Dolnośląskim miastom grozi zapaść!

Czytaj dalej
Fot. Marcin Oliva Soto / Polskapresse
Marcin Kaźmierczak

Dolnośląskim miastom grozi zapaść!

Marcin Kaźmierczak

122 polskie miasta średniej wielkości są zagrożone marginalizacją. Aż 14 z nich leży na Dolnym Śląsku. Najgorzej jest w Kamiennej Górze.

Naukowcy z Polskiej Akademii Nauk w latach 2004-2014 zbadali sytuację 255 polskich miast średniej wielkości (o ludności powyżej 15 tys. mieszkańców, w tym byłe miasta wojewódzkie). Wyniki nie są optymistyczne. Prawie połowie z nich naukowcy wieszczą marginalizację i zapaść.

Na Dolnym Śląsku zagrożone zapaścią są: Kamienna Góra, Ząbkowice Śląskie, Nowa Ruda, Kłodzko, Bielawa, Lubań, Zgorzelec, Dzierżoniów, Jawor, Bolesławiec, Świebodzice, Złotoryja i byłe miasta wojewódzkie: Jelenia Góra i Wałbrzych.

Naukowcy skupili się przede wszystkim na spadku liczby ludności, zwłaszcza ludzi młodych i wykształconych. To ich zdaniem największy problem tzw. Polski powiatowej. Odpływowi młodych zdolnych mają towarzyszyć ważkie społeczne problemy, jak choćby rozpad więzi czy patologie.

- Nie dramatyzowałbym i nie mówił o upadku. Takiego krachu, jaki miał miejsce w Detroit, w ogóle nie należy rozpatrywać - twierdzi Maciej Zathey, dyrektor Instytutu Rozwoju Terytorialnego przy urzędzie marszałkowskim. Jak jednak twierdzi, problem marginalizacji peryferii kosztem wzmacniających się metropolii występuje, i to w całej Europie. Powód?

Włodarze zagrożonych miast uważają, że problem można by zminimalizować poprzez poprawę infrastruktury, która przyciągnęłaby inwestorów i skuteczniejsze rozlokowywanie środków na rozwój przez ministerstwo.

Gdy patrzymy na mapę Dolnego Śląska, widać, że miasta zagrożone zapaścią położone są w obszarze Sudetów, Przedgórza Sudeckiego i Kotliny Kłodzkiej, gdzie silny po II wojnie światowej przemysł nie wytrzymał przemian ustrojowych i zakłady poupadały. Ma to także odbicie w bezrobociu. W połowie powiatów, których stolicami są miasta zagrożone upadłością, przekracza ono 10 proc., a w aż sześciu z nich 12 proc.

Według raportu naukowców Państwowej Akademii Nauk, najbardziej zagrożone zapaścią z dolnośląskich miast są Kamienna Góra i Ząbkowice Śląskie, które w niechlubnym rankingu zajmują odpowiednio 21. i 22. miejsce.

- Czym dalej od aglomeracji, tym jest gorzej i to prawda. Duże ośrodki wysysają młodych zdolnych, którzy mogliby ciągnąć rozwój mniejszych miast - mówi Marcin Orzeszek, burmistrz 15-tysięcznych Ząbkowic Śląskich. Ale zaraz podkreśla, że miastu nie grozi upadek i ma plan, jak wyhamować tendencję. - Zabezpieczyliśmy w planach zagospodarowania przestrzennego 60 hektarów pod inwestycje. Plany obejmują nie tylko Ząbkowice, ale wszystkie miejscowości wokół, co umożliwia rozpoczęcie inwestycji niemal z dnia na dzień – podkreśla.

O inwestorów jest jednak ciężko. W podstrefie Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej działa jedynie zakład produkujący opał z biomasy.

A bez inwestorów nie ma mowy o rozwoju i zatrzymaniu migrujących mieszkańców. - Małe miasta i gminy nie mają wielkiego pola manewru w sprawie zwiększenia dochodów bieżących, których głównym źródłem jest podatek od nieruchomości. A jak nie ma nowych inwestycji, to ten dochód nie wzrasta - podkreśla Wojciech Długoborski, prezes Unii Miasteczek Polskich. - Dochodzi nawet do sytuacji, że gminy nie mają środków na wkład własny, by otrzymać unijną dopłatę do inwestycji i koło się zamyka – dodaje.

Zdaniem włodarzy mniejszych miast, pomoc udzielana im przez państwo jest nieskuteczna, a z niektórych środków po prostu nie można skorzystać. - Chcielibyśmy przystąpić do programu rekultywacji terenów zdegradowanych, a nie jesteśmy w stanie, ponieważ mamy ich zbyt mało - zauważa Marcin Orzeszek. - Jeśli są środki dla mniejszych powiatowych miast, niech ministerstwo podzieli całą pulę, a my już wiemy, czego nam potrzeba w Ząbkowicach – kontynuuje.

Potrzeby to przede wszystkim modernizacja zaniedbanej infrastruktury i budowa dróg, aby przyciągnąć inwestorów.

Maciej Zathey z Instytutu Rozwoju Terytorialnego we Wrocławiu dodaje także poprawę transportu publicznego. - Mniejsze miasteczka sąsiadujące ze sobą mogą dzielić pomiędzy siebie różne funkcje i usługi. Nie wszystkie muszą znajdować się przecież w każdym z nich, bo to generuje niepotrzebne koszty. Lecz aby pobliskie miasta były komplementarne, musi istnieć sprawny transport - wyjaśnia. Jak dodaje, sytuacja demograficzna w regionie i dążenie ku zapaści mogą odwrócić przybywający masowo do pracy na Dolnym Śląsku Ukraińcy.

Marcin Kaźmierczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.