Aleksandra Jakubowska: Niestety PiS nie potrafi zarządzać kryzysem

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
Dorota Kowalska

Aleksandra Jakubowska: Niestety PiS nie potrafi zarządzać kryzysem

Dorota Kowalska

- Sprawa posła Pięty ucichłaby po dwóch dniach, gdyby reakcja PiS była szybsza - mówi Aleksandra Jakubowska w rozmowie z Dorotą Kowalską.

Wybory samorządowe będą chyba najpoważniejszym sprawdzianem przed wyborami parlamentarnymi, prawda?
Trudno powiedzieć, być może na poziomie sejmików, dlatego że tam, rzeczywiście, układ polityczny będzie miał znacznie. Myślę, że w tej walce partie polityczne będą występować pod swoimi szyldami. Natomiast, jeśli chodzi o wybory na niższych szczeblach, to obserwujemy już od kilku lat taką tendencję, że kandydaci „ukrywają” się pod różnymi komitetami: a to „Komitet wybiorczy X”, a to „Komitet miasto dla ciebie”, a to „Jesteśmy razem”. Generalnie wszyscy wiedzą, jakie siły za tym stoją, ale trudno w statystykach te wybory sklasyfikować, trudno powiedzieć - kto wygrał, kto przegrał, poczynając od sołectw, kończąc na gminach. Myślę, że ta prestiżowa, wizerunkowa walka odbędzie się w kilku większych ośrodkach i dotyczyć będzie wyboru prezydentów. Tu wyraźnie widać, że partie ruszyły pod swoimi szyldami: mamy Gdańsk, mamy Kraków, mamy Warszawę. Tu dojdzie do takiego sprawdzianu wizerunkowego. On niekoniecznie musi się przekładać na wyniki procentowe, ale na pewno będzie zażarta walka o te miasta.

Spotkałam się z opinią, że to jednak będą wybory wyjątkowe, jeśli chodzi o walkę o samorządy, bo będą swoistym plebiscytem - opowiedzeniem się za albo przeciw Prawu i Sprawiedliwości.
Tak, ale jak powiedziałam, tam gdzie Platforma Obywatelska, PiS, inne partie pójdą pod swoimi sztandarami. Natomiast poniżej sejmików będzie więcej komitetów, będzie więcej takich powiedziałabym niezdefiniowanych politycznie kandydatów, w sensie deklaracji oficjalnych. Wybory samorządowe są na pewno ważne, ale ja bym nie przeceniała ich roli. Dlatego, że nie można na ich podstawie prognozować, jak potoczą się za rok wybory parlamentarne, czy kto wygra w wyborach prezydenckich, bo wszystko się jeszcze może zdarzyć. Ale na pewno najważniejsze partie w kraju zmobilizują siły, żeby udowodnić społeczeństwu, że to one wygrały te wybory.

Walka o prezydenturę Warszawy zapowiada się fascynująco. Jak pani myśli, wygra Patryk Jaki czy Rafał Trzaskowski?
Myślę, że będzie tak jak w wyborach prezydenckich w 2015 roku i kandydat Platformy poniesie sromotną klęskę. Swoją drogą, to zadziwiające, jak nie wyciąga się wniosków z popełnionych błędów. Odnoszę wrażenie, po kilku publicznych wypowiedziach pana Trzaskowskiego, że on jest taką wersją Ryszarda Petru, tylko mniej zabawną. To znaczy popełnia, jak Petru mnóstwo gaf, ale gafy Petru były śmieszne, przysparzały mu sympatii, niezależnie, jaki miały wpływ na notowania Nowoczesnej. Natomiast Rafał Trzaskowski tak jakby nie rozumie, na czym polega kampania wyborcza, nie potrafi jej prowadzić, jeśli ma jakiś team, który mu doradza, to ja bym ten team natychmiast zwolniła.

Dlaczego?
Nie można iść do Warszawiaków i mówić im, że się nie ma pomysłu na Warszawę. Nie można iść do warszawiaków i mówić im, że mosty są niepotrzebne, bo będą korki. Korki są, bo mostów jest za mało i mogłaby tak jeszcze długo wyliczać. Nawet atut, bo Trzaskowski jest rdzennym warszawiakiem, urodzonym w Warszawie, chociaż jeśli jest taka polityczna potrzeba staje się także rdzennym krakusem, nie jest do końca jego atutem. Patryk Jaki zyskuje tym, że jest „słoikiem”, bo Warszawa roi się od „słoików”. To ludzie, którzy przyjeżdżają do stolicy w poszukiwaniu pracy, w poszukiwaniu kariery i czują się urażeni tym, że Jaki pochodzący z prowincji traktowany jest przez Trzaskowskiego z lekceważeniem. Patryk Jaki mówiąc o tym, że jest spoza Warszawy, ale kocha to miasto, mieszka w tym mieście ma znacznie większe szanse. Prowadzi dobrą kampanię: dynamiczną, widać, że mu się chce, że bardzo pragnie tym prezydentem zostać, że, rzeczywiście, chce coś zrobić w Warszawie. Jego aktywność w komisji reprywatyzacyjnej też nie jest bez znaczenia: jest skuteczny. Można na kilka miesięcy przed wyborami, wbrew sondażom, jakie są, bo w tych oficjalnych Trzaskowski wciąż ma większe poparcie, stwierdzić, że może się okazać, jak przed wyborami prezydenckimi w 2015 roku, iż kandydat, który miał na początku większe szanse - przegra. Trzaskowski nie przykłada się do kampanii, opowiada czasami bzdury - myślę też, że dużym obciążeniem dla tych, którzy nie są takimi bałwochwalczymi wyznawcami Platformy Obywatelskiej, jest fakt, iż Rafał Trzaskowski jest kandydatem Platformy Obywatelskiej - to po pierwsze. A po drugie, że jest kojarzony z Hanna Gronkiewcz-Waltz, prowadził przecież jej kampanię.

Fakt, że Rafał Trzaskowski jest kandydatem Platformy nie jest w stolicy chyba obciążeniem, Warszawa zazwyczaj głosowała za ludźmi Platformy.
Nie mówię, że to minus, Patryk Jaki też nie udaje, że nie jest kandydatem Zjednoczonej Prawicy. Zderzą się ze sobą dwie największe partie - partia rządząca i partia opozycyjna i rodzi się pytanie, jak się Warszawa, która zawsze była uważana za takie siedlisko zwolenników Platformy Obywatelskiej, zachowa. Na ile ta, czasami powiedziałabym, ślepa miłość do Platformy zwycięży nad racjonalną oceną tego, co kto sobą reprezentuje. Najważniejsze pytanie to, jak pomysł na Warszawę mają obaj kandydaci.

Ostatnimi czasu Sojusz Lewicy Demokratycznej ma całkiem niezłe notowania, jakiś miesiąc temu uzyskiwał w sondażach nawet 9 -procentowe poparcie. Pani zdaniem to stały trend, czy chwilowa zwyżka formy?
Straciła Nowoczesna, trochę traci Kukiz - gdzieś ten elektorat musi kierować swoje uczucia. Odnoszę jednak wrażenie, że SLD jest trochę pompowane, tak jak Zandberg był pompowany przed wyborami prezydenckimi, czy partia Razem, przez co w sumie SLD do parlamentu nie weszło. Możliwe też, że Sojusz ma lepsze notowania, bo praktycznie nie ma go na scenie politycznej. SLD nie angażuje się zbytnio w to, co się dzieje. I myślę, że to dla nich bonus. Ludzie mówią: „No dobrze, ci się kłócą, wariują, jakieś głupoty opowiadają, a SLD niczego głupiego ostatnio nie zrobiła”. Myślę, że to bardziej ten trend. Proszę zauważyć: największe wydarzenie ostatnich tygodni, czyli protest niepełnosprawnych w Sejmie i przedstawicieli SLD wokół niego nie było. Politycy SLD przestali się w bieżącej polityce pokazywać, wykorzystują fakt, że obraziły się na siebie media publiczne i opozycja, politycy opozycji nie przychodzą do TVP. To dla mnie śmieszne, bo słyszę Czarzastego w radiu Zet, który wyznaje z uczuciem Konradowi Piaseckiemu: „Dwa lata mnie nie zapraszaliście, ale marzenie się spełniło.”

Słyszę też takie opinie, że te wzrosty notowań SLD, to prezent od Prawa i Sprawiedliwości. Bo elektorat, który przepłynął z Sojuszu do partii rządzącej został skutecznie zniechęcony ustawą degradacyjną, ustawą dekomunizacyjną i innymi zapisami uderzającymi w ludzi związanych w mniejszym lub większym stopniu z Peerelem.
Bardzo możliwe, ale nie wyolbrzymiałabym wielkości tego elektoratu. To jest elektorat z roku na rok zmniejszający się, ludzie, którzy swoje wielkie kariery w różnych strukturach, czy to wojskowych, czy strukturach służb, czy partyjnych skończyli już wiele, wiele lat temu. Ich jest coraz mniej. Oczywiście, ci, którzy byli związani z lewicą, a głosowali na PiS poczuli się z powodu ustawy dezubekizacyjnej, czy degradacyjnej w jakiś sposób oszukani przez PiS, chociaż nie wiem, czy PiS im obiecywał cokolwiek. Ale proszę zauważyć, że z ustawy degradacyjnej się wycofano, prawda? Proszę sobie przypomnieć, jakie wielkie były zamiary zrobienia z Moniki Jaruzelskiej tej, która poprowadzi lewicę do zwycięstwa właśnie na fali tej ustawy degradacyjnej, która stanie w obronie żołnierzy, ojca itd. Wyrwano kły całej tej akcji. Oczywiście, ustawa dezubekizacyjna jest paliwem napędowym dla SLD, ale proszę zauważyć, że Sojusz nie ma nowego pola działania. Traci w wyniku zwyczajniej biologii, bo większość tego żelaznego elektoratu to ludzie w poważnym wieku i powoli ich ubywa. Więc SLD traci biologiczny elektorat, ale nie zyskuje nowego, bo jeżeli chodzi o młodzież, to praktycznie nie ma jej wśród zwolenników SLD, ale Sojusz nie ma też nowych pomysłów dla młodych ludzi, nie ma nowych inicjatyw. Proszę spojrzeć, kto przychodzi chociażby na spotkania organizowane przez SLD, jaka tam jest średnia wieku.

Ale na lewicy Sojusz wciąż jest najsilniejszy.
SLD ciągle jest marką.

Pozostało jeszcze 58% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.