Marek Kopyść założył fundację Cancer Fighters, bo dobrze wie, co znaczy wojować z rakiem. I go pokonać

Czytaj dalej
Fot. Aleksandra Szymańska
Aleksandra Szymańska

Marek Kopyść założył fundację Cancer Fighters, bo dobrze wie, co znaczy wojować z rakiem. I go pokonać

Aleksandra Szymańska

Marek Kopyść ma 15 lat. Uczy się w szkole sportowej. Przed nim mistrzostwa, ale od lekarza słyszy, że ich nie dożyje… Dziś Marek ma 27 lat. Stoi na czele coraz większej Fundacji Cancer Fighters.

Guz koło obojczyka Marek wyczuwa sam. Mówi o nim lekarzowi, ale ten ignoruje nastolatka. Potem, gdy już wszystko wynika z badań, ten sam lekarz najpierw milczy nieporadnie, a potem mówi chłopakowi, że to rak.

To nie wyrok, to choroba

Marek ma 15 lat. Uczy się w Zielonej Górze. Z dala od domu w Przytocznej. Jest zdany na siebie i właśnie usłyszał od lekarza, że nie dożyje mistrzostw, na które się wybiera. Dzwoni zapłakany do rodziców.

Z Przytocznej do Zielonej Góry dziś jedzie się niecałą godzinę. Wtedy może trochę dłużej. Tyle czasu mają Anna i Lech Kopyściowie, żeby opanować szok, strach czy nawet łzy. Syn nigdy ich u rodziców nie zobaczy, choć dziś wie, że przecież były. Wtedy i jeszcze potem.

CZYTAJ TEŻ:
Jaś Walicki ze Starego Kurowa potrzebuje naszej pomocy bardziej niż do tej pory! Choroba znów dała o sobie znać

W Zielonej Górze rodzice Marka meldują się zwarci i gotowi do walki. Od tamtych strasznych chwil minęło prawie 13 lat, ale oboje dobrze pamiętają, jakie mieli nastawienie: rak to nie wyrok. To choroba, z którą można wygrać. A skoro można, to trzeba walczyć, nie załamywać się, nie marnować czasu na pytanie, dlaczego my, dlaczego nasze dziecko?

Gotowi do walki

„Naszym celem jest motywowanie dzieci do walki z chorobą nowotworową i udowodnienie im, że diagnoza to nie wyrok, tylko impuls do pokazania swojej wewnętrznej siły…” - można dziś przeczytać na stronie Fundacji Cancer Fighters.

Działa już prawie pięć lat. Ma oddziały we Wrocławiu, Olsztynie, Gdańsku, Szczecinie, Krakowie, Warszawie i Gorzowie. Do tego kilkudziesięciu wolontariuszy, nie licząc stałych współpracowników Marka. To „ambasadorzy zwycięstwa”. Tak jak Marek - dobrze wiedzą, co znaczy walczyć o życie i którzy - jak Marek - pokonali chorobę.

Przez oddziały onkologiczne przechodzą jak burza. Przyprowadzają ze sobą gwiazdy sportu, choćby mistrzynię boksu Joannę Jędrzejczyk.

CZYTAJ TEŻ:
Oni walczą z rakiem. Wystawa zdjęć fundacji Cancer Fighters już w poniedziałek w Askanie [zdjęcia]

Na łyse głowy małych wojowników z rakiem zakładają czapki czy chusty - bandamki z emblematami fundacji. Jest śmiech, przebrania, szalona zabawa, obowiązkowe zdjęcia. Aż na buziach, zmęczonych chorobą i zmienionych od podawanych sterydów, pojawiają się uśmiechy. Aż… rodzi się wola walki.

„To Marek, który wygrał z rakiem…” - założyciel Cancer Fighters nieraz słyszy szepty rodziców na szpitalnych korytarzach.

Wie, że jest „żywym dowodem”, że niesie nadzieję. Jak trzeba, potrafi godzinami rozmawiać z podłamanymi wojownikami, żeby tylko znaleźli siłę do walki.

Organizm się buntuje

13 lat wcześniej Marek sam takiej motywacji potrzebuje. Diagnoza brzmi: ziarnica złośliwa IV stopnia. Z Zielonej Góry rodzice wiozą go do Wrocławia. Przez kolejne miesiące przechodzi chemioterapie i jeszcze radioterapię. Bywa, że nad ranem jedzie do Wrocławia, żeby przyjąć dawkę leku, i wraca do domu w Przytocznej.

Jeden z sąsiadów, policjant z Przytocznej, kiedy tylko może, wozi Marka z mamą, bo pani Anna jest niedzielnym kierowcą. W końcu i tak sama musi usiąść za kierownicą. Znajomy policjant rysuje drogę, uczy na pamięć, na których światłach ma skręcić, którędy ma jechać, żeby ominąć remonty. Wrocław jest wtedy rozkopany.

Kolega z sąsiedztwa, dziś przyjaciel i współpracownik Marka, robi mu na głowie irokeza - fryzurę na punka. Wygłupiają się, ale przy okazji - instynktownie - przygotowują się na to, że za chwilę Marek straci włosy.

Organizm Marka buntuje się przeciwko pakowanym w niego lekom. Niekiedy wymiotuje godzinami. Po tabletkach mama, tata, straszy brat Adam starają się odwrócić uwagę Marka, żeby jakoś przetrwał.

Kolega z sąsiedztwa, dziś przyjaciel i współpracownik Marka, robi mu na głowie irokeza - fryzurę na punka. Wygłupiają się, ale przy okazji - instynktownie - przygotowują się na to, że za chwilę Marek straci włosy.

Aleks, Kamilek, Julka...

„Główne zadania fundacji to: finansowanie profilaktyki zdrowotnej, refundacja kosztów leczenia, zakup sprzętu medycznego. Akcja Cancer Fighters prowadzona jest od czerwca 2014 roku. Rok później do życia została powołana fundacja. Od 2019 r. jesteśmy również organizacją pożytku publicznego” - informuje Cancer Fighters na swojej stronie.

W czerwcu 2018 r. na stadionie Stilonu w Gorzowie fundacja organizuje wielki mecz charytatywny dla Aleksa. Na murawie, na której przez lata grał tata Marka Lech Kopyść (zanim trafił do GKS Zjednoczeni Przytoczna), spotykają się gwiazdy, ale nie futbolu, tylko boksu i MMA: Artur Szpilka, Jan Błachowicz, Marcin Różalski, Izu Ugonoh, Akop Szostak.

Aleks ma 14 lat. Przez chorobę stracił już nogę. Fundacja i współpracujące z nią gwiazdy sportu zbierają pieniądze m.in. na protezę. Bez pieniędzy - tak jak bez wsparcia psychicznego - nie da się walczyć z rakiem. Marek wie o tym doskonale. Gdy choruje, jego mama bierze roczny urlop w szkole. Tata pracuje za dwoje.

CZYTAJ TEŻ:
Gwiazdy MMA oraz boksu pogrążone w głębokim smutku. Zmarł Aleks, dla którego rozegrali charytatywny mecz piłkarski

Aleks umiera dziesięć miesięcy po meczu. W minionym roku fundacja żegna też Kamilka, Julię…
Pożegnania są trudne. Każdy w fundacji musi się ich nauczyć. Inaczej polegnie, nie wytrzyma psychicznie.
Marek przeżywa śmierć podopiecznych razem z rodzicami, choć na co dzień są daleko od siebie. On we Wrocławiu. Oni w Przytocznej, ale żyją sprawami fundacji, wspierają i są dumni z Marka.

0 4.00 nad ranem

Marek przez ileś lat w ogóle nie chce mówić czy choćby wracać myślami do choroby. Kończy szkoły, idzie na studia. Chce zostać specjalistą od „pijaru”. Od wykładowczyni słyszy, że ktoś taki jak on - po sportowej szkole - daleko nie zajdzie. W Marku budzi się dawny wojownik...

Któregoś razu zrywa się o 4.00 nad ranem. Ma w głowie pomysł na kampanię społeczną, która będzie motywowała dzieci i młodzież do walki z rakiem. Do rana wszystko jest dokładnie rozpisane. Marek udowodni, że wybrał właściwe studia. Nie przypuszcza, że wymyślona na potrzeby studiów kampania przerodzi się w fundację.

ZOBACZ WIDEO: Charakteryzatorka i wizażystka pomaga chorym na raka

„Organizujemy wydarzenia specjalne dla pacjentów dziecięcych oddziałów onkologicznych. Zapraszamy osoby, które swoją determinacją i ciężką pracą dążą do osiągnięcia wyznaczonych celów. Motywujemy dzieci do dalszej walki i robimy wszystko, aby choć na moment mogły zapomnieć o chorobie” - czytamy na stronie fundacji.

Cancer Fighters to już siedem oddziałów w całej Polsce, a w tym roku na pewno ich przybędzie. To też niemal 1 mln zł, zebranych na leczenie czy sprzęt dla szpitali. To ciągle nowe pomysły, akcje.

Aleksandra Szymańska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.