Kosmici w gdyńskim porcie? Tajemnica katastrofy sprzed lat

Czytaj dalej
Michał Miegoń, "Kurier Gdyński"

Kosmici w gdyńskim porcie? Tajemnica katastrofy sprzed lat

Michał Miegoń, "Kurier Gdyński"

Kontakty obcych cywilizacji z ludźmi to temat, który od lat rozpala wyobraźnię naukowców, artystów i zwykłych obywateli. Można podejść do tych zagadnień z wiarą lub też ze sceptycyzmem. Jak zaś wyjaśnić to, co wydarzyło się w Gdyni pewnej zimowej nocy 1959 roku?

Do bezprecedensowego wydarzenia, które było przełomem w dziedzinie ufologii, doszło 2 lipca 1947 r. w Stanach Zjednoczonych, w miejscowości Roswell. Rozbicie się tam statku kosmicznego lub też balonu metrologicznego - jak podano w oficjalnym oświadczeniu - obserwowało wielu świadków. Do dziś toczą się spory między zwolennikami obu teorii, faktem jest, że katastrofa jest do dziś niewyjaśniona i osnuta tajemnicą. Blisko 12 lat później podobne zdarzenie z udziałem niezidentyfikowanego obiektu latającego miało miejsce… w porcie gdyńskim.

Szpieg, czy kometa?

Podczas zimowego sztormu, 21 stycznia 1959 roku, około 5.00 rano zauważono spory, płonący, czerwonej barwy obiekt, lecący w kierunku basenu nr IV przy nabrzeżu Polskim w porcie. Po rozbiciu się z hukiem o taflę wody widać było chmurę pary wodnej, świadczącą o wyjątkowo wysokiej temperaturze, jaką podczas upadku ze sporej wysokości uzyskała powierzchnia tajemniczej konstrukcji. Wypadek widziało sporo osób, z czego najczęściej przytaczano relacje marynarzy ze statku PLO „Bolesław Dąbrowski”, zacumowanego przy miejscu katastrofy. Po latach powoływano się na zeznania znajdującego się tam wówczas dokera Jana Bloka, który wspominał, jak jedynie dzięki szczęściu i trajektorii lotu obiektu uniknięto jego kolizji ze statkiem.

Kosmici w gdyńskim porcie? Tajemnica katastrofy sprzed lat

Katastrofę zauważyło też sporo osób postronnych mieszkających w pobliżu portu. Już następnego dnia na mieście zaczęto szeptać o upadku komety lub o lądowaniu szpiegów. Mimo cenzury i braku informacji w Polsce o katastrofie statku kosmicznego w Roswell, pojawił się w Gdyni coraz bardziej rozpowszechniany pocztą pantoflową wątek kosmitów. Pierwsze zgłoszenie przyjęła popularna popołudniówka „Wieczór Wybrzeża”, do której dwa dni po incydencie zgłosili się państwo Płonczkier, pracujący w magazynie POSTI. Wspominali, że obiekt wcześniej na kilkanaście sekund zawisł nad miastem, przypuszczalnie w okolicy placu Kaszubskiego. Po kilku dniach ukazały się obszerniejsze publikacje na temat niewyjaśnionego zdarzenia, wśród nich relacja pierwszego świadka, który oficjalnie zgłosił się do Kancelarii Miejskiej Milicji Obywatelskiej - pracownika portu Jana Bloka.

Kosmici w gdyńskim porcie? Tajemnica katastrofy sprzed lat
Archiwum Michała Miegonia Obiekt latający był widoczny z terenów magazynów Posti. Jego pracownicy mówili, że wcześniej obiekt zawisł na kilka sekund nad placem Kaszubskim

Czołgająca się istota

Fali przypuszczeń i rozmaitych teorii w momencie pojawienia się artykułów nie dało się zatrzymać. Na milicję zaczęły się zgłaszać osoby, które zeznawały, że widziały na plaży miejskiej kilka dni po katastrofie straszliwie poparzoną istotę, która czołgała się w stronę lasów Kępy Redłowskiej. Osobami tymi byli portowi strażnicy patrolujący teren. Z tamtej okolicy, gdzie przed laty mieściła się nowoczesna 11. Bateria Artylerii Stałej, natychmiast wyjechało wojsko i przewiozło ofiarę wypadku do gdańskiego szpitala Marynarki Wojennej, gdzie przeprowadzono reanimację. W zachodniej prasie, po latach wypływały relacje, że istota posiadała spiralny układ krwionośny, po 6 palców u stóp i dłoni oraz kombinezon z niezwykle trwałego, nieznanego na naszej planecie tworzywa. Gdy wraz z nim zdjęto z dłoni poszkodowanego tajemniczą bransoletę, nastąpił zgon - bądź hibernacja. Według relacji świadka, który opisywał sekcję, zwłoki zostały później przetransportowane w samochodzie chłodni do Moskwy.

Kosmici w gdyńskim porcie? Tajemnica katastrofy sprzed lat
Kilka dni po katastrofie, w styczniu 1959 roku przy plaży miejskiej zauważono okaleczoną istotę

Japończycy szukają w Gdyni ufo

20 lat temu tropów przyjęcia tajemniczego gościa do szpitala poszukiwała, wraz z zasłużonym w poszukiwaniach prawdy o gdyńskim wypadku ufologiem Bronisławem Rzepeckim, japońska ekipa telewizyjna z NHK TTC Channel 8, jednak nie udało się uzyskać żadnych nowych szczegółów, oprócz kilku poszlak. Brak nazwisk osób, które rzekomo widziały tajemniczego lotnika na plaży również utrudnia jednoznaczne stwierdzenie, czy wydarzenia związane z sekcją w ogóle miało miejsce. Co ciekawe, istnieją też relacje mówiące o obserwacji pokaleczonej istoty w skafandrze w okolicy Kapitanatu Portu Wojennego. Czy było zatem dwóch pasażerów?

Czyżby satelita?

Zagadkowe jest zachowanie prasy po katastrofie. Po milczeniu przyszedł czas na serię artykułów, które wręcz podsycały obywateli Gdyni do spekulacji na temat portowego wypadku. Z powodu znacznej liczby świadków nie można było zatuszować sprawy, więc przeprowadzono pokazowe poszukiwania obiektu przez ekipę nurków. Wydobyto fragment metalu, który próbowano uwiarygodnić jako element tego, co wpadło do basenu portowego.

Kosmici w gdyńskim porcie? Tajemnica katastrofy sprzed lat

PLO prosiły wszystkich, którzy styczniowego ranka widzieli upadek bolidu do basenu, o kontakt, natomiast Polska Akademia Nauk wyznaczyła… nagrodę w wysokości 1000 ówczesnych złotych temu, kto odnajdzie fragmenty niezidentyfikowanego obiektu. W późniejszych miesiącach forsowano teorię o upadku meteorytu, by następnie stopniowo wygaszać zainteresowanie.

Co faktycznie rozbiło się w gdyńskim porcie? Nie był to meteoryt, gdyż doszłoby do poważnych uszkodzeń w infrastrukturze. Istnieją przypuszczenia badaczy, że rozbić się mógł „Score” - pierwszy amerykański sztuczny stożkowy satelita telekomunikacyjny, który w okolicy dnia katastrofy spadał z orbity ziemskiej.

Sceptycy mówią wręcz o tym, że ubrano w skafander i wypuszczono w okolicy plaży ogoloną małpę, aby zatuszować zdobycie przez polski i radziecki wywiad oraz wojsko najnowocześniejszej kosmicznej technologii. Satelita spadał bezładnie, mimo tego, że docelowo miał zanurzyć się w Pacyfiku. Jednak przy ówczesnej technologii mogło dojść do anomalii lotu. Czy było to UFO? Są świadkowie, którzy pamiętają, jak po pewnym czasie nad miejscem katastrofy krążyły pulsujące światła. Nie były one tożsame ze znanymi wówczas pojazdami…

***

Kolejny odcinek w "Kurierze Gdyńskim".

Wiele osób mija to miejsce codziennie. Niewielki lasek, pełen drzew iglastych, przypomina oazę pośród blokowisk osiedla Karwiny w Gdyni. Ale to miejsce specyficzne. Zdarzało się, że blady chłopiec - nazwany przez dzieci Józkiem - zaczepiał przechodniów i mówił do nich w nieznanym języku, a psy spacerujące z właścicielami po wzgórzu nagle jeżyły sierść i z uporem wpatrywały się w jeden punkt. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu były tu pola i miejsce wypasu krów. Jakie tajemnice kryje ta ziemia i stojący tu krzyż?

Michał Miegoń, "Kurier Gdyński"

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.