Mimo olbrzymiej traumy nadal potrafią cieszyć się swym życiem

Czytaj dalej
Fot. Crossen an der oder
Leszek Kalinowski

Mimo olbrzymiej traumy nadal potrafią cieszyć się swym życiem

Leszek Kalinowski

O rozmowach z byłymi więźniami obozu koncentracyjnego, które stały się przyczynkiem do powstania książki „Dobranoc, Auschwitz”, dyskutujemy z Maciejem Zdziarskim, jej współautorem.

Fryzjer komendanta Hössa, trzyletnia dziewczynka – ofiara doktora Mengele, żołnierz Kedywu, uczestnik obozowego ruchu oporu, i robotnik, który przeżył czterdzieści cztery miesiące za drutami. Jak poznałeś swoich bohaterów?
Kilka lat temu przeprowadzałem wywiady z ekspertami na temat starości i starzenia się. Jedną z moich rozmówczyń była dr Alicja Klich-Rączka, geriatra. Wspomniała, że poza przyjmowaniem pacjentów i prowadzeniem zajęć dla studentów ma jeszcze jedną pracę: jest kierownikiem przychodni dla byłych więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych. Kilka dni później poszedłem na przyjęcie w ogrodzie pani doktor. Wokół ogniska zgromadziło się kilkunastu osiemdziesięcio- i dziewięćdziesięciolatków. Wśród tych, którzy najchętniej opowiadali o swoich przeżyciach, byli Józef Paczyński i Karol Tendera.

Więzień Józef Paczyński był fryzjerem zbrodniarza, komendanta Auschwitz Rudolfa Hössa. Jak do tego doszło?
Pan Józef trafił do Auschwitz w pierwszym transporcie. Otrzymał numer 121 i został przydzielony do pracy w zakładzie fryzjersko-kosmetycznym dla esesmanów. Pewnego dnia oddelegowano go do ostrzyżenia samego komendanta. Höss był zadowolony z obsługi, dlatego Paczyński później był regularnie wzywany do willi komendanta. Po wojnie wiele razy pytano Józefa, dlaczego nie zrobił użytku z brzytwy i nie poderżnął Hössowi gardła. Paczyński tłumaczył, że to byłby wyrok śmierci na niego, jego rodzinę, a także wielu więźniów, którzy na pewno zostaliby zgładzeni przez Niemców w akcie zemsty.

Paczyński był w Auschwitz do ostatniego dnia?
Dokładnie 72 lata temu wyszedł w Marszu Śmierci. Trafił do innego niemieckiego obozu, ale udało mu się przeżyć wojnę. Na emeryturze wiele czasu poświęcił na spotkania z niemiecką młodzieżą. Wygłaszał prelekcje, występował przed publicznością, został szefem klubu byłych więźniów. Umarł niecałe dwa lata temu. Dziś zastępuje go kolejny z bohaterów książki, Karol Tendera, choć ma prawie 96 lat!

Jest znany z tego, że wytoczył proces niemieckiej telewizji ZDF, która na swojej stronie internetowej opublikowała wyrażenie „polskie obozy śmierci”.
Wspólnie z Olą Wójcik, współautorką książki, towarzyszyliśmy mu w tym procesie. Odniósł zwycięstwo: krakowski sąd nakazał stacji opublikowanie przeprosin. Trzeba mieć świadomość, że kłamstwo o „polskich obozach” dotyka byłych więźniów szczególnie boleśnie. Nie mogą zrozumieć, jak to możliwe, że po ponad 70 latach od ich gehenny myli się role oprawców i ofiar. Nie godzą się na to, by rozmywać niemiecką odpowiedzialność. Nigdy nie mówią o swoich oprawcach: „naziści”, „hitlerowcy”. Lidia Maksymowicz zawsze podkreśla: „ludzie, którzy mnie dręczyli, mówili po niemiecku, nie po nazistowsku”.

Jak potoczyły się losy pani Lidii? Do obozu trafiła jako trzylatka.
Przywieziono ją z Białorusi wraz z matką i dziadkami. Rodzina została rozdzielona – małą Ludę, bo tak miała wtedy na imię, umieszczono w baraku dziecięcym. Przeżyła 13 miesięcy w tragicznych warunkach. Dzieci cierpiały głód, były zawszone, wyziębione. Padały ofiarą zbrodniczych eksperymentów medycznych. Luda dostawała od doktora Mengele i jego „lekarzy” bolesne zastrzyki, po których jej ciało pokrywało się wrzodami. Co jakiś czas do baraku przemykała matka dziewczynki. Aż do dnia oswobodzenia obozu. Wtedy małej pokazano stos trupów i powiedziano, że wśród nich jest mama.

Po 17 latach okazało się, że prawda wyglądała zupełnie inaczej, ale po dalszy ciąg tej historii odsyłamy czytelników do książki... Jak układało się życie więźniów Auschwitz po wojnie?
Bardzo różnie. Stefan Lipniak, który w różnych niemieckich obozach spędził w sumie 44 miesiące i był przymuszany do morderczej pracy, ponad ludzkie siły, dochodził do siebie przez rok. Chwilę po tym, jak stanął na nogi, otrzymał powołanie do wojska. Trafił na pogranicze, walczył z UPA. Przeżył kolejny koszmar. Dziś mówi z żalem, że stracił najpiękniejsze lata życia. Ale jednocześnie nie opuszcza go optymizm. Mimo 92 lat i choroby serca codziennie odbywa długi spacer po Krakowie. Chętnie spotyka się z kolegami, wyjeżdża na zagraniczne wycieczki, które organizuje jego lekarka, dr Klich-Rączka.

Czyli można odzyskać stracony czas?
Byli więźniowie z jednej strony nie wahają się mówić o poczuciu krzywdy i o niesprawiedliwości, jaka ich spotkała. Z drugiej – pokazują nam, że trzeba cieszyć się życiem tu i teraz. Doceniać każdą przyjemnie spędzoną chwilę. Wydaje mi się, że na starość biorą rewanż za lata udręki.

Od lewej - jedna z bohaterek,Lidia Maksymowicz, współautorka książki - Aleksandra Wójcik, Maciej Zdziarski oraz Stefan Lipniak.
Crossen an der oder Od lewej - jedna z bohaterek,Lidia Maksymowicz, współautorka książki - Aleksandra Wójcik, Maciej Zdziarski oraz Stefan Lipniak.

Czego jeszcze można nauczyć się od bohaterów książki „Dobranoc, Auschwitz”?
Na przykład dystansu do spraw, które tak naprawdę nie mają znaczenia. Doktor Klich-Rączka opowiadała nam, że kiedy wyjeżdża na pielgrzymki ze swoimi pacjentami, zachowują się zupełnie inaczej niż młodzi turyści. Nie narzekają na upał, na dalekie trasy, mało komfortowe warunki… Zamiast tego podziwiają przyrodę, zwiedzają zabytki, pomagają sobie nawzajem. Marzą o tym, by za rok jeszcze udało im się pojechać.

Zdarza im się wracać pamięcią do Auschwitz?
Tak. Obóz powraca w koszmarach. Często widzą w snach esesmanów, słyszą krzyki „raus!” i „schnell!”. Przed oczami stają im najstraszliwsze chwile: tortury, bicie, śmierć kolegi…
Niektórzy robią wszystko, by nie myśleć o Auschwitz, inni – wręcz przeciwnie. Pani Lidia już na emeryturze wybrała się w daleką podróż śladami doktora Mengele, swojego oprawcy, który po wojnie uciekł przed sprawiedliwością do Ameryki Południowej. Pojechała też do Norymbergi, gdzie po wojnie została osądzona część niemieckich zbrodniarzy. Słuchała ich zeznań, patrzyła na portrety skazańców. Tłumaczy, że dziś chce wiedzieć i rozumieć jak najwięcej – w Auschwitz, jako kilkuletnie dziecko, z wielu rzeczy nie zdawała sobie sprawy.

Ostatni z bohaterów książki, Marek Godlewski, niechętnie opowiadał o obozowych przeżyciach.
Tak, lubił podkreślać, że Auschwitz w jego życiu to był epizod. Nie chciał, by mówić o nim „były więzień”. Przede wszystkim czuł się żołnierzem – z tego był najbardziej dumny. Zanim trafił do obozu, w Kedywie wykonywał między innymi wyroki na konfidentach. Pierwszy – na koledze ze szkoły, który okazał się zdrajcą. Działał w Ostrowcu Świętokrzyskim do momentu aresztowania. Więziono go najpierw w Gross-Rosen, a później w jednym z podobozów Auschwitz – Świętochłowicach.

Godlewskiemu udało się uciec z obozu.
To była bardzo spektakularna ucieczka, opracowana w najmniejszych detalach. Opisaliśmy tę historię w książce, tak jak wiele innych brawurowych działań pana Marka. Był niezwykle odważnym, silnym człowiekiem. Za czas spędzony w AK zapłacił po wojnie miesiącami spędzonymi w ubeckiej katowni. Kiedy się stamtąd wydostał, przemieszczał się po Polsce, bo władza nie pozwalała mu normalnie żyć. Dopiero po odwilży 1956 na stałe osiadł w Krakowie.
Zmarł w 2015 roku.
Razem z Olą Wójcik odwiedziliśmy go po raz ostatni kilka tygodni przed śmiercią. Przebywał w domu opieki, bardzo słaby i wycieńczony chorobą. Mimo to przez blisko dwie godziny był w stanie z nami żartować, opowiadać nam o dowcipach, jakie robił z kolegą z partyzantki, którego poznał w Auschwitz. Na pożegnanie wyrecytował dla nas wiersz, którego nauczył się jeszcze przed wojną, w gimnazjum. Czternaście linijek z pamięci, bez zająknięcia.

Leszek Kalinowski

Jestem dziennikarzem działu informacyjnego. W "Gazecie Lubuskiej" pracuję od 1991 roku. Najczęściej poruszam tematy związane z Zieloną Górą i oświatą (przez lata prowadziłem strony dla młodzieży "Alfowe bajerowanie" - pozdrawiam wszystkich Alfowiczów rozsianych dziś po świecie). Z wykształcenia jestem magistrem filologii polskiej. Ukończyłem też dziennikarstwo oraz logopedię, a także podyplomowe studia "Praktyczne aspekty pozyskiwania funduszy unijnych".


Dziś zajmuje sie sprawami, dotyczącymi Zielonej Góry i regionu, zwłaszcza interesuja mnie tematy, związane z: 


- budową Centrum Zdrowia Matki i Dziecka, 


https://gazetalubuska.pl/jak-zmienia-sie-centrum-zdrowia-matki-i-dziecka-w-zielonej-gorze-kiedy-zakonczenie-prac/ar/c1-14995845


- rozwojem Uniwersytetu Zielonogórskiego, w tym m.in, medycyny, 


https://gazetalubuska.pl/zielona-gora-mistrzostwa-polski-w-szyciu-chirurgicznym-studentow-medycyny-zdjecia-wideo/ar/c1-14620323


- rozbudową Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, 


https://gazetalubuska.pl/ale-sie-dzieje-w-szpitalu-uniwersyteckim-zobacz-jak-sie-zmieniaja-rozne-obiekty/ar/c14-15111792


- inwestycjami oświatowymi i poziomem nauczania w szkołach, 


https://gazetalubuska.pl/egzamin-osmoklasisty-z-jezyka-polskiego-za-nami-zobacz-jak-bylo/ar/c5-15028564


- komunikacją miejską i elektrycznymi autobusami. 


https://gazetalubuska.pl/zobacz-jak-zmienia-sie-centrum-przesiadkowe-zdjecia/ga/13729844/zd/32684686


W wolnej chwili lubię popływać, jeździć na rowerze, obejrzeć spektakl teatralny, posłuchać koncertu, zwiedzać mało znane miejsca, poznawać nowych ludzi, od których czerpię wiele pozytwynej energii. 


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.