Już za dwa lata Wrocław znów zostanie jakimś mistrzem świata

Czytaj dalej
Fot. Paweł Relikowski
Janusz Michalczyk

Już za dwa lata Wrocław znów zostanie jakimś mistrzem świata

Janusz Michalczyk

Wrocław najbardziej ustołecznionym miastem w Polsce. Brzmi dobrze, ale co to znaczy? Bynajmniej nie to, że jest jakimś podnóżkiem Warszawy, pierwszym sługą z peryferii, bo dla warszawiaków cały kraj - poza nimi - to jakieś dzikie stepy, a wszystko na południe od nich i co nie jest przypadkiem prawosławne, to po prostu Śląsk. No dobrze, ale co z tym ustołecznieniem?

Językowa konstrukcja wskazuje, że znaczy to tyle, co uczynić z jakiegoś miasta stolicę. W tym sensie zostały ustołecznione kiedyś Gniezno, Kraków czy Warszawa. Tam na stolcu (tronie) siedział władca, czyli książę, biskup albo król. Mowa o władzy administracyjnej, ale może być też znaczenie metaforyczne - jak w nazwaniu Zakopanego stolicą polskich Tatr (albo skoków narciarskich). Zapytacie - może ironicznie - jakimi to mianowicie stolicami z racji największego ustołecznienia może być Wrocław, więc z miejsca odpowiadam: prawie wszystkimi. Cokolwiek tylko pomyślicie.

Był już przecież stolicą piłkarską w 2012 roku, gdy znalazł się w ekskluzywnym gronie organizatorów Euro 2012 i w dodatku zagrała u nas polska reprezentacja. Po krótkiej przerwie na złapanie oddechu, w minionym roku głosiliśmy wszem i wobec, że jesteśmy Europejską Stolicą Kultury (czy ktoś jeszcze pamięta, że wspólnie z baskijskim San Sebastian?). W tym roku znów królujemy na sportowo, bo mamy przecież igrzyska World Games - święto różnych dziwnych dyscyplin. Jeszcze Wam mało? Proszę bardzo - właśnie ogłoszono, że Wrocław podjął starania o miano Zielonej Stolicy Europy 2019. Mamy zatem szansę na ekologiczne mistrzostwo. Nie odpuszczamy także w sporcie - mówi się o pomyśle urządzenia wspólnie z Czechami zimowych igrzysk w Karkonoszach, mimo wielce pouczających doświadczeń Krakowa, gdzie - jak wiadomo - mieszkańcy odrzucili podobną propozycję w referendum. Na pewno są jeszcze jakieś stolice do wzięcia w dziedzinach, o których Wam się jeszcze nie śniło, ale wrocławski magistrat trzyma prawdopodobnie te karty atutowe na razie pod stołem, byśmy nie dostali z wrażenia zawrotów głowy.

Bycie stolicą brzmi dumnie, dowartościowuje mieszkańców, daje im poczucie przebywania w centrum, czyli w ważnym miejscu, nie byle jakim, nieperyferyjnym, nie gdzieś hen - na dzikim stepie, nie na czarnym i brudnym Śląsku. Miło kogoś zaprosić do ważnego miejsca, a czy może być coś bardziej dumnego niż siedzenie w stolicy? Do takiego ważnego miejsca chce się również jechać, bo teoretycznie jest bardzo ciekawe, przynajmniej na takie wygląda w folderze turystycznym. Wiadomo, że turysta to żywy pieniądz, dzięki niemu prosperujemy, stać nas na lepsze życie.

Zmierzam do kwestii następującej: skoro bycie stolicą jest dobre, to czy może być w jakimkolwiek sensie niewłaściwą aspiracja, by być stolicą czegokolwiek albo wręcz całą serią specjalistycznych stolic? Czy nie wygląda nieco podejrzanie, że jedno i to samo miasto podaje się z równym entuzjazmem za stolicę kulturalną, sportową i ekologiczną? Czyżbyśmy przez przypadek zamieszkali w jakimś zupełnie fenomenalnym miejscu?

Janusz Michalczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.