Mirosław Dragon

Handlarze ludźmi grasują na Facebooku

Leanne Rhodes (z lewej) przestrzega nastolatków przed porywaczami, obok tłumaczka Magdalena Sułkowska Fot. Mirosław Dragon Leanne Rhodes (z lewej) przestrzega nastolatków przed porywaczami, obok tłumaczka Magdalena Sułkowska
Mirosław Dragon

Lenne Rhodes prowadzi ośrodek dla osób uwolnionych ze współczesnego niewolnictwa. Przyjechała do Polski przestrzec nastolatków, by nie padli ofiarą handlu ludźmi. Oni naiwnych szukają w internecie

- Ludzie kiwają głową, że wiedzą o tym, iż w XXI wieku nadal istnieje handel ludźmi. Przekonani są jednak, że nie dotyczy to ich kraju. Są kompletnie zaskoczeni, kiedy dowiadują się, że w ich sąsiedztwie dochodzi do współczesnego niewolnictwa - mówi Leanne Rhodes.

Tymczasem Polska jest na 24. miejscu listy krajów, w których istnieje współczesne niewolnictwo! Najbardziej drastycznym przykładem jest seksualne niewolnictwo: uprowadzanie młodych osób i zmuszanie ich, aby zajmowały się prostytucją lub występowaniem w filmach pornograficznych.

Najczęstszą formą niewolnictwa w Polsce jest jednak zmuszanie do pracy.

- Ludziom zabiera się paszporty i zmusza do pracy. Dotyczy to zarówno Polaków pracujących za granicą, jak i coraz częściej Ukraińców lub osób innej narodowości pracujących w Polsce - mówi Leanne Rhodes, która pochodzi z Australii, ale od pięciu lat mieszka w Rumunii. Założyła tam ośrodek dla ofiar handlu ludźmi.

- Najwięcej takich osób w krajach Unii Europejskiej jest właśnie w Rumunii - mówi Leanne Rhodes. Około 60 procent ofiar stanowią kobiety, a 30 procent to dzieci. Ponad połowa ofiar zmuszana jest do niewolnictwa seksualnego i prostytucji.

- Są to statystyki oparte tylko na tych danych, które znamy. Ale trzeba pamiętać, że handel ludźmi to zorganizowana przestępczość, prowadzona w ukryciu. Tak naprawdę nie wiemy, jak wygląda pełen obraz - dodaje działaczka społeczna z Australii.

Nastolatki to łatwy łup

Leanne Rhodes przeprowadziła się do Rumunii po tym, jak pewnego dnia spotkała kobietę wyrwaną ze szponów handlarzy ludźmi. Australijka założyła wtedy fundację Abolishion i otworzyła ośrodek dla ofiar współczesnego niewolnictwa. Najmłodsza jej podopieczna ma 14 lat.

- Dlatego jeżdżę po szkołach, spotykam się na lekcjach z nastolatkami, rozmawiam z nimi o handlu ludźmi i opowiadam im o sposobach działania handlarzy, żeby nie dali się nabrać na ich sztuczki - tłumaczy Lenne Rhodes. Bo choć jedna z jej podopiecznych została sprzedana do burdelu przez matkę za cztery papierosy (!), to handlarze ludźmi porywają także nastolatków z dobrych domów.

Kinowym przebojem był film „Uprowadzona” z Lianem Neesonem, który ratuje córkę porwaną w Paryżu przez handlarzy żywym towarem.

- Problem w tym, że handel ludźmi wygląda całkiem inaczej niż w tym filmie - mówi Lenne Rhodes.

W prawdziwym życiu nie ma widowiskowych porwań w hotelu, pościgów, strzelanin. Handlarze zaprzyjaźniają się najpierw z ofiarami. Idealnym narzędziem są dla nich media społecznościowe, takie jak Facebook, Instagram, Snapchat.

Twój idealny przyjaciel z „fejsa”

Media społecznościowe spełniły marzenia porywaczy i handlarzy ludźmi: pozwalają tworzyć fałszywe wirtualne postaci i zaprzyjaźniać się z realnymi osobami, swoimi potencjalnymi ofiarami.

Leanne Rhodes na lekcjach rozdaje uczniom naklejki w dwóch kolorach: żółtym i niebieskim.

- Kto ma żółtą naklejkę? Statystycznie jesteście osobami, które przyjmują do grona znajomych osoby, których wcale nie znają. Tak robi 43 procent nastolatków, czyli prawie połowa młodych ludzi - podkreśla Lenne Rhodes. - Jeśli macie niebieskie naklejki, też nie jesteście bezpieczni. Reszta nastolatków najczęściej sprawdza tylko, czy ta osoba jest znajomą jego znajomych. Jeśli tak, to przyjmuje ją do przyjaciół.

Dla sprawdzenia tego fenomenu Leanne Rhodes wraz z pracownikami fundacji Abolishion stworzyła na Facebooku wirtualną postać Victora - przystojnego nastolatka z ciekawym życiem.

- Sami nie wysyłaliśmy żadnych zaproszeń do internautów, a i tak po trzech dniach mieliśmy zaproszenia aż od 110 nastolatków! - mówi Lenne Rhodes.

Tymczasem właśnie tak działają handlarze ludźmi, porywacze, pedofile. Udają rówieśników, zaprzyjaźniają się i dopiero wtedy porywają swoją ofiarę.

Fundacja Abolishion opublikowała filmik na YouTube oparty na prawdziwej historii Bianki, jednej z podopiecznych ośrodka. Bianka była licealistką. Lubiła nowe ciuchy i fajnych chłopaków. Często robiła sobie selfie i wstawiała zdjęcia na Facebook, gdzie miała mnóstwo znajomych.

Pewnego dnia dostała zaproszenie do grona znajomych oraz wiadomość od nieznanego chłopaka. Zaczęli ze sobą pisać. Alex napisał, że ma dokładnie takie same zainteresowania jak Bianka. Dziewczyna zaprzyjaźniła się z nim. Jemu mogła się zwierzyć, że nie dogaduje się z rodzicami, że nie dają jej pieniędzy na nowe ciuchy. Kiedy pojechała na wakacje, wysyłała mu roznegliżowane zdjęcia z plaży (okazało się potem, że zdjęcia wylądowały na stronie porno). Zakochała się w nim. Nie posiadała się ze szczęścia, kiedy Alex zaproponował: „Spotkajmy się!”. Jednocześnie chłopak wyznał, że jest ciężko chory i że bał się jej o tym wcześniej napisać. Po czym wiadomości od Aleksa przestały przychodzić.

Po kilku dniach Bianka dostała wiadomość, pod którą podpisał się ojciec Aleksa. Napisał, że syn był ciężko chory i że właśnie zmarł. Wie, że Bianka była jego najlepszą przyjaciółką, więc może chce przyjechać na pogrzeb Aleksa.

- Biankę na rzekomy pogrzeb podwiózł nawet samochodem jej tata. Nie poszedł jednak z nią, a na miejscu czekał na nią prawdziwy Alex, który był handlarzem ludźmi. Porwał ją, wywiózł i zmusił do prostytucji - opowiada Leanne Rhodes.

Haker zagląda do twojego pokoju

Problemem jest to, że nastolatki dzisiaj w internecie pokazują to, o czym kiedyś mówiło się tylko najbliższym przyjaciołom: co lubią, o czym myślą, z kim i jak spędzają czas, dokąd jadą na wakacje. Ujawniają szczegóły swojego prywatnego życia.

- Handlarze ludźmi przeglądają profile ofiar, następnie tworzą wirtualne postacie perfekcyjnych przyjaciół, po czym wciągają w przyjaźń, a na końcu porywają i wywożą - ostrzega Leanne Rhodes.

Internet jest oknem na świat, ale to działa także w drugą stronę - cały świat może zaglądnąć przez to okno do naszego pokoju! Brzmi to przerażająco, ale Leanne Rhodes przekonuje, że nie jest wcale tak trudno zachować bezpieczeństwo w sieci.

- W realnym świecie też wiemy, że lepiej nie chodzić w pewne miejsca, zwłaszcza po zmroku. W wirtualnym świecie trzeba zachować podobne środki ostrożności - przekonuje szefowa fundacji Abolishion.

Są trzy najważniejsze zasady korzystania z internetu:

1. Nie przyjmuj do znajomych nieznajome osoby - to mogą być handlarze ludźmi.

2. Nie wysyłaj rozbieranych zdjęć, bo mogą zacząć krążyć po internecie.

3. Zaklejaj kamerkę internetową, bo hakerzy często włamują się do niej i robią nam zdjęcia i filmy, kiedy się rozbieramy.

To właśnie przez kamerkę internetową hakerzy z całego świata mogą zaglądać do naszego pokoju.

Narastającym problemem jest wyłudzanie rozbieranych zdjęć. Nastolatki wysyłają je Snapchatem, myśląc, że zdjęcia w tym komunikatorze i tak się tam kasują zaraz po wyświetleniu.

Błąd! W internecie nic nie ginie. Rozbierane zdjęcia wysyłane przez internet sprzedawane są później stronom pornograficznym.

Nie potrzeba do tego zresztą handlarza ludźmi, wystarczy były chłopak, który po zerwaniu wrzuci z zemsty do sieci nagą fotkę byłej dziewczyny. Później nawet jeśli pożałuje swojego głupiego zachowania i skasuje to zdjęcie, to ono będzie już wielokrotnie skopiowane...

Kamerkę w swoich prywatnych komputerach zakleili m.in. twórca Facebooka Mark Zuckerberg oraz były szef FBI James Comey.

- Tak samo jak zamykacie na noc drzwi na klucz, powinniście zaklejać kamerki w laptopach, kiedy z nich nie korzystacie - radził James Comey na konferencji na temat bezpieczeństwa.

Mirosław Dragon

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.