Patricia Kazadi: Skończyłam 18 lat i poszłam swoją drogą

Czytaj dalej
Paweł Gzyl

Patricia Kazadi: Skończyłam 18 lat i poszłam swoją drogą

Paweł Gzyl

Patricia Kazadi znana jest jako aktorka, piosenkarka i tancerka. Nam opowiedziała, jak łączy te trzy aktywności, starając się realizować swe młodzieńcze marzenia.

Oglądaliśmy cię niedawno w efektownym show „Dance, Dance, Dance”. Zajęłaś w nim wysokie drugie miejsce. Jak wiele pracy kosztowały Cię występy w tym programie?

Bardzo dużo - jeżeli chodzi o zaangażowanie fizyczne, ale również emocjonalne, bo z czasem zrozumiałam, że aby uzyskać ten efekt, na którym nam zależy, to trzeba w taniec włożyć bardzo dużo emocji. Po prostu przekazać uczucia, które są w utworze, poprzez ruch sceniczny. Siedziałyśmy więc na sali po 7-8 godzin dziennie i intensywnie trenowałyśmy. Do tego dochodziła praca dodatkowa, jaką jest przygotowanie scenograficzne, kostiumowe, no i merytoryczne, bo niektóre zadania były stricte taneczne, ale niektóre były wymagające również, pod względem aktorskim. Szczerze mówiąc poza „Dance, Dance, Dance” nie byłam w stanie skupić się już tak naprawdę na niczym innym. Starałam się łączyć inne obowiązki z występami w programie, ale w mojej głowie było cały czas „Dance, Dance, Dance”. Do tego stopnia, że nawet jak wracałyśmy z siostrą do domu, to o niczym innym nie opowiadałyśmy, tylko o kolejnym zadaniu. Kolejne tygodnie bardzo szybko mijały, bo z tygodnia na tydzień miałyśmy inny utwór, inne zadanie, innego trenera, cały czas coś się działo. Osiem tygodni to naprawdę bardzo długo, więc to gdzieś dało się odczuć, ale muszę powiedzieć, że nie żałuję. To była najpiękniejsza przygoda, jaką przeżyłam i naprawdę cudownie się bawiłam. Ta atmosfera, która panowała za kulisami, pomiędzy nami uczestnikami, była tak szczera, tak prawdziwa! Co tydzień robiłam u siebie w domu spotkania i oglądaliśmy program wspólnie, bo tak bardzo się zżyliśmy i polubiliśmy. Naprawdę cudownie to wspominam i już tęsknię za uczestnikami i za programem.

Który z teledysków był dla Ciebie i Twojej siostry Victorii najtrudniejszy do odegrania na scenie tego show?

Dla mnie zdecydowanie najtrudniejszym był klip Christiny Aguilery do piosenki „Dirty” ze względu na cechujący go ekshibicjonizm fizyczny i te kroki, które były dość specyficzne, wyuzdane i nie mogłam sobie z nimi poradzić. Ostatecznie nie poddałam się w stu procentach tej choreografii, nie byłam w stanie. Zrobiłam to po swojemu, oddając jedynie klimat teledysku. Drugim najtrudniejszym klipem był dla mnie ten do piosenki Sii. Pod względem emocjonalnym to, co zaprezentowałam w finale, to było sto procent prawdziwej mnie. Dałam z siebie totalnie wszystko fizycznie i emocjonalnie, pracowałam ciężej niż kiedykolwiek. Muszę powiedzieć szczerze, że po występie upadłam na kolana i cała się trzęsłam. Nigdy w życiu tak się nie obnażyłam emocjonalnie przed nikim, a już na pewno przed publicznością w studio. Dla mojej siostry najtrudniejsza była Aaliyah i „Try Again” z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że to jest je ukochana artystka z dzieciństwa i czuła presję tego, że odtwarza swój ukochany utwór, a po drugie dlatego, że musiała tańczyć na szpilkach z wieloma zmianami choreograficznymi. Poradziła sobie jednak świetnie, nigdy nie byłam z niej tak dumna.

Jak wspólny udział w „Dance, Dance, Dance” wpłynął na Twoje relacje z siostrą Victorią?

Bardzo pozytywnie. Muszę powiedzieć, że bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Wspólna praca dała jej okazję do poznania mnie nie jako starszej siostry, ale jako po prostu młodej kobiety, która też ma swoje przeżycia, swoje słabości. Ten morderczy charakter treningów już po jakimś czasie odbijał się w kontuzjach, w zmęczeniu psychicznym i fizycznym. Wtedy ta siła, którą miałam w sobie zawsze jako starsza siostra, żeby być wzorem dla niej, gdzieś tam troszeczkę podupadała. Dzięki temu poznała mnie taką, jaką naprawdę jestem. Myślę, że to bardzo fajnie wpłynęło na naszą relację, bo Victoria mogła zobaczyć, że jestem też tylko człowiekiem. Co więcej: bardzo mnie zaskoczyło, że mogę na niej polegać, że jest dla mnie ogromnym wsparciem i właśnie w momentach, kiedy ja się czegoś bałam, to ona służyła mi ogromnym wsparciem i motywacją. I wzajemnie, ja też byłam z niej bardzo dumna i bardzo ją wspierałam, więc okazało się, że wchodziłyśmy do tego programu, jako ja, ta silna, wspierająca, o ona, ta młodsza i słabsza, a wyszłyśmy jako równorzędne partnerki. Dlatego bardzo sobie cenię ten czas i tę relację, którą wypracowałyśmy. Tym bardziej, że trwa to dalej. Bardzo się z tego cieszę, bo oprócz siostry zyskałam w niej przyjaciółkę. Relacje zawsze miałyśmy dobre, ale ten program na pewno je pogłębił i teraz mogę z nią rozmawiać o wszystkim.

Do tej pory znaliśmy cię przede wszystkim jako piosenkarkę i aktorkę. Tym razem objawiłaś się nam jako tancerka. Skąd u Ciebie takie wszechstronne zdolności?

Bardzo lubię taniec. Na Instagramie śledzę mnóstwo tancerzy i choreografów, bo niesamowicie mnie to inspiruje. Taniec jest jedną z najpiękniejszych form oddania emocji i pasji do muzyki. Jako mała dziewczynka chodziłam na zajęcia taneczne, miałam też aspiracje do baletu, natomiast nigdy nie zostałam przyjęta. Ani do szkoły baletowej, ani na zajęcia, bo nie miałam odpowiednich gabarytów, ani budowy ciała. Dlatego te marzenia spełzły na niczym. Dlatego bardzo się ucieszyłam, że mogłam w „Dance, Dance, Dance” popróbować tych różnych stylów tanecznych. To było spełnieniem moich marzeń.

Na pewno zarówno przyjaciele, jak i menedżerowie sugerowali Ci skupienie się na jednym rodzaju sztuki. Ty jednak uparcie realizujesz się w tych trzech odmiennych dziedzinach – aktorstwie, muzyce i tańcu. Z czego to wynika?

Moi przyjaciele nigdy nie sugerowali mi, żebym skupiła się na jednym. Bardzo się cieszą, że rozwijam się na różnych polach. Na początku mojej drogi artystycznej nie współpracowałam z żadnymi menedżerami i nikt nie sugerował mi co powinnam a czego nie powinnam robić. Zdawałam się na swoją intuicję i starałam się iść za głosem serca. Natomiast zawsze podobało mi się to w artystach zagranicznych, takich jak choćby u Jennifer Lopez, że są wszechstronni, że robią różne rzeczy. Kiedy dorastałam, mama mówiła mi, że to jest taki renesansowy styl wychowania dzieci, że próbują różnych rzeczy, od tenisa po pianino. Zawsze podobało mi się, kiedy ktoś był wszechstronnie uzdolniony, choćby mówił w kilku językach. Imponowało mi to i też chciałam taka być. Uważam, że jeżeli człowiek jest młody, powinien rozwijać się na wielu płaszczyznach – a później w wieku 30-40 lat wybrać co chce robić na stałe. Musimy pamiętać, że ja zaczęłam karierę bardzo wcześnie, bo w wieku trzech lat i wiadomo, że w trakcie dorastania próbowałam różnych rzeczy, myślę że to jest totalnie naturalne i broń Boże tego nie żałuję. Na dzień dzisiejszy moje najważniejsze dziedziny aktywności to telewizja, aktorstwo i muzyka, z tym, że muzyka jest u mnie i zawsze była na pierwszym miejscu.

Byłaś wychowywana w konserwatywnym domu. Jak to się stało, że rodzice zamiast skierować Cię w stronę medycyny lub prawa, pozwolili ci na realizowanie się w artystycznych zajęciach?

Rodzice nie pozwolili mi na realizowanie się w dziedzinach artystycznych, bo rzeczywiście marzyli o tym, żebym była prawnikiem, lekarzem, albo pracowała w biznesie, w ekonomii. Dlatego na takie studia poszłam – skończyłam psychologię biznesu i zarządzanie. Do bardzo późnych lat nie akceptowali moich wyborów, ostatecznie skończyło się na tym, że musiałam się wyprowadzić z domu mając 18 lat, żyć na swoim i podążać za swoimi marzeniami wbrew woli rodziców. To było silniejsze ode mnie, życie artysty mnie pociągało: sprawianie ludziom radości, wywoływanie w nich różnych emocji, przede wszystkim uśmiechu. To moja największa pasja. Bez tego byłabym nieszczęśliwa. Zresztą próbowałam żyć bez tego, więc wiem to już dzisiaj na pewno. Dlatego postawiłam się rodzicom i to kilka razy. Już w liceum były z tym problemy. Rodzicom zależało, żebym była skupiona przed wszystkim na nauce, bo to był okres maturalny, a ja zaczęłam występować w programie „Jak oni śpiewają”. Postawiłam na swoim i - byłam bardzo szczęśliwa, że mogę w nim wziąć udział. Nie było więc łatwo, ale jeżeli kocha się coś całym sercem i całą sobą, to warto w to inwestować bez względu na to, co mówią inni i walczyć o siebie. I tak też zrobiłam.

Największe sukcesy odnosisz w telewizji – pracujesz już w TVN ponad 15 lat. Co sprawia, że najlepiej odnajdujesz się w tym medium?

Praca w telewizji pojawiła się w moim życiu przypadkowo. Jako nastolatka robiłam bardzo dużo akcji charytatywnych, w które angażowałam swoich przyjaciół muzyków i tancerzy. Na jednym tych z wydarzeń, dla fundacji zajmującej się dziećmi z zespołem Downa, zobaczyła mnie przyjaciółka jednej z mam chorego dziecka. Spodobałam się jej i zaprosiła mnie na casting. Tak trafiłam do stacji TVN Lingua. W wieku siedemnastu lat zostałam najmłodszą prowadzącą w historii TVN. Później z roli prowadzącej stałam się współautorką tekstów i pisałam scenariusze do moich programów. Jeszcze później przeszłam do stacji TVN Warszawa, gdzie byłam reporterką, a później miałam własny program autorski „Rytm Miasta”.

Wielu z nas pamięta cię przede wszystkim jako prowadzącą „X-Factora” i „You Can Dance”. Czego nauczyłaś się przy tych programach?

Przy tych programach byłam już merytorycznie dobrze przygotowana, właśnie przez TVN Warszawa, bo robiłam wejścia na żywo, wiedziałem na czym polega praca z wozem, czy praca z uchem. Ale rzeczywiście byłam rzucona na głęboką wodę, bo nigdy nie prowadziłam tak dużych formatów. Miałam 20 lat i to było dość trudne zadanie, ale muszę przyznać, że bawiłam się świetnie i był to jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu. Okres „You Can Dance”, podróżowania, pracy z młodymi, fajnymi ludźmi, którzy zarażali mnie pasją do tańca i tą energią, bardzo miło wspominam. Nauczyłam się pracy z prompterem, odpowiedzi na reakcję publiczności, ale na takim wyższym poziomie, gdzie musiałam prowadzić program, a w tym samym czasie przyjmować polecenia od reżysera czy producenta. Ten program nauczył mnie też rozgraniczania życia prywatnego i zawodowego, bo nieważne co działo się w moim życiu prywatnym, show must go on, więc musiałam być zawsze przygotowana, zawsze w formie i zostawiać swoje życie za drzwiami. Nie ważne co się działo.

Z czym najtrudniej było ci sobie poradzić?

Kiedy wysłuchiwałam godzinami historii wszystkich uczestników, to bardzo się z nimi zżyłam. Zaczęłam więc traktować te eliminację jakby to był koniec świata. Musimy pamiętać, że byłam wtedy bardzo młoda. Dlatego bywałam podłamana rozstaniami z uczestnikami, że coś im nie wyszło, że wracali do swoich domów, nie mogąc spełnić swoich marzeń. Bardzo to przeżywałam. Dopiero z czasem nauczyłam się dystansu do emocji swoich i innych ludzi.

Kilka razy miałaś okazję prowadzić również wielkie widowiska telewizyjne w plenerze – choćby sylwestrowe shows. Lubisz taką pracę na żywo przed wielką widownią?

To prawda. Prowadziłam TVN-owskiego Sylwestra siedem razy z rzędu, podobnie festiwal w Sopocie. Kiedyś miałam okazję wystąpić przed tłumem złożonym z 30 tys. widzów – w Białymstoku podczas show „Taniec kontra Dance”. Uwielbiam programy na żywo, na pewno dużo bardziej niż montowane, bo jest kontakt z widownią. To jest trochę tak, jak na koncercie i daje mi to olbrzymią dawkę energii. Lubię ten zastrzyk adrenaliny przed samym wejściem na scenę, taki stres, napięcie. Wiem, że niektórzy tego nie lubią, ja to lubię i lepiej czuję się w takich programach.

Próbujesz swoich sił w aktorstwie od dziecka. Masz na swoim koncie występy w kilkunastu filmach i serialach telewizyjnych. Który z nich jest dla Ciebie najważniejszy?

Jeżeli chodzi o film to na pewno „Święty Interes”, dzięki któremu dostałam nominację na festiwalu w Gdyni za najlepszą rolę drugoplanową. Jeśli chodzi o serial, to zdecydowanie najpiękniejsza przygodą był „Bodo”. Zawsze marzyłam o tym, żeby zagrać postać, która autentycznie istniała. Pasjonowało mnie studiowanie danej postaci i odzwierciedlenie potem tych cech, które ją charakteryzowały na planie. To było niesamowite zadanie aktorskie, do tego niezwykle rozbudowane, bo zarówno w filmie, jak i w serialu, widzimy najpierw Reri jako młodą, nastoletnią kobietę. Następnie przechodzi ona załamanie nerwowe i wpada w alkoholizm, przeżywa pierwsze złamane serce, więc też mamy okazję ją poznać z innej strony. To była bardzo fajna przygoda i mam nadzieję, że w przyszłości będę miała jeszcze kilka takich ról, gdzie będę mogła pokazać swoje możliwości w stu procentach. W „Bodo” miałam możliwość grać, śpiewać i tańczyć, więc na wszystkich płaszczyznach czułam się spełniona.

Polskie kino jak na razie nie upomina się o Patrycję Kazadi. Czym to tłumaczysz?

Jeżeli chodzi o nowe rzeczy padają jakieś propozycję, tylko, że moją główną pasją jest muzyka, do tego telewizja i jeżeli mam wchodzić w aktorskie zadania, to tylko wtedy, gdy są to rzeczy, które mnie rozwijają, są dla mnie ciekawe i jest to coś, czego jeszcze nie robiłam. Granie po prostu jakiś lolitek, nie do końca mnie interesuje.

Jesteś również piosenkarką. Powiedziałaś jednak w jednym z wywiadów: „Nigdy w tej materii nie miałam ciśnienia na sukces”. Z czego to wynika?

Muzyka jest moją prawdziwą pasją, nie traktuje jej technicznie, tylko robię to z serca i moją motywacją nie jest sukces, tylko to, aby nagrywać jak najwięcej utworów, stawać przed publicznością i śpiewać. Na tym najbardziej mi zależy. Koncerty to jest to, dlaczego wstaję rano, bo muzyka daje mi ogromną radość i buduje moją pasję. Nie ma nic piękniejszego, jeśli napiszesz utwór i ludzie śpiewają twoje słowa, reagują emocjonalnie na to, co napisałeś, na muzykę którą stworzyłeś.

Masz na swoim koncie bardzo ciekawą płytę – „Dark Pop”. Dlaczego udostępniłaś ją za darmo w internecie?

Płyta „Dark Pop” to moje najbardziej osobiste, muzyczne dziecko. Wylałam tam z siebie wszystkie emocje, które siedziały we mnie w danym momencie. Myślę, że jest to moja najbardziej szczera i prawdziwa płyta do tej pory. Jestem autorem muzyki i tekstów, ale także producentem wykonawczym, więc wszystko od początku do końca było takie, jak sobie wymarzyłam. Wrzuciłam ją za darmo do internetu, gdyż popełniłam kilka błędów robiąc po raz pierwszy sama płytę. Było to choćby niepodpisanie „lojalek” z producentami. Jednemu z nich zaufałam i zostawiłam sobie to na później. Nie mogliśmy się ostatecznie dogadać, jeśli chodzi o formę rozliczenia i procenty w udziałach. Dlatego nie mogłam wydać tej płyty. Wrzuciłam więc ją do internetu, nie chcąc żeby się zmarnowała i poszła do szuflady. Nie żałuję tej decyzji, cieszę się że ujrzała światło dzienne, ale na pewno bardzo to przeżyłam, że nie mogłam wydać jej przez oficjalne moje wydawnictwo, czyli Warner i że nie trafiła na półki sklepów. Przez trzy lata potem nie śpiewałam, nie komponowałam, nie udzielałam się muzycznie, kompletnie się zamknęłam. Teraz czuję jednak, że ten okres mam za sobą. Właśnie nagrałam utwór „Miłość jest wszystkim” i wracam na tory muzyczne, które są dla mnie najważniejsze.

W pomysłowy sposób bawisz się swoim publicznym image’m – choćby dokonując pamiętnego ogolenia się na łyso. Skąd u Ciebie takie kreatywne podejście do swego wizerunku?

Zawsze miałam duży dystans do siebie i do swojego wyglądu. Lubię eksperymentować, bawić się modą. Wydaje mi się, że jest to jedna z form ekspresji artysty. Już w szkole moja mama często była wzywana do dyrektora za to, że jakieś wymyślne stylizacje proponowałam o poranku: odkryty brzuch, kolczyk w pępku, wygolone włosy, irokez, kolczatka na szyi. Pamiętam, że zawsze przed snem układałam sobie stylizację na kolejny dzień. Zawsze byłam zachłyśnięta modą i uważam, że póki mi wypada, to należy z tego korzystać. Włosy odrastają, lubię z nimi kombinować. Jeżeli chodzi o makijaż, to ta pasja zaowocowała tym, że teraz tworzę swoje własne kolekcje kosmetyczne. Tyle makijaży miałam zmalowanych przez ostatnie 20 lat, przez różnych makijażystów, przy różnych okazjach, że daje mi to duże doświadczenie, z którego mogę korzystać, pracując nad swoją linią kosmetyków i odsłonami wizerunkowymi. Nigdy mi się to nie nudzi. W tej chwili mam blond włosy, zobaczymy co będzie za pół roku.

Przyglądając się uważnie Twojej obecności w mediach, wydaje się, że stronisz od świata celebrytów. Skąd ta postawa?

Nie ciągnie mnie do bywania na ściankach i do blichtru „słuchawy”. Pojawiłam się w mediach bardzo wcześnie, jako młoda dziewczyna i pojawiłam się w nich ze względu na swoją pasję, na miłość do muzyki, do aktorstwa, do telewizji, a nie ze względu na parcie na szkło. W ogóle kiedy zaczynałam, nie było takich rzeczy jak social media, portale plotkarskie czy bywanie na ściankach. Dlatego nigdy to nie było moim azymutem, chciałam po prostu realizować swoje marzenia i dostawać kolejne, nowe zadania aktorskie, czy telewizyjne, czy muzyczne. To mi zostało i mimo tego, że świat się zmienił i trzeba podążać za trendami, ja gdzieś tam pozostałam wierna sobie i rzeczywiście nie mam tego „parcia na szkło”. Wręcz źle się czuje na ściankach i podczas udzielania wywiadów, jestem zawsze zestresowana, że powiem coś źle i to zostanie użyte przeciwko mnie, albo, że źle wypadnę. Oczywiście rozumiem też na czym polega mechanizm pracy, którą wykonuję, więc jeżeli jest film czy singiel, czy ważne wydarzenie, to jestem i oczywiście udzielam tych wywiadów, ale sama z siebie nie pcham się przed kamerę i nie szukam poklasku.

Nie obawiasz się, że ucierpi na tym moja kariera?

Być może osoby bardziej przebojowe osiągają większy sukces, natomiast ja się tym jakoś wybitnie nie przejmuję. Wydaje mi się, że się cały czas fajnie rozwijam i jestem szczęśliwa tu gdzie jestem. Mam czasami takie przemyślenia oczywiście, że nie trzymam się, z ludźmi z którymi powinnam, ale na koniec dnia myślę, że warto żyć w zgodzie ze sobą i być szczęśliwym ze sobą, a nie po prostu przedkładać swoje życie zawodowe nad życie prywatne. Myślę, że ta granica jest ważna i trzeba znaleźć tę harmonię i balans pomiędzy życiem prywatnym, a życiem zawodowym.

Panuje opinia, że w show-biznesie, aby odnosić sukcesy trzeba się przepychać łokciami. Tobie wydaje się być obca ta postawa. Można zachować wierność swoim zasadom moralnym, będąc gwiazdą telewizji?

Jasne. Ja czuję się szczęśliwa, że udało mi się żyć w zgodzie ze sobą i zachować swoje zasady, również te moralne. Dlatego zachęcam młodych ludzi, szczególnie tych, którzy zaczynają, żeby nie poddawali się i szli za głosem serca, a wtedy na pewno wszystko prędzej czy póżniej się ułoży. Jeżeli jest ciężka praca, talent i determinacja, ale nie za wszelką cenę, to myślę, że wtedy można ze spokojem i uśmiechem na twarzy i bez wyrzutów sumienia patrzeć w lustro. Myślę, że to jest najważniejsze, dlatego ja się takimi zasadami kierowałam i kieruję dalej.

Zostałaś wychowana w chrześcijańskim kraju, ale zapewne interesowały cię afrykańskie religie. W jakiej tradycji duchowej obecnie się odnajdujesz?

Wychowywana byłam w religii katolickiej, oczywiście i dalej wierzę w Boga, wierzę w bycie dobrym człowiekiem i w to, że co wysyłamy, potem wraca do nas z podwójną siłą. Jeżeli jesteśmy dobrymi ludźmi, to dobro do nas wróci, tym się kieruję w życiu.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.