Co motywuje nas do pracy? Pasja i satysfakcja, a nie wysokie zarobki

Czytaj dalej
Fot. pixabay.com
Kinga Mierzwiak

Co motywuje nas do pracy? Pasja i satysfakcja, a nie wysokie zarobki

Kinga Mierzwiak

O tym, dlaczego pieniądze wcale nie muszą dawać satysfakcji, mówi dr Ewa Jarczewska-Gerc. Z psychologiem rozmawiamy m.in. o tym, co robić, by czuć się szczęśliwym w pracy.

Satysfakcja, zgrany zespół, a może zarobki - co jest najważniejszym czynnikiem, który decyduje o tym, czy jesteśmy zadowoleni z pracy?

Nie da się stwierdzić, co jest najważniejsze, bo różnimy się między sobą i każdy z nas ma inne preferencje. U jednych motywację wewnętrzną wzbudza fakt, że realizujemy się w czymś, co nam sprawia przyjemność. Ale są też ludzie, którym taka motywacja wewnętrzna nie jest potrzebna.Dla nich najważniejsze są wysokie zarobki, prestiż, pozycja.

Od czego to zależy? Tylko od priorytetów, a może też od osobowości, charakteru?

To nie jest tak, że introwertycy mają tak, a ekstrawertycy - inaczej. Większość ludzi uważa pieniądz za coś ważnego, ale nie dla każdego wysokość zarobków jest aż tak istotna, by znalazła się na pierwszym miejscu w czołówce czynników decydujących o zadowoleniu z pracy.

Wyniki 6. edycji badania „Najbardziej pożądani pracodawcy w opinii specjalistów i menedżerów” przeprowadzonego przez Antal pokazały, że zarobki znalazły się dopiero na piątym miejscu powodów, dla których menadżerowie starają się o pracę.

Właśnie. Często wydaje nam się, że pieniądze są najważniejsze. Owszem, są ważne. Ale jest to tzw. czynnik higieniczny, czyli taki, który przeciwdziała niezadowoleniu. Teraz musimy sobie zadać pytanie: czy bycie w pracy powinno ograniczać się do niebycia niezadowolonym?

Koszt robienia czegoś, do czego trzeba się zmuszać, może być duży.

Jeśli nie lubimy swojej pracy, przymuszamy się do jej wykonywania. Jeżeli nie czerpiemy przyjemności, radości z tego, co robimy na co dzień, koszt psychologiczny może być ogromny. Zmuszanie się do czegokolwiek, choć bywa obiektywnie efektywne, powoduje cierpienie. Efekt jest taki, że człowiek dużo szybciej poczuje się wypalony, niż gdyby robił nadgodziny w pracy, która sprawia mu satysfakcję.

A co, jeśli realizujemy się w wymarzonym zawodzie, ale przerasta nas nadmiar obowiązków?

Poczucie, że przerastają nas obowiązki, może mieć wiele różnych przyczyn. Może być ono obiektywne - w tym sensie, że faktycznie mamy więcej, niż da się wykonać w określonym czasie. Jednak często owo poczucie wynika z czynników wewnętrznych, subiektywnych. Np. z tego, że jesteśmy przemęczeni, bo dawno nie byliśmy na urlopie, albo nie potrafimy właściwie regenerować się po pracy. A może niewłaściwie zarządzamy sobą w czasie? Wykonajmy analizę tak zwanych zjadaczy czasu? Może zbyt wiele czasu poświęcamy na bezsensowne pogaduszki, albo czytanie newsów w internecie? Paradoksalnie wprowadzenie większej dyscypliny do codziennego rozkładu zajęć, zamiast odbierać nam zasoby, sprawia, że działamy bardziej efektywnie i mamy więcej czasu na inne działania, np. odpoczynek, sport, spotkania z ludźmi.

Ostatnio w internecie popularnością cieszył się film, w którym narrator narysował oś czasu, podzieloną na 8 dekad - to dekady naszego życia. Narrator mówił w tym filmie, że większość życia spędzamy w pracy. Dzieciństwo i emerytura to dwie dekady. Taki film ilustruje, że chyba nie powinniśmy poświęcać większości życia na coś, co nie sprawia nam frajdy.

Słuszne spostrzeżenie. Dodałabym tutaj, że kiedyś pokutowało przekonanie, że należy znaleźć firmę, w której będzie można pracować do końca życia. To dawało złudzenie stabilizacji. Stabilizacji, za którą niekoniecznie kryła się samorealizacja. Tak było jeszcze jakieś 20 lat temu, kiedy sama stałam przed wyborem zawodu. Traktowałam to jako ważną decyzję, jak przekroczenie Rubikonu przez Juliusza Cezara. „Kości zostały rzucone” i już nic nie można zmienić. To nieprawda.

Cudowne jest właśnie to, że dziś zmieniamy swój sposób myślenia. Ja odkryłam to podczas stażu w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie bardzo często zmieniają pracę, nie przywiązują się do myśli, że muszą pozostać w tej konkretnej branży. Tak stopniowo zaczynamy myśleć również w Polsce. Rozwój zawodowy to pewna droga. Nie wiemy, co się wydarzy.

Może nagle zapragniemy spełnić marzenia z dzieciństwa i malować obrazy? A potem założyć własną galerię z dziełami sztuki? Dlaczego by nie spróbować.

Ludzie zazwyczaj boją się zmian.

Obawiamy się zmian, ale zmiany są absolutnie naturalne i zazwyczaj konstruktywne. Na początku każda zmiana jest bolesna, powoduje dezintegrację, czyli rozbicie pewnej struktury. Jednak przy naszym odpowiednim nastawieniu, wysiłku i pracy ta dezintegracja może być bardzo pozytywna. W psychologii funkcjonuje zresztą określenie odnoszące się do takiej zmiany - dezintegracja pozytywna. Oznacza to, że aby dotrzeć dalej i osiągnąć więcej, coś musi się najpierw rozpaść. I to nieprawda, że w wieku 40-50 lat nie mamy już szans na zmianę w swoim życiu zawodowym. Wiem na przykładach z najbliższego otoczenia, że jest to możliwe. Moja mama, mając ponad 50 lat, poszła na studia teologiczne i dziś uczy w przedszkolu religii. Mówimy tutaj o tzw. psychologicznej zasadzie płodozmianu. Niektórzy latami wykonują te same obowiązki i wciąż są względnie szczęśliwi lub nieszczęśliwi. Nie zmieniają niczego, bo się boją, ale po pewnym czasie pojawia się wypalenie, wówczas warto zastanowić się o wyjściu ze swojej strefy komfortu i odważenie się na coś, co wcześniej nas pociągało, ale nie było częścią naszego życia zawodowego. Takie ryzyko może się opłacić.

Czyli powinniśmy podążać za swoim hobby, pasją?

Tak, trzeba po prostu otworzyć się na te zajęcia, które korespondują z naszymi zainteresowaniami, preferencjami, hobby. Ale czasem nawet niewielka zmiana może dać nam nową energię i spowodować, że mimo wypalenia ten płomień się odrodzi. Może to być na przykład przesunięcie na inne stanowisko w ramach tej samej struktury - wówczas będziemy mogli zmierzyć się z nowymi zadaniami, to też stanowi jakieś wyzwanie. Zresztą, nawet w obrębie tego samego zawodu można dostosować pracę do swoich oczekiwań i preferencji. Na przykład weterynarz, który lubi ciszę, może zajmować się zwierzętami na wsi. Ten, który woli zgiełk miasta, może prowadzić lecznicę w metropolii. A ten, który woli pochylić się nad anatomią zwierząt naukowo, ma szansę na samorealizację jako badacz.

Możliwości jest wiele, tylko nie zawsze mamy odwagę, by po nie sięgnąć. Tymczasem w każdym zawodzie można dobrać sobie warunki odpowiadające naszym preferencjom.

Czyli najważniejsze jest to, by spełniać się w obszarze swoich zainteresowań. A jak odkryć w sobie tę pasję? Niektórzy nawet po studiach nie wiedzą, czym chcą zajmować się w życiu.

Namawiam, by już w szkołach psychologowie i pedagodzy prowadzili kursy z doradztwa zawodowego. Czasem wystarczy po prostu pokazać coś dzieciom. Coś, co przykuje ich uwagę i pozwolić, by zaczęły rozwijać w sobie zainteresowanie. Z oficjalnej strony Ośrodka Rozwoju Edukacji można też pobrać przeznaczone dla dzieci w wieku 13 lat i więcej darmowe narzędzie „Quo vadis?”, które zawiera serię pytań dotyczących zainteresowań oraz zadań kompetencyjnych. Nastolatek po rozwiązaniu takiego testu otrzymuje wynik z trzema najbliższymi mu profilami zawodowymi. Są też wskazówki, jak do tego zawodu dotrzeć, w jakich dziedzinach się rozwijać. Osoba badana dowie się także, jakie ma mocne strony, a jakie obszary do rozwoju.

Trzynaście lat to nie za wcześnie?

Nie, to dobry czas, żeby zacząć zastanawiać się, co nas najbardziej interesuje. Oczywiście, w ciągu kilku lat może się wiele zmienić. To naturalne. Ludzie zmieniają się w każdym wieku, nawet mając 35-90 lat. Warto jednak uczyć się samoświadomości. Ostatnie badania pokazały, że ok. 70-80 procent młodzieży wiejskiej, kształcącej się w szkołach rolniczych, nie chce pracować na roli.

Ale i tak zdarza się, że młodzi wybierają profil szkoły lub później studia, które nie odpowiadają faktycznie temu, co chcą robić w życiu. Albo podejmując decyzję o kierunku studiów, nie wiedzą jeszcze tego, czym chcą zajmować się w przyszłości.

I potem mają poczucie zmarnowanego czasu. Zupełnie niesłusznie, ponieważ nawet jeżeli studiujemy coś, co nam nie odpowiada, to w ciągu tych kilku lat spotykamy ludzi, którzy też nas czegoś uczą. A ponadto nigdy nie wiadomo, co przyda nam się w przyszłości. Czasem młodzi ludzie odczuwają presję, by iść na takie studia, po których będą mogli znaleźć dobrze płatną pracę.

Albo presję, by kontynuować rodzinną tradycję - prawniczą lub medyczną.

Niejednokrotnie zdarza się tak, że przyszły prawnik lub lekarz zmienia studia, bo po prostu tego nie czuje. Z pewnością wybór kierunku studiów ze względu na dobrze płatną pracę nie będzie dobrym wyborem, bo żeby zarobić i się za chwilę nie wypalić, trzeba coś lubić.

Znam osoby, które podążyły nie za pieniądzem, a właśnie za swoją pasją i dobrze na tym wyszły. Dziś zarabiają dużo więcej niż ci, dla których najważniejsza była perspektywa finansowej prosperity.

Kinga Mierzwiak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.