Hell’s Kitchen. Bo piekielnie zdolni kucharze rodzą się u nas, na Śląsku

Czytaj dalej
Arkadiusz Nauka, Iwona Makarska

Hell’s Kitchen. Bo piekielnie zdolni kucharze rodzą się u nas, na Śląsku

Arkadiusz Nauka, Iwona Makarska

Michał Suchanowski z Bytomia i Agnieszka Jasińska z Gliwic to finaliści 6. edycji programu Polsatu „Hell’s Kitchen”. Jak zmieniło się ich życie?

Gotowanie cieszy się dziś wielką popularnością. Eksperymenty w kuchni można zobaczyć w wielu programach kulinarnych. Przed telewizorami zasiadają rzesze smakoszy, którzy podpatrują, kibicują, a później sami próbują wyczarować rewelacyjną potrawę, pokazaną na ekranie. Jednym z takich programów jest emitowany w Polsacie „Hell’s Kitchen”. Spotkaliśmy się z finalistami szóstej edycji, którzy opowiedzieli nam o swoim udziale w telewizyjnym show, a także o swoich planach związanych z gastronomią.

- Opanowanie w kuchni i bycie sobą - myślę, że to zadecydowało o moim sukcesie - mówi nam Michał Suchanowski, zwycięzca zakończonej niedawno, 22 listopada, kolejnej „Piekielnej Kuchni”.

Finezja w programie, rolada na obiad w domu

Kucharz gotuje zawodowo już od niemal 19 lat. Doświadczenie zdobywał w restauracjach w Bytomiu, swoim rodzinnym mieście, a także w sieci hoteli Diament. Teraz jest szefem kuchni w restauracji „Zielony Ogród” w Zabrzu. Do programu dostał się dopiero na trzecim castingu. Wtedy jeszcze nie wiedział, że zajdzie tak daleko.

- Jestem dumny z dania popisowego z pierwszego etapu programu. Przyrządziłem sandacza z espumą szparagową i palonym kalafiorem. W półfinale wróciłem do smaków dzieciństwa, które zapamiętałem z kuchni mojej babci. Wędzona pierś z kaczki z jajem w koszulce gotowanym w barszczu i dynią z cynamonem i goździkami, a do tego sos winnośliwkowy zrobiły wrażenie - relacjonuje Suchanowski. - W finale było menu szefa. Przygotowałem też trochę zmienione danie popisowe, czyli sandacza z purée szafranowym, kalafiorem karmelizowanym w cukrze trzcinowym oraz blanszowanymi szparagami z sosem winegret. Na deser były świeże owoce zapiekane pod koglem-moglem oraz serek mascarpone z poziomkami - mówi o pysznościach, które zapewniły mu wygraną w programie. W domu jednak gotuje zwykle tradycyjne dania, wśród których jest m.in. śląski obiad, złożony z klusek, rolady i czerwonej kapusty.

Jak uzyskać w kuchni mistrzowski smak potrawy? Jego zdaniem najważniejsze jest gotowanie zgodnie z recepturą. - „Piekielna Kuchnia” pokazała mi, że w kuchni nie ma półśrodków. Po to ktoś daje nam przepis, by danie było powtarzalne - mówi. - W programie robiąc sos, powinienem był po zagotowaniu wina wyjąć goździk, anyż i ziele angielskie. Nie znalazłem goździka. Stwierdziłem, że będę przecierał przez sito, blendował, więc prędzej czy później go wyjmę. Tak się nie stało. Sos smakował już inaczej, niż powinien. Szef to zauważył. Była to dla mnie dobra lekcja - dodaje. Nie bez znaczenia jest także doświadczenie i cierpliwość w kuchni. - Trzeba wiedzieć, jak coś z czymś połączyć. Czy potrafię wyobrazić sobie smak? Tak. Zamykam oczy i mam np. musztardę i majonez - wiem, jaki smak wyjdzie z połączenia tych dwóch produktów. Uzyskanie dobrego smaku to jest czasem gotowanie metodą prób i błędów. Nieraz trzeba spędzić w kuchni wiele godzin nad jednym daniem, aby było dopracowane do perfekcji - kontynuuje.

Suchanowski nie ma jeszcze sprecyzowanych planów, jeśli chodzi o spożytkowanie pieniędzy, które dostał za zwycięstwo w programie. Jak mówi - nie jest w gorącej wodzie kąpany. - Pewnie zabiorę gdzieś rodzinę na wakacje. Chciałbym jednak mądrze zainwestować te 100 tysięcy złotych. Może otworzę niedługo swoją restaurację? Choć na to potrzeba znacznie więcej pieniędzy, ale mam takie marzenie. Ciężką pracą można dużo osiągnąć. Teraz mam swoje pięć minut i muszę je wykorzystać. Druga taka szansa się nie powtórzy - mówi.

W styczniu kucharz jedzie do pracy do Warszawy. Nowe doświadczenie będzie zdobywał w trzeciej najlepszej restauracji w Polsce „L’enfant Terrible”, w której szefem kuchni jest Michał Bryś, prowadzący „Hell’s Kitchen”, okrzyknięty tytułem „Szefa Jutra 2016” przez Gault&Millau, polską edycję jednego z najbardziej prestiżowych przewodników kulinarnych świata.

Agnieszka: uparty samouk. Najpierw gotowała dla koleżanek

Agnieszka Jasińska w przeciwieństwie do Michała Suchanowskiego, nigdy wcześniej nie pracowała w profesjonalnej kuchni. Gotowała jedynie dla przyjemności. W programie dała się poznać jako zdeterminowana perfekcjonistka. Silna osobowość i duża odporność na stres pozwoliły jej dotrzeć aż do samego finału, czym zaskoczyła wielu niedowiarków.

- Program był dla mnie takim punktem otwarcia się. Zawsze pracowałam na moim malutkim, szerokim na dwa metry blacie i gotowałam dla maksymalnie 8 osób. Natomiast w „Piekielnej Kuchni” musiałam gotować dla 50 osób, które chciały jeść naraz w tej samej chwili. To było dla mnie olbrzymie wyzwanie - wspomina Jasińska.

Pasja do gotowania towarzyszyła gliwiczance od dzieciństwa. Spędzała dużo czasu na wsi, gdzie podpatrywała, jak babcia czaruje w kuchni. Sama zaczęła próbować swoich sił i zdała sobie sprawę, że gotowanie jest czymś, co sprawia jej ogromną radość.

- Dla mnie to było normalne, że moje koleżanki przychodziły ze szkoły i siadały przed telewizorem albo włączały komputer, a ja gotowałam. Zaczynałam oczywiście od prostych rzeczy, takich jak kotlet schabowy albo mielony - tłumaczy gliwiczanka. Jej umiejętności kulinarne rosły z roku na rok, zaczęła regularnie jeździć na kursy gotowania w Polsce i za granicą. Odwiedziła wiele miejsc na świecie i spróbowała wielu, nieznanych jej wcześniej, potraw. Coraz więcej czasu spędzała na gotowaniu, nie rezygnując jednocześnie ze swojej pracy zawodowej. A na co dzień... prowadzi firmę budowlaną. Lubi swoją pracę, ale pewnego razu postanowiła, że zmieni swoje życie i spełni kulinarne marzenia. Zgłosiła się do programu „Hell’s Kitchen” i się udało. Teraz jest jednym z najlepszych kucharzy w Polsce.

Agnieszka Jasińska w kuchni stawia na kreatywność, nigdy nie była w szkole gastronomicznej i wszystkiego musiała nauczyć się sama. Bazą wyjściową były dla niej książki kucharskie, najczęściej te zawierające przepisy śląskiej kuchni. Książki były dla niej jedynie inspiracją, bo, jak mówi, nie lubi gotować zgodnie z podaną recepturą, ważniejsze jest dla niej serce, które kucharz wkłada w przygotowanie swojego dania.

- Nie ma przepisu, nie ma dania, którego nie dałoby się odtworzyć, bo wszystko jest dostępne w internecie. Natomiast ja, nawet jeżeli mam jakiś przepis, to zawsze coś mi w nim nie pasuje. Zawsze kombinuję ze swoim smakami, idąc w kierunku, który lubię i w kierunku ludzi, dla których gotuję - mówi Agnieszka Jasińska. - Czerpię radość z tego, że ktoś je moje potrawy.

Wcześniej próbowała swoich sił w „MasterChefie”. Tam sukcesu nie odniosła, nigdy się jednak nie poddała, wręcz przeciwnie, porażka była dla niej motywacją do bardziej wzmożonej pracy. Jak sama twierdzi, kluczem do osiągnięcia sukcesu w kuchni jest pokora. - Trzeba umieć słuchać ludzi. Dla mnie było to trudne, bo z natury jestem choleryczką i to w dodatku bardzo niecierpliwą. W kuchni takie cechy jedynie przeszkadzają - mówi.

W programie „Hell’s Kitchen” biorą udział najbardziej uzdolnieni kucharze z całej Polski. To, że w wielkim finale spotkali się ludzie urodzeni i wychowani na Śląsku, nie jest dziełem przypadku. Zdaniem Jasińskiej to właśnie śląskie wychowanie i mentalność doprowadziły ją i Michała Suchanowskiego do finału. - Ludzie ze Śląska są bardzo wytrwali, w domu nauczono ich, że nie wolno się poddawać, zawsze chcą udowodnić, że są czegoś warci. Są twardzi i dążą do celu. Być może właśnie te cechy sprawiły, że odnieśliśmy taki sukces i znaleźliśmy się w finale - ocenia.

Agnieszka Jasińska Ma 30 lat.

Gotuje niemal od zawsze, jednak nigdy nie zajmowała się tym zawodowo. Uwielbia słodkości i to właśnie w cukiernictwie czuje się najlepiej. Dojście do finału „Hell’s Kitchen” było spełnieniem jej marzeń. Inspirację do gotowania czerpię ze swoich licznych podróży.

Michał Suchanowski Ma 38 lat. Gotuje od 1997 roku.

Smykałkę odziedziczył po mamie, także zajmującej się zawodowo gotowaniem. Do 6. edycji „Hell’s Kitchen” udało mu się dostać przy trzecim podejściu - była to droga do zwycięstwa. Czas wolny poświęca swojej rodzinie - żonie Małgorzacie i synom: 9-letniemu Radkowi i 7-letniemu Filipowi.

Arkadiusz Nauka, Iwona Makarska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.