Ofiara wypadku pracowała w firmie, która... nie istniała
W czerwcu br. niedaleko Starej Kiszewy doszło do tragicznego wypadku, w którym zginął pasażer, 20-letni Mikołaj Łojko. Samochód należał do pracodawcy Mikołaja, który dziś twierdzi, że firmy nie prowadził, nikogo nie zatrudniał, a zmarły był ... kolegą syna. Rodzina Mikołaja jest tymczasem w ciężkiej sytuacji.
Gdyby nie tragiczny wypadek na drodze wojewódzkiej nr 214, zapewne nikt by nie zauważył, że pewien dekarz zatrudnił w szarej strefie młodego człowieka. Jednak i dziś matce zmarłego pracownika niełatwo będzie udowodnić, że syn wsiadł do samochodu szefa nie jako pasażer.
- Na pogrzeb musiałam pożyczyć pieniądze - mówi ze ściśniętym gardłem Anna Treder.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień