Dlaczego warto być przeciwko empatii - lekcja profesora Blomma

Czytaj dalej
Janusz Michalczyk

Dlaczego warto być przeciwko empatii - lekcja profesora Blomma

Janusz Michalczyk

Nie mam nic przeciwko emocjom, bo bez nich nie dałoby się odróżnić ludzi od automatów. Oczywiście, kiedy emocje biorą górę nad rozumem czy zdrowym rozsądkiem, zaczynamy przypominać człowieka, który stoi z uniesioną nogą nad przepaścią.

Empatia to szczególna emocja, bo nakierowana na drugą osobę, co zwykle kojarzy się bardzo pozytywnie. Powiedzieć komuś, że jest empatyczny to jakby pogratulować mu umiejętności wykraczania poza własny egoizm i wczuwania się w stan psychiczny bliźniego. Od empatii blisko już do inteligencji emocjonalnej, która ma być wyróżnikiem osoby wrażliwej i skłonnej do współodczuwania czyjegoś bólu a nawet rozpaczy. Dlatego ciekawy punkt widzenia pokazał amerykański gość krakowskiego Copernicus Festivalu - prof. psychologii Paul Blomm, autor książki pt. „Przeciw empatii”. Co to musi być za potwór, który atakuje tak pozytywne pojęcie?

Bloom niczym wytrawny bokser przed zadaniem ciosu ustawia sobie najpierw przeciwnika w narożniku. Dla niego empatia to zjawisko „wchodzenia w czyjąś skórę”. Nie chodzi zatem o te wszystkie wzniosłe uczucia, które nam przychodzą w pierwszej chwili do głowy jako reakcja na hasło „empatia” i bez których cały humanizm pęka jak przekłuty balonik, ale raczej o skutki współczucia czy litości. Mówiąc inaczej - chodzi o ciemną stronę współczucia. Zaraz, zaraz... Czy współczucie może być czymś złym? Tak! - uderza nas prawym prostym Blomm. I wyjaśnia: gdy jest bezrefleksyjne.

Dając pieniądze żebrzącemu dziecku pozwalamy zarabiać gangom, bo to dorośli cwaniacy wykorzystują bezwzględnie nieletnich. Kto na ulicy wręcza pieniążek, by poczuć się dobrym Samarytaninem, staje niejako po ciemnej stronie mocy. Dobry lekarz to taki, którego działanie wpływa pozytywnie na stan zdrowia pacjenta. Lekarz odczuwający ból każdego chorego musiałby oszaleć. Medyk powinien rozumieć cierpienie pacjenta, nie może być zimny i bezduszny, ale nie wolno mu ulegać emocjom, bo jego decyzje przestaną być trafne. Dlaczego zwykli, dobrzy, biali Amerykanie radośnie brali udział w linczach na niewinnych Murzynach? Bo wywołano u nich wcześniej empatię wobec ofiar gwałtów.

Z poglądami amerykańskiego psychologa można rzecz jasna z powodzeniem polemizować, bo wiele zależy od tego, jak zinterpretujemy konkretną sytuację i ludzkie intencje. Dla mnie wywody Blooma są o tyle wartościowe, że utwierdzają mnie w przekonaniu, że bezrefleksyjna emocjonalność czyni z człowieka łatwą ofiarę wszelkiej maści manipulatorów, a nie ulega wątpliwości, że niektórzy potrafią po mistrzowsku wzbudzać u innych współczucie, cynicznie wykorzystując empatię do własnych celów. Nie twierdzę, że dopatrywanie się skutków manipulacji we wszystkich sytuacjach to właściwa postawa. Jestem jak najdalszy od mentalności tropiciela spisków. Do jednego się przyznam - wrażenie, że ktoś próbuje mną sterować niczym marionetką, zamienia mnie w nieczułą skałę.

Tak, wiem - wszyscy trochę manipulujemy bliźnimi wpływając na ich emocje, ale istnieje dość prosty sprawdzian dobrych intencji. Widzę to tak: moja korzyść nie może być Twoją stratą.

Janusz Michalczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.