Nauczyciel dostaje prezent. Chociaż wcale go nie chce

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Gdesz
Julia Szypulska, Jolanta Pierończyk

Nauczyciel dostaje prezent. Chociaż wcale go nie chce

Julia Szypulska, Jolanta Pierończyk

Najbezpieczniejsze są kwiaty, ewentualnie czekoladki. Ale bywają bardziej ekstrawaganckie i kosztowne podarunki. Na przykład skok ze spadochronem albo bon do spa. Czy to nauczyciele tego oczekują, czy rodzice są nadgorliwi?

Obdarowywanie nauczycieli na zakończenie roku szkolnego to niepisana norma. Zarówno w podstawówkach, gimnazjach, jak i przedszkolach, szczególnie wtedy, kiedy dziecko kończy już kształcenie w danej placówce. - Moja córka właśnie kończy przedszkole, więc wszyscy rodzice składali się po 30 zł na prezent dla wychowawczyni - mówi białostoczanka, mama 7-letniej Sylwi. - Córka spędziła w przedszkolu cztery fajne lata, fantastycznie się tutaj rozwinęła. Bardzo lubiła tu chodzić. Zresztą podobnie jak i inne dzieci z jej grupy. Dlatego postanowiliśmy zrewanżować się paniom za ich wspaniałą pracę czymś więcej niż tylko „dziękuję”.

Rodzice kupili więc nauczycielkom bony do jubilera - każdej za 250 zł, no i oczywiście kwiaty. Podarunki otrzymają nie tylko wychowawczynie, ale też panie wspomagające oraz dyrektor.

Zdarzają się jednak nawet bardziej ekstrawaganckie prezenty: - Dostałem od uczniów na pożegnanie skok ze spadochronem. Było to moje marzenie, wiedzieli o tym i taką mi zrobili niespodziankę - przyznaje jeden z katechetów z Tychów.

- Kiedyś klasa podarowała mi pudełko ze 120 cieniami do powiek i białą szminkę, która na ustach robiła się różowa - opowiada nauczycielka z tego samego miasta.

- A ja dostałam kolczyki, które pozostały miłą pamiątką, ale nigdy ich nie założyłam, bo nie mam przekłutych uszu i przekłuć nie zamierzam - dodaje inna.

- Na pamiątkę od jednej z klas mam bursztynową zawieszkę na rzemyku, którą bardzo lubię i często noszę - mówi nauczycielka z Tychów.

Wśród prezentów dla nauczycieli bywają też kupony do spa lub drogerii, a czasem... nawet sprzęt AGD. Mężczyznom zdarzyło się dostać krawat, spinki, ale i… alkohol.

- Czasem prezenty są bardzo dowcipnie zapakowane. Jedna z koleżanek dostała bukiet, do którego był przyczepiony balon, a w jego środku znajdował się pierścionek - mówi nauczycielka jednej z tyskich szkół.

Mówią, że wystarczy zwykłe „dziękuję”

Tymczasem, jak się okazuje, nauczyciele niespecjalnie oczekują szczególnych dowodów wdzięczności. Ba, wielu nie ukrywa, że jest to dla nich wielce krępująca sytuacja.

- To tylko rzeczy materialne - mówi Anna Samborska, wieloletnia pedagog w Szkole Podstawowej nr 44 w Białymstoku. - Absolutnie nie oczekuję ich od swoich podopiecznych. Tym bardziej, że mam świadomość, że wiele rodzin jest w trudnej sytuacji materialnej. Nie chciałabym, by ponosili jeszcze dodatkowe i niepotrzebne koszty. Znacznie bardziej cenię sobie dobre słowo. Gdy uczniowie albo ich rodzice przyjdą, podziękują, pożegnają się przed wakacjami. Wtedy wiem, że naprawdę o mnie pamiętają i jest to bardzo miłe.

Ceni też sobie wykonane samodzielnie przez dzieci, drobne podarunki. Laurki czy inne prace plastyczne. Kiedyś dostała pudełko pięknie ozdobione metodą decoupagu. Na odwrocie była dedykacja jej podopiecznego oraz rysunek młodszej siostry, która nie umiała jeszcze pisać.

- Była tam pszczółka i ul, co mnie bardzo zafrapowało - opowiada Anna Samborska. - Zapytałam dziewczynkę, co to oznacza. Odpowiedziała: „Bo pani Ania jest pracowita jak pszczółka”. Czy może być coś przyjemniejszego?

Pamięć i osobisty kontakt bardzo też sobie ceni Bogdan Wróbel, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 5 w Białymstoku.

- Najmilej jest, gdy uczniowie, a często rodzice, a nawet dziadkowie przyjdą i podziękować. Że bardzo im się tutaj podobało, że będą mieli miłe wspomnienia - mówi. - Bardzo wzruszające jest, gdy przedszkolaczek przynosi własnoręcznie wykonaną laurkę. Czasem widać, że dzieciom łezki się w oczach kręcą.

W ocenie nauczycieli, takie dowody wdzięczności najdobitniej świadczą, że byli lubiani, że ich praca została dobrze wykonana.

- U mnie epoka prezentów skończyła się dawno - mówi stanowczo Romuald Kubiciel, dyrektor LO im. Powstańców Śląskich w Bieruniu. - Stawiam sprawę jasno: nie przyjmuję żadnych prezentów i już. Jeśli ktoś czuje wyjątkową potrzebę jakiegoś szczególnego podziękowania, to wystarczy kwiatek. Jedna róża jest wystarczająco pięknym prezentem. Mogą być ewentualnie czekoladki, które otwieram w klasie, częstuję się jedną, a resztę zostawiam uczniom.

W swoim gabinecie dyrektor bieruń-skiego liceum ma kilka przedmiotów, które jednak dostał. Jeden z nich to… świeczka z dołączonym bilecikiem z takim tekstem: „Dziękuję za wskazanie mi autorytetów na moją drogę życia”. Drugi - to zdjęcie członków sekcji historycznej, którą prowadził.

- Na tym zdjęciu jest np. Magda Górkiewicz, która jest dziś aktorką. Jest tu też Monika Bałdyga, która pozostawiła w szkole pamięć o swoich wielkich sukcesach na gruncie języka rosyjskiego. Miła pamiątka - mówi dyrektor Kubiciel.

Wielu nauczycieli w bieruńskim liceum bierze przykład z dyrektora i podczas pierwszych lekcji wychowawczych z nową klasą zapowiada, że nie chce żadnych prezentów. Najbardziej ulubionych uczniowie starają się jednak jakoś uhonorować. Tradycją tej szkoły jest pomysłowość.

Nauczyciel w stroju Napoleona

- Jeden z moich nauczycieli historii dostał od klasy namalowany przez uczennicę swój portret w stroju Napoleona - mówi dyrektor Kubiciel. - Mnie samemu, dawno, dawno temu, zdarzyło się znaleźć mojego malucha przewiązanego wielką wstęgą.

- A ja kiedyś znalazłam różę za wycieraczką - mówi matematyczka Barbara Wiśniowska, zwana przez bieruńskich licealistów „ciocią Basią”. Jej klasa pełna jest prezentów od uczniów. Wśród nich jest np. „inteligentny papier toaletowy” ze wzorami matematycznymi. Jest wielki portret klasy ułożony ze zdjęć poszczególnych uczniów, z których każdy trzyma jedną literkę, a literki składają się na zdanie: „Kochamy matematykę i Ciocię Basię”. Na parapecie stoi doniczka z aloesem, w którą wetknięta jest tabliczka: „Jestem wartością bezwzględną, podlewaj mnie zawsze w piątki”. Na ścianie wisi zegar, gdzie każda godzina jest wynikiem działania matematycznego, np. 2 do trzeciej potęgi (ósma), 3! (szósta), |7-9|, czyli druga, itp.

- Bardzo cenię sobie prezenty własnoręcznie wykonane przez uczniów. Jednym z nich jest np. Koło Fortuny, które uatrakcyjnia powtórki, bo pytania się losuje jak w teleturnieju. A kiedyś dostałam od moich uczniów drzewko szczęścia, złożone z jednogroszówek w liczbie odpowiadającej liczbie uczniów w klasie. Jedna jednogroszówka leżała pod drzewkiem, symbol ucznia, który od nas odszedł - mówi Barbara Wiśniowska.

Uczniowie Podarowali fotel

Ale jeden z prezentów w bieruńskim liceum zmusił dyrekcję do reakcji. - Jedna klasa podarowała swojemu wychowawcy fotel do biurka. Piękny, wyściełany, obrotowy… Fotel dostał wychowawca, ale pozostawił go w klasie, do użytku szkolnego. Osobiście jednak poczułem się niekomfortowo i wszystkim nauczycielom dotychczasowe krzesła wymieniłem na podobne fotele - przyznaje Kubiciel.

Nigdy natomiast prezent nie powinien nauczyciela stawiać w niekomfortowej sytuacji. - Wykluczone są wszelkie kosztowności. Jeśli klasa koniecznie chce pozostawić po sobie pamiątkę, to na pewno będzie nią album ze zdjęciami ze wspólnego szkolnego życia. Można wrócić do dobrego zwyczaju dawania książek. Nauczycielowi każdego przedmiotu przyda się jakaś nowość na półce. Jeśli ktoś jest miłośnikiem muzyki, można mu wybrać jakąś płytę, która będzie przypominać o wychowankach. Jeśli jest kolekcjonerem, można mu dołożyć jakiś drobiazg do kolekcji - mówi jedna z tyskich nauczycielek.

Julia Szypulska, Jolanta Pierończyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.