Prababcia chciała być lekarzem. Wojna zmieniła plany

Czytaj dalej
Fot. Fot. Piotr Krzyżanowski / Polska Press
Maja Stabrowska

Prababcia chciała być lekarzem. Wojna zmieniła plany

Maja Stabrowska

W czasie wojny pracowała jako pielęgniarka w fabryce lokomotyw „FABLOK”. Szkołę pielęgniarską skończyła po wojnie.

Barbara Majchrowicz z domu Szeligowska, moja prababcia, należała do tak zwanego pokolenia kolumbów, a to znaczy, że stała się pełnoletnia w roku, w którym rozpoczęła się druga wojna światowa. Musiała więc zweryfikować swoje plany po ukończeniu szkoły średniej. Nie mogła wkroczyć w dorosłe życie tak, jak jej rówieśnicy urodzeni po wojnie.

Przyjechała do Wałbrzycha z Dąbrowy Górniczej w roku 1947, do swoich rodziców, Henryka i Władysławy, którzy byli jednymi z migrantów powojennych na Ziemiach Odzyskanych. Była wtedy młoda, szukała dla siebie lepszej przyszłości. W jej rodzinnym mieście trudno było znaleźć dobrą pracę czy mieszkanie. Dolny Śląsk natomiast został przyłączony do Polski dopiero po wojnie, więc nie został zrujnowany. Był wtedy dobrym miejscem do życia.

Barbara Szeligowska zawsze chciała zostać lekarzem. Jeszcze przed wojną miała rozpocząć studia medyczne, jednak tragiczne wydarzenia pokrzyżowały jej plany. Zamiast tego, zatrudniła się w fabryce lokomotyw „FABLOK” w Chrzanowie.

Prababcia nie mdlała na widok krwi i potrafiła udzielić pierwszej pomocy, więc zaangażowano ją w pracę pielęgniarki przy lekarzu. Znała też język niemiecki, więc mogła tłumaczyć to, co lekarz mówił do pacjentów i to, co pacjenci do niego. Bo doktor był Niemcem, chory - Polakiem. A musieli przecież się zrozumieć.

Moja prababcia śpiewała w chórze kościelnym. Poznała tam mężczyznę o pięknym głosie - Tadeusza Miśkiewicza. Zakochali się w sobie prawie od razu. Ich miłość nie trwała jednak zbyt długo.

Narzeczony Barbary Szeligowskiej został wydany hitlerowcom, ponieważ należał do organizacji antyfaszystowskiej. Wkrótce wywieziono go do Oświęcimia i rozstrzelano. Barbara Szeligowska nigdy nie usłyszała już śpiewu ukochanego, choć w jej sercu obraz i dźwięk głosu pozostał na zawsze.

W 1944 roku moja prababcia poznała Zdzisława Majchrowicza, dentystę.

Razem z nim przyjechała do Wałbrzycha trzy lata później. Pobrali się i zamieszkali w mieszkaniu przy ulicy Moniuszki. W 1948 roku przyszła na świat moja babcia, Monika Stabrowska z domu Majchrowicz. Była ich jedynym dzieckiem. Pradziadkowie rozeszli się w 1952 roku.

Zastanawialiśmy się wszyscy, dlaczego tak skończyła się droga ich wspólnego życia. Może to prawda, że pierwsza miłość jest tą jedyną, najważniejszą i po niej już każda inna nie może być szczęśliwa? A jeszcze jak młodzi ludzie poznają się w tak tragicznych okolicznościach, jak wojna. Tak, związek z moim pradziadkiem nie mógł skończyć się inaczej.

Prababcia pracowała w przychodni przy kopalni „THOREZ”, a później w szpitalu górniczym. Skończyła prawdziwą szkołę pielęgniarską dopiero w 1956 roku, a po kilku miesiącach wyjechała do NRD na trzy lata.

Gdy moja babcia pytała ją, czy mogłaby żyć w innym miejscu, zawsze odpowiadała tak samo: - Nigdy, przenigdy. Tu jest moje miejsce, tu jest mój dom. Moja mała OJCZYZNA.

Ja nie pamiętam twarzy mojej prababci Barbary Majchrowicz. Byłam bardzo mała, kiedy umarła.

Jedyne wspomnienie związane z prababcią to zatarty obraz siwej kobiety pochylającej się nad dziecięcym łóżeczkiem i kosmyk włosów opadający na mój policzek.

Autorka jest uczennicą Publicznego Gimnazjum z Oddziałami Integracyjnymi w Wałbrzychu

Maja Stabrowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.