Nina Kadłucka

Chciałam wrócić do Wiśniowców [OPOWIEŚCI Z JELENIEJ GÓRY]

Dworzec kolejowy w Marciszowie, gdzie jesienią 1945 roku przyjechali repatrianci z kresów Fot. Fot.fotopolska.eu Dworzec kolejowy w Marciszowie, gdzie jesienią 1945 roku przyjechali repatrianci z kresów
Nina Kadłucka

15 października 1945 roku zostawili nas na dworcu w Marciszowie i kazali szukać jakiegoś domu do zamieszkania.

Kiedy się urodziłaś ?

Urodziłam się w 1940 roku czyli rok po wybuchu wojny.

Gdzie się urodziłaś?

W Wiśniowcach. Były to wtedy tereny należące do Polski a teraz leżące na terenie Ukrainy. A miasto Wiśniowce nie jest już Wiśniowcami tylko nazywa się Iwanofarskow.

Ile miałaś lat jak zdecydowaliście się na przesiedlenie?

Miałam wtedy pięć lat.

Czy przesiedlić się mógł każdy?

Każdy kto chciał się przesiedlić i mógł się przesiedlić musiał mieć karty repatriacyjne, inaczej nie mógł wyjechać. Wszędzie stało wojsko i sprawdzało karty. Mieliśmy szczęście bo taką kartę posiadaliśmy. Kartę tę jednak wydali nam na inne nazwisko - Sitko, a my nazywaliśmy się Sitek. Po zakończeniu wojny dostaliśmy z Warszawy karty z właściwym nazwiskiem.

Jak wyglądało przesiedlenie?

Było to 15 czerwca 1945. Kazali nam opuścić domy, mogliśmy zabrać tylko kuferki z najpotrzebniejszymi rzeczami, cały inwentarz musiał zostać. Na stacji kolejowej musieliśmy czekać na transport. To oczekiwanie trwało 6 tygodni, które spędziliśmy pod gołym niebem. Po tych sześciu tygodniach wsadzili nas w wagony towarowe. Jechaliśmy sześć tygodni, tym pociągiem zawieźli nas na zachód. 15 października 1945 zostawili nas na dworcu w Marci-szowie i kazali nam szukać jakiegoś domu.

Jak żywiliście się podczas tych 12 tygodni?

Było bardzo ciężko, bo był to tak zwany przednówek, czyli plony jeszcze nie wyrosły, dlatego jedliśmy zbiory zeszłoroczne, ale naszym głównym pożywieniem był ususzony i pokrojony w większe kostki chleb. Suszyliśmy go, by się nie psuł i trzymaliśmy w workach.

Jak wyglądało życie w wagonie?

W jednym wagonie było kilka rodzin. Nas było akurat cztery rodziny w jednym wagonie. Jechaliśmy my, czyli ja, mój tata, moja mama i mój brat i nasza dalsza rodzina. W jednym wagonie było około czternastu osób połowa dorosłych połowa dzieci. Stawaliśmy na niektórych stacjach i szukaliśmy czegoś do jedzenia. Pamiętam, jak stanęliśmy w Nysie. Poszłam z mamą w te ruiny miasta i prosiłyśmy o coś do jedzenia. Nie udało nam się niczego zdobyć, ale jakaś kobieta rzuciła z okna mojej mamie chustę, żeby mnie okryła, bo byłam bardzo lekko ubrana, a zrobiło się już chłodno bo była już jesień. Najgorzej w wagonach miały małe dzieci. Mój kuzyn miał wtedy półtora roku strasznie chorował i bardzo płakał.

Wysadzili was z wagonu i jak sobie radziliście?

Jak przyjechaliśmy do Marciszowa wszędzie jeszcze mieszkali Niemcy. Tato znalazł tę chałupkę. Jedyna w Marciszowie, najstarsza. Wybrał ją dlatego, że była blisko stacji, bo gdyby kazali nam z powrotem wracać, chcieliśmy być blisko stacji. Nie mieliśmy pewności, czy zostaniemy tu na zawsze, czy jednak jeszcze będziemy gdzieś przesiedleni.

Ile mieszkaliście z Niemcami?

Do wiosny mieszkaliśmy z Niemcami w domostwie, które miało dwa pomieszczenia. Potem Niemcy zostali wywiezieni na tereny niemieckie. Ta rodzina niemiecka miała dwunastoletniego chłopca, z którym się bardzo zaprzyjaźniliśmy. Ci Niemcy, z którymi zamieszkaliśmy, byli tacy ludzcy i mili.

A czy w tych wagonach można przewozić zwierzęta.

Tak. Wolno nam było zabrać psa, mieliśmy wilczura . Ten wilczur jechał z nami z Wiśnio-wców. Pilnował nas i wiele razy bronił nas przed napadami. Pewnej nocy pobiegł za motorem i ubowcy go zastrzelili.

Czy liczyliście, że wrócicie do starego domu?

Ja jako małe dziecko bardzo chciałam wrócić , bo był to piękny dom zbudowany przez mojego tatę, a tu trafiliśmy do takiej chałupy z dwoma pokojami. Zawsze mówiłam sobie, że kiedyś wrócę do mojego domu, nie zdając sobie sprawy jako dziecko, że to było niemożliwe.

Przeprowadziłam wywiad z moją babcią, która była przesiedleńcem po II wojnie światowej.
Autorka jest uczennicą Gimnazjum w ZSO nr. 1 im. Stefana Żeromskiego w Jeleniej Górze.

Nina Kadłucka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.