rodzice zrozumieli pasję córki - i nie naciskali, aby jednak wybrała wiolonczelę czy fortepian. Kiedy więc skończyła szesnaście lat, zadebiutowała na scenie przed AUKSO. „Super czujesz muzykę” - powiedział jej wtedy piosenkarz, Andrzej Dąbrowski, który wtedy śpiewał z orkiestrą jej taty.

W amerykańskiej burlesce

Tak naprawdę dziewczyna nabrała wiatru w skrzydła jednak dopiero wtedy, kiedy pojechała na wakacje do Ameryki - i została zauważona przez tamtejszych bossów show-biznesu.

- W Las Vegas koleżanka namówiła mnie, abym zaśpiewała w jednym z barów karaoke. Los chciał, że na sali była jedna z tancerek z zespołu Matta Gossa. Podeszła do mnie - i poprosiła, abym po powrocie do Polski nagrała i przesłała jej demo z moimi piosenkami. Tak też zrobiłam - i miesiąc później byłam na przesłuchaniach, a kilka tygodni później śpiewałam w Viper Roomie w Los Angeles - opowiada.

Dzięki temu Kasia została dostrzeżona przez menedżerkę The Pussycat Dolls Burlesque Review - i zatrudniona na występy. Mimo tych błyskawicznych sukcesów dziewczyna zatęskniła za domem. Przyleciała do kraju na urodziny brata - i już została. Nie zrezygnowała jednak z dobijania się do wrót show-biznesu. Wzięła udział w „Must Be The Music” - i dotarła aż do finału.

- Obiecywałam sobie, że za skarby świata nie pójdę do takiego programu, bo bardzo bałam się publicznej oceny. Wiedziałam, że wystarczy, że będę miała zły dzień, nie wyjdzie mi występ, a mogę zostać bezceremonialnie skreślona. Bałam się, że w razie niepowodzenia pomyślę, że nie jestem dobra w tym, co robię. Zostałam jednak pozytywnie oceniona . Było to dla mnie bardzo krzepiące - podsumowuje.

Mimo telewizyjnych sukcesów wytwórnie płytowe nie zasypały młodej piosenkarki propozycjami współpracy. Nic więc dziwnego, że wzięła sprawy w swoje ręce. Wraz z bratem stworzyła materiał na swoją debiutancką płytę - „Inspirations”. Przyniosła ona modną na świecie, ale mało popularną w Polsce muzykę R&B.

- Często słyszałam, że to brzmienia, z którymi trudno będzie mi się przebić. Ale uważam, że w życiu trzeba być w zgodzie z samym sobą i nie poddawać się temu, co nam ludzie mówią, tylko słuchać swojego wewnętrznego głosu, który zazwyczaj nam dobrze podpowiada. Oczywiście czasem popełniamy błędy - i potem za nie płacimy. Chcę jednak śpiewać to, w co wierzę - tłumaczy.

Zgodnie z przewidywaniami piosenki z płyty zostały zignorowane przez polskie radio. Być może to sprawiło, że Kasia postanowiła zwrócić na siebie uwagę w inny sposób.

Pod koniec zeszłego roku magazyn „Playboy” opublikował rozebraną sesję zdjęciową z udziałem piosenkarki. Zapozowała ona fotografom pisma w towarzystwie psów ze schroniska - chcąc w ten sposób zaprotestować przeciw nieprzestrzeganiu praw zwierząt w Polsce. Trudno powiedzieć, czy jej się udało. Na pewno jednak po ostatniej sobocie tamten „Playboy” trafi na wszystkie bazary w kraju.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.