„Pęknięcie” wicepremiera Glińskiego [KOMENTARZ]

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Jakubowski
Jarosław Zalesiński

„Pęknięcie” wicepremiera Glińskiego [KOMENTARZ]

Jarosław Zalesiński

Takie to czasy, że proste przeprosiny powodują burzę. Wystarczyło, że wicepremier i minister kultury w jednym prof. Piotr Gliński przeprosił Zofię Komorowską, Różę Rzeplińską i Jakuba Wygnańskiego za sposób, w jaki telewizja publiczna przedstawiła „powiązania” organizacji pozarządowych, w których te osoby funkcjonują - by spowodować przypominającą tsunami falę komentarzy. A właściwie dwie fale.

Jedna to oficjalny przekaz rządowy, że prof. Gliński wyraził jedynie swoją prywatną i niewiążącą opinię (do czego dołączało się czasem strofowanie wicepremiera przez prawicowych publicystów, iż zrobił w ten sposób świąteczny prezent opozycji). Zaś fala druga to przekaz tych czy innych nieżyczliwych wobec rządu komentatorów i polityków, w których głosach trudno było nie wyczuć nadziei, że oto PiS, dotąd imponująco jednolite i przez to skuteczne, zaczęło się nareszcie rozhermetyzowywać. „Oni tego nie wytrzymają” - wieściła już w pierwszych dniach „dobrej zmiany” prof. Jadwiga Staniszkis, mając na myśli tych pragmatycznych członków PiS, którzy nie sympatyzowali z twardym kursem, przyjętym po wyborach. Przez cały miniony rok „nie wytrzymywał” jednak jedynie europoseł PiS Kazimierz Ujazdowski w dalekiej Brukseli, który jako urodzony państwowiec nie chciał się podpisywać pod kolejnymi ustawami o Trybunale Konstytucyjnym. Teraz raptem pęknięcie miałoby się pojawić na samych szczytach władzy...

Tylko czy to aby na pewno pęknięcie? A jeśli tak - którędy ono biegnie? Pamiętajmy, że zawierające słynne już strzałeczki i fotografie materiały telewizyjnych „Wiadomości” o organizacjach pozarządowych pojawiły się na kilka dni przed tym, jak premier Beata Szydło ogłosiła nową politykę państwa wobec organizacji pozarządowych. Zbiegło się to w czasie, rzecz jasna przypadkowo, nie ma dowodów na twierdzenie, że pierwsze było propagandowym przygotowaniem drugiego, no ale tak to się jakoś zbiegło... Nowa polityka ma polegać m.in. na utworzeniu Narodowego Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego, które weźmie pod swoje skrzydła pieniądze rozdysponowywane dotąd przez poszczególne ministerstwa. Wszystko po to, jak powiedziała pani premier w „Tygodniku Solidarność”, by „dojść do takiego momentu, w którym politycy nie będą chcieli kontrolować organizacji społecznych”. Słowem - rząd chce objąć nadzorem fundusze przekazywane na fundacje i stowarzyszenia, po to by uchronić je przed rządowym wpływem. To ćwiczenie na swobodną wyobraźnię, któremu ja przynajmniej nie potrafię sprostać. I póki nie zobaczę, jak to będzie w praktyce działało, pozostanę niewiernym Tomaszem.

Prof. Piotr Gliński, wicepremier
archiwum DB Jarosław Zalesiński

Profesor Gliński od takiego kierunku reformowania społeczeństwa obywatelskiego wcale się nie odżegnywał w swoich przeprosinach. Więcej - w swoim słynnym już wywiadzie telewizyjnym potwierdzał, że jest jednym z pomysłodawców tych zmian. „Pęknięcie” nie dotyczy więc tego, jaki jest polityczny cel, tylko tego, jak o nim informować. Nie chodzi o to, co robimy, tylko o to, jak o tym mówimy. Różnica jest oczywiście niebłaha, ale jednak nie istotowa. Obrazowo można by powiedzieć, że w pociągu pasażerowie rzecz jasna mogą się czasem pokłócić o to, kto może jechać pierwszą, a kto druga klasą, ale nie zmienia to faktu, że pociąg jedzie jednym torem, tłoki parowozu pracują miarowo, a w rozkładzie jazdy nie zmienia się nazwa docelowej stacji. A stacją to jest IV RP, zastępująca nieudany projekt III Rzeczypospolitej.

W owym słynnym już wywiadzie telewizyjnym, w którym, co tu dużo gadać, wicepremier został przeczołgany przez dziennikarza narodowych mediów, pojawiła się jednak jedna kwestia, która wydała mi się „istotowa”. Nie chodziło w niej o to, jak wicepremier bronił sektora pozarządowego (z którym, jak to wykazał dziennikarz, wicepremier jest rodzinnie „powiązany”), tylko o samą filozofię przeprowadzania zmian. Prof. Gliński powiedział mianowicie, że owszem, w Polsce trwa wojna, ale on nie chce uczestniczyć w takiej wojnie, w której „nie bierze się jeńców i bierze w niewolę dzieci”. Innymi słowy - w polsko-polskiej wojnie nie powinno się wycinać wrogów w pień, a tego, co zostało dotąd zbudowane, nie należy niszczyć do gołej ziemi. Taka zapowiedź dokonywania ewolucji, a nie rewolucji byłaby rzeczywiście rewolucyjna. Czyżby był to ten etap, na którym nie mnoży się już i nie szuka wszędzie wrogów? Musiałby to ogłosić sam maszynista...

Jarosław Zalesiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.